Wbrew licznym wybrzydzającym opiniom uważam, że jeśli chodzi o obsadę resortu sprawiedliwości, to premier Donald Tusk mógł wylosować gorzej. Poglądy Jarosława Gowina na wymiar sprawiedliwości w Polsce są niesłychanie wyraziste i do tego stopnia krytyczne, że jeśli on ma elementarny szacunek do samego siebie, to będzie w tym ministerstwie orał niczym wół od świtu do nocy.
Filozofię swojego pojmowania prawa w naszym nieszczęśliwym kraju przedstawił w lutym 2008 w Polskim Radio. Gowin został wówczas zagadnięty przez Jacka Karnowskiego na temat zatrzymania prezydenta Olsztyna oskarżonego o gwałt na swojej podwładnej.
Natomiast dla mnie jest rzeczą oczywistą, mówiłem i pisałem o tym od lat, że prawo i wiele instytucji państwowych w Polsce jest taką wydmuszką, jest fasadą, za którą kryje się rzeczywistość nie mająca nic wspólnego ani z moralnością, ani ze sprawiedliwością, ani właśnie z zasadami państwa prawa – ówczesny szeregowy poseł Platformy bezlitośnie ocenił bagno zwane w Polsce systemem prawnym.
Notabene, proces prezydenta Olsztyna ruszył właśnie teraz, po trzech latach od zatrzymania delikwenta. Trzy lata trwało przygotowanie procesu w sprawie jednego gwałtu. Już sam powyższy fakt świadczy, że nie zmieniło się wiele pod tym względem od czasu radiowej filipiki posła Gowina. Sprawa Krzysztofa Olewnika ujawniła bezmiar bezprawia w systemie prawnym III RP.
Kadencja Platformy u władzy nie przyniosła zmiany, jeśli już to na gorsze. Oddzielenie prokuratury od ministra sprawiedliwości miało przynieść jej niezależność, ale wyszło jak zwykle – kolejna fasada. Najlepsi fachowcy z Gazety Wyborczej niejednokrotnie wykazywali czarno na białym, że polskie prawo jest tak skonstruowane, iż nie można udowodnić nadużyć służbom specjalnym i prokuratorom.
Zwłaszcza w sprawie Barbary Blidy co krok wychodziło szydło z worka, że prokuratura jest pisowska do szpiku kości. Umarzała bowiem jak leci wszystkie śledztwa przeciwko PiS. Nawet prawnicze wynalazki takiego specjalisty, jak śledczy tygrys Ryszard Kalisz były bezlitośnie dołowane. Teraz jeszcze dołączył do tej sitwy pisowski sąd w Katowicach, który uznał, że działania prokuratorów po samobójczej śmierci Barbary Blidy mieściły się w granicach prawa. To już się po prostu w głowie nie mieści, żeby głupich nacisków nie można było w tym kraju udowodnić.
Ale co tam naciski. Według Wyborczej „prokuratura osłania funkcjonariuszy ABW, prokuratorów i polityków, którzy dopuścili się nadużycia władzy w sprawie śmierci Barbary Blidy”. To już nie jest jakaś tam nikczemność jednego pisowskiego prokuratora, to jest zwyczajny faszyzm! Jednym słowem, roboty huk dla chrześcijańskiego konserwatysty, nie mówiąc już o konserwatywnym liberale. Gowin wtedy, w 2008 roku, musiał poprzestać na słownej krytyce. Teraz jako minister może wreszcie wziąć się do herkulesowego dzieła.
Uważam, że na początek przyda mu się ćwiczenie praktyczne. Skopany przez tajnego policjanta uczestnik Marszu Niepodległości został właśnie ukarany przez sąd. Nasz wydmuszkowy wymiar sprawiedliwości - który tak uwiera Jarosława Gowina – dał bowiem wiarę policji. Sąd odmówił także dopuszczenia dowodów z nagrań monitoringu. Skopany delikwent został więc skazany za pobicie policjanta, który go skopał. Piękna sprawa dla początkującego ministra sprawiedliwości. I wcale nie tak trudna, są liczne nagrania wideo i to nie z miejskiego monitoringu (z tym różnie bywa, jak wiadomo), ale w internecie.
Drugim interesującym zadaniem dla Gowina z dziedziny polskiej sprawiedliwości stosowanej może być casus Piotra Staruchowicza. Ten delikwent nie dość, że uderzył piłkarza na oczach całego stadionu ludzi, to popełnił rozbój w publicznej przychodni lekarskiej na oczach pacjentów, przywłaszczając sobie klapki, ręcznik oraz torbę. Poza tym jest kibicem, śpiewa sprośne piosenki i pokazuje środkowy palec oraz pluje na chodnik.
Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego dla naszego – za przeproszeniem – wymiaru sprawiedliwości. Przestępstwo podręcznikowo pospolite, a nawet wręcz niepospolicie tuzinkowe, zbrodzień zatrzymany. Są zeznania, nagrania, dowody zgromadzone, świadkowie przesłuchani. Sąd rozgrzany. Można właściwie na drugi dzień robić rozprawę, na trzeci dzień wyrok. Na czwarty egzekucja. Tymczasem człowieka aresztuje się na trzy miesiące, a po trzech miesiącach przedłuża areszt. Przecież nawet postkolonialna sprawiedliwość nie może być taka gamoniowata. Za tym musi się kryć coś więcej! Może to japoński szpieg albo jakiś seryjny morderca?!
Niektórzy jednak twierdzą, że Staruchowicz jest dręczony przez wymiar sprawiedliwości, gdyż był liderem słynnej manifestacji kibiców przeciwko premierowi Tuskowi. Niby chciał go obalić siłą razem z ustrojem. To wiele wyjaśnia. Może warto pociągnąć ten wątek, panie ministrze Gowin? Owszem, to jest pewna niedogodność – w końcu niezręcznie jest podejrzewać swojego dobrodzieja o małostkowość. Ale to powinna być bułka z masłem dla ministra sprawiedliwości. Zwłaszcza dla współczesnego Katona, wzoru cnót republikańskich.
Inne tematy w dziale Polityka