Fascynujące są wysiłki niektórych mediów, aby osłabić fatalny wydźwięk antykonstytucyjnych poczynań rządu Donalda Tuska. Jeszcze przed utworzeniem rządu „Rzeczpospolita” pospieszyła z odsieczą przyszłemu premierowi Tuskowi, gdyż zlecony przez gazetę sondaż IBRIS wykazał „potężny negatywny balast, jaki nowy premier będzie dźwigał na barkach już na starcie”.
W tym celu organ Chraboty przedstawił interpretację wyników, a raczej wykonał umysłowego fikołka: „brak entuzjazmu obywateli oznaczać może, że łatwiej ich będzie pozytywnie zaskoczyć”. No, nie da się ukryć, że w zaprezentowanej logice powinna nas cieszyć każda porażka, a klęska wręcz napawać optymizmem. Tę interpretację należy szczególnie zarekomendować reprezentacji Polski w piłce nożnej.
Już myślałem, że powyższa wykładnia negatywu będzie długo królowała na liście politycznych fikołków, ale nie doceniłem talentów Adama Bodnara. To jest prawdziwy Indiana Jones w dziedzinie prawa konstytucyjnego. Ani chybi, ten chłop musiał w dzieciństwie zapatrzyć się na Harrisona Forda. Wiem, co piszę, gdyż ja sam w chłopięcym wieku kilkanaście razy obejrzałem „Karmazynowego pirata” i do tej pory Burt Lancaster jest moim niezwyciężonym bohaterem.
„Mamy sytuację, że przywracamy konstytucyjność i szukamy jakiejś podstawy prawnej, żeby to zrobić” – tłumaczył Bodnar w przyjaznej redakcji. Rozmówca zapewne sporo się natrudził, aby ukryć rozdziawione zdumienie tą strategią Ministra – było nie było – Sprawiedliwości oraz – byłego nie byłego – Rzecznika Praw Obywatelskich.
Jeśli bowiem uznajemy, że właśnie konstytucja (albo „konstytucyjność”, jak chce Bodnar) jest podstawą prawną państwa prawa, a według Bodnara konstytucyjność należy dopiero „przywrócić”, to oznacza, że jej nie mamy w chwili obecnej. A skoro nie mamy konstytucyjności, to nie ma gdzie szukać podstaw prawnych. Zatem Bodnar faktycznie podjął się zadania na miarę Poszukiwaczy Zaginionej Arki albo równie mitycznych prac Herkulesa. Ewentualnie można uznać, że Minister Sprawiedliwości błąka się po resorcie niczym przysłowiowe dziecko we mgle.
Natomiast do Ministra Obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza powróciła karma tygrysia. Karma wróciła ruską rakietą. Albowiem minister w czasach, gdy jeszcze był tygrysem w opozycji, zrugał okropnie rząd PiS, że ten wpuścił do Polski ruską rakietę. Teraz ruscy wysłali kolejną rakietę z karmą dla Kosiniak-Kamysza, który z kolei wysłał wojsko, żeby ją odnaleźć, lecz bez powodzenia. A potem okazało się, że rakieta zawróciła na Ukrainę i minister musiał obejść się smakiem. Pozostaje mu teraz poszukać podstawy prawnej, żeby karmę od ruskich odzyskać.
Zatem poszukiwania zaginionych podstaw prawnych przez rząd Donalda Tuska zataczają i będą zataczać coraz szersze kręgi, bo zważmy ile jeszcze instytucji zostało do odzyskania: NBP, IPN, TK, KRS, PK, KRRiT, KNF, RMN, UOKiK, BFG. A w tle dominuje przecież Urząd Prezydenta RP, czyli zwierzchnictwo nad armią. W tym kontekście Podstawa Prawna, tak jak ją premier Tusk rozumie, rzeczywiście wyrasta na miarę Arki Przymierza...
Inne tematy w dziale Polityka