„Za rewolucyjnym szaleństwem skrajnej lewicy kryje się bolesny kompleks niższości wobec polityczno- ekonomicznego sukcesu Stanów Zjednoczonych”.
Powyższe zdanie, które cytuję jako motto dla poniższego tekstu, dziesiątki lat temu wypowiedział Charles Rangel. Amerykanin i były wieloletni kongresmen z Partii Demokratycznej zapewne nie przypuszczał, że jego partia po latach również podniesie sztandar tego szaleństwa lewicy. A podniosła ów sztandar nie dlatego, że oszalała, lecz zwietrzyła polityczny interes w szaleństwie.
Polscy lewacy twierdzą, że w ich szaleństwie na granicy z Białorusią „kategorie obiektywizmu i prawdy nie mają zastosowania”. Jak można dojść do takiego usprawiedliwiania własnego kłamstwa, pomówienia i manipulacji? Otóż „trzeba nienawidzić aż do skurczów” – mówił ich idol Guevara, a miał na myśli nienawiść do cywilizacji.
Mecenas Marek Chmaj, rekomendowany przez jaskiniowych liberałów spod znaku Donalda Tuska na wiceprzewodniczącego Trybunału Stanu, poświadczył właśnie jaskiniowość tej formacji. Wyraził on bowiem opinię, że „istnieje procedura odwołania prezydenta przed upływem kadencji, w zasadzie zarządzenia nowych wyborów przed upływem kadencji, jeżeli na to wyrazi zgodę naród w drodze referendum”.
Otóż moja opinia o propozycji profesora Chmaja jest taka, iż przejął tę ideę wprost od autora „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. Jarosław Haszek w przypływie dobrego humoru lub będąc pod jakimś innym wpływem, założył Partię Umiarkowanego Postępu w Granicach Obowiązującego Prawa.
Powołując się zatem na uderzającą analogię pomysłów, ja uważam, że dla jaskiniowych liberałów żadna możliwość nie jest straszna, wszystkie opcje są zawsze otwarte. Można w tej logice zapytać naród w referendum, czy rząd powinien się składać z Człowieków Roku Gazety Wyborczej? Niby dlaczego nie, skoro prezydentowi wybranemu w wyborach powszechnych można przerwać kadencję, gdy nie spodoba się czytelnikom Gazety Wyborczej?
Siergiej Kowalow powiedział w jakimś wywiadzie, że gdy demokracji przydaje się dodatkowe określenie, to znaczy, że w istocie nie ma demokracji. I to się sprawdziło co do joty w przypadku demokracji socjalistycznej, a dzisiaj sprawdza się w odniesieniu do tak zwanej demokracji liberalnej, czyli jaskiniowego liberalizmu.
Bez wątpienia można motto tego tekstu sparafrazować, odnosząc się do dzisiejszego stanu rzeczy w Polsce. Za mściwym procederem jaskiniowego liberalizmu spod znaku Donalda Tuska, dla niepoznaki zwanego demokracją liberalną, kryje się bolesny kompleks niższości wobec społeczno-ekonomicznego sukcesu Zjednoczonej Prawicy.
Oni nie wybaczą Zjednoczonej Prawicy tego sukcesu. Albowiem ich mściwość nie dotyczy bynajmniej rzekomych pisowskich afer wymyślonych na ulicy Czerskiej w Warszawie. Oni doskonale wiedzą, że to wierutne brednie. Tu nie ma nic do wybaczania. Natomiast nie wybaczą PiS-owi najniższego w historii bezrobocia i że gospodarka pod rządami PiS rozwija się trzy razy szybciej niż średnia unijna. I nie darują tych miliardów, które poszły na społeczne transfery, zamiast zasilić zaprzyjaźnione z jaskiniowcami sitwy...
Inne tematy w dziale Polityka