seaman seaman
1486
BLOG

Kawałek suwerenności odstąpię solidnemu...

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 75

W tekście zapraszającym do debaty o Polsce w Unii Europejskiej Igor Janke zastanawia się, czy możemy oddać część suwerenności w zamian za bezpieczeństwo finansowe. Moim zdaniem to pytanie nie oddaje sedna sprawy. Istotą problemu bowiem jest obecne przywództwo Unii. Zatem pytanie powinno brzmieć: W czyje ręce mamy oddać ten nasz kawałek suwerenności, komu konkretnie powierzyć los państwa?

Popatrzmy zatem, kogo tu mamy w oficjalnym składzie szeroko rozumianego, unijnego kierownictwa. Barroso, Ashton, van Rompuy, Buzek, Jagland. Bezbarwni, bierni, mierni, wierni, nijacy. Aż do mdłości usłużni wobec swoich mocodawców, a wiemy przecież na pewno, że nie są nimi wyborcy. Pewnie jest jeszcze paru znaczniejszych komisarzy i urzędników, których przewaga nad innymi polega na tym, że częściej występują w telewizji. Ja bardzo przepraszam, ale to jest śmiech na sali. Oni mogliby bez żadnej charakteryzacji i wygłaszając własne oryginalne kwestie, występować u Monty Pythona. To przecież Buzek kiedyś uznał, że wyrażać sceptycyzm wobec Unii, to tak jak negować holocaust.

Napisałem kiedyś, że Stany Zjednoczone mają swojego prezydenta, Niemcy kanclerza, Katar ma szejka, a Unia wybrała sobie wanrompuja. Celowo spolszczyłem i strywializowałem to nazwisko, bo w sensie merytorycznego wpływu rzekomy prezydent UE, Herman van Rompuy jest nikim. Zero, nul, nothing, nic. Każdy to wie i widzi, łącznie z samym delikwentem. A przecież ów van Rompuy jest symbolem i uosobieniem kalibru całej reszty tej dobranej kompanii pozorantów.

No więc, jest oczywiste, że tylko głupcy zaryzykują oddanie swojego losu, suwerenności narodowej i pomyślności obywateli w ręce figurantów, kukiełek i statystów. Dodam jeszcze, że ten ich podły status marionetek świadczy także o osobowościach i charakterach. W końcu odgrywają role błaznów za swoją zgodą i nie za darmo.

Oczywiście, ktoś zaraz mnie skontruje: Oni faktycznie nie rządzą, to urzędnicy jakiegoś tam mniejszego czy większego kalibru, ich znaczenie ma się nijak do kluczowych decyzji, czy ustalania unijnej strategii. Ale w takim razie ja zapytam, po co ten cały cyrk? Wiem, wiem, żeby przykryć rzeczywistość, w której rządzą najsilniejsi, czyli po prawdzie tandem niemiecko-francuski, który robi swoje za kulisami.

Zatem powraca pytanie, czy chcielibyśmy powierzyć nasz kawałek suwerenności tym kilku państwom, które faktycznie rządzą Unią? Z tym że trzeba koniecznie pamiętać, iż skoro przyznaliśmy, że to oni rządzą, to właśnie za ich przyczyną Unia znalazła się w obecnym fatalnym położeniu. To Niemcy, Francja, Włochy przeforsowały utworzenie eurozony na tak bezmyślnych zasadach, że dzisiaj strefa drze się niczym stare prześcieradło. To Anglia z Hiszpanią prześcigają się w partykularnym egoizmie, a inne kraje starają się im w tym procederze nie ustępować nawet na krok. To pani kanclerz Niemiec dogaduje się z kagiebistą Putinem w strategicznej kwestii rurociągu gazowego ponad głowami partnerów z Unii. Czy możemy w tej sytuacji my, Polacy powierzyć naszą suwerenność Angeli Merkel?

Jeśli zatem jest prawdą, że rządzi tandem niemiecko-francuski, to dzisiaj trzeba uznać za prawdę, że to przywództwo kompletnie zawiodło. Nigdy nie uwierzę, że przez wiele lat Niemcy nie mieli pojęcia o greckich oszustwach i kreatywnej księgowości. Jeśli natomiast mieli jakiś udział w przywództwie także szefowie rządów z innych krajów, to tym gorzej świadczy o całym zamyśle unijnym. No, bo czy można byłoby z czystym sumieniem rzucić nasz los („na stos rzuciliśmy nasz życia los”) na pastwę takich strażników świętego ognia zjednoczonej Europy, jak  lewak z Hiszpanii, włoski hochsztapler, czy błazen z Francji wspinający się na palce, żeby lepiej wypaść na zdjęciu? Pytanie retoryczne.

Nie mamy dylematu (piszę oczywiście w swoim imieniu), czy chcemy mieć realne i solidne zabezpieczenie przed recesją, czy nawet bankructwem w zamian za rezygnację z kawałka suwerenności. A nie mamy tego dylematu, ponieważ nie mamy żadnego wyboru – jak runie strefa euro albo cała Unia, to też znajdziemy się pod gruzami. Jednak pod obecnym przywództwem Unii i na dotychczasowych zasadach, na jedno wychodzi – mniej czy bardziej suwerennie, ale zostaniemy pogrzebani z całą ferajną. Istnieje natomiast oczywisty dylemat, czy znajdzie się takie przywództwo w Unii Europejskiej, któremu byłoby warto (tak!) oddać część suwerenności.

Jest pytanie, po co Niemcy i Francja dążą do wprowadzenia nowych regulacji w traktacie lizbońskim. Chcą naprawić mechanizm, czy też postępują według starej zasady - zmienić tak dużo, żeby wszystko zostało po staremu? Czy są w stanie zrezygnować z bezwzględnej dominacji i ustalić reguły zabezpieczające interesy wszystkich członków wspólnoty, a nie tylko kilkorga najsilniejszych państw? Czy to jest w ogóle możliwe? Czy w ogóle jest możliwe stworzenie takich wiarygodnych zabezpieczeń? Ciemność widzę. Ale drugą część alternatywy, czyli Polskę pomiędzy Niemcami i Rosją dominującymi w Europie, już niejeden raz przerabialiśmy. Jeszcze czarniej to widzę.

Regularnie wertuję tygodnik „Uważam Rze”. Z reguły czytam od deski do deski. Z jednym wyjątkiem – felietonu Eryka Mistewicza. To taki inżynier nastrojów społecznych, jak go sobie określam. Czytanie felietonów Mistewicza uważam za bezsensowne z powodów ściśle merytorycznych. Otóż opisuje on (i sam zapewne tworzy) najnowsze technologie wygrywania wyborów. Dzisiaj bowiem wygrywa się wybory za pomocą uśmiechów, marek garniturów, mowy ciała, min, gestów, fryzur, strojów, modnych okularów, bon motów, coraz młodszych żon oraz tym podobnych atrybutów hucpy zwanej szumnie postpolityką.

Niestety, ten sztafaż, który niegdyś był dodatkiem do osobowości, obecnie stał się podstawowym wyposażeniem polityka. Już nie musi mieć programu ani pomyślunku. O wizji nawet nie wspomnę. Do tej technologii dostosowały się biznesmedia, które z polityki uczyniły coś w rodzaju teatru sensacji. Obsadzają polityków w rolach czarnych charakterów, błękitnych aniołów, nocnych koszmarów albo poczciwych safandułów. Kto płaci, ten zamawia i ma.

Według tych reguł Winston Churchill przegrałby z kretesem z Palikotem. Jeśli nie będzie przywództwa z prawdziwego zdarzenia nie przetrwa ani Unia , ani strefa euro z Polską, czy bez Polski. Bo choćbyśmy się nie wiem jak bardzo starali, w tym systemie zawsze wygra klon van Rompuya. Jakiś Sarko, jakiś Silvio, jakiś Donek.

http://jankepost.salon24.pl/368057,polska-w-europie-jakiej-zapraszam-do-debaty

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (75)

Inne tematy w dziale Polityka