Amerykański prezydent opuścił Warszawę, ale wielka polityka bynajmniej nie opuściła naszej stolicy. Znany z merytoryczności portal Onet dotarł do kulis starcia dwóch gigantów polskiej sceny politycznej. Dociekliwi dziennikarze Dominika Długosz i Andrzej Stankiewicz komentują wydarzenia, które niewątpliwie przejdą do annałów geopolityki i historii najnowszej.
Sedno sprawy zasadza się na fakcie, że Donald Tusk do tej pory nie opublikował swojego zdjęcia ze spotkania z Joe Bidenem, co w przypadku tego wytrawnego polityka jest zjawiskiem niecodziennym i wręcz ewenementem. Natomiast Rafał Trzaskowski niezwłocznie opublikował swoje zdjęcie z Bidenem, co oczywiście przesądza o przewadze w rywalizacji na korzyść tego drugiego. Z kolei Tusk nie może się z tym pogodzić, że z powodu braku takiego zdjęcia odgrywa rolę drugoplanową.
W audycji „Stan wyjątkowy” publicyści zgłębiają tajemnice takiego obrotu rzeczy oraz przypuszczalne konsekwencje. Nie do końca wyjaśniona jest bowiem kwestia, dlaczego Tusk tego zdjęcia nie publikuje. Redaktor Stankiewicz skłania się raczej do hipotezy, że Tusk z wrodzonej skromności po prostu nie chce promować się jakimiś zdjęciami. Z drugiej strony przewodniczący Platformy ma ponoć żal do wiceprzewodniczącego Trzaskowskiego, że ten wykorzystuje sytuację dla pognębienia swojego szefa.
Stankiewicz jest zdania, że „Tusk o jedno ma duże pretensje, że nie ma zdjęć z tego jego spotkania i najprawdopodobniej głowy polecą. Nie żeby chciał je szczególnie promować, natomiast Trzaskowski wprowadził tego typu atmosferę, że dziś brak zdjęć Tuska z Bidenem, uderza w Tuska”. Z przemyśleń redaktora wynika zatem, że starcie, jak na gigantów przystało, będzie miało doniosłe znaczenie dla sceny politycznej.
Stankiewiczowi wtóruje koleżanka Długosz, która również bez ogródek demaskuje podłość i zakłamanie frakcji Trzaskowskiego: „Ludzie Trzaskowskiego biegali po mieści i podgrzewali, że ten już się widzi z Bidenem, a Tusk cały czas czeka, no więc: kto jest ważniejszy(...)Każdy tutaj kłamie, wszystko to jakaś gigantyczna ściema”.
Osobiście mam swoją teorię na temat braku publikacji tego strategicznego zdjęcia Tuska z Bidenem. Otóż tak bywa, że tajemnicze i niezgłębione do końca historie mają często banalne wyjaśnienie. Dlatego skłaniam się ku hipotezie, że Donald Tusk po prostu zgubił swoje zdjęcie z amerykańskim prezydentem. Rozemocjonowany wiekopomnym spotkaniem, pospiesznie wetknął je do marynarki, nie bacząc co czyni. A potem, gdy wyjmował hawańskie cygaro, aby uczcić spotkanie z Bidenem, zdjęcie wypadło mu i nieszczęście gotowe. Tak bywa, że zwykłe gapiostwo może przemeblować scenę polityczną i zmienić bieg historii.
Ta brzemienna w polityczne konsekwencje zguba Tuska przypomniała mi pewne zdarzenia z zamierzchłej przeszłości, kiedy to amerykański bombowiec strategiczny upuścił - niechcący rzecz jasna - bombę atomową. Na tej kanwie prawdziwego wydarzenia powstał film o adekwatnym tytule „Dzień, w którym wypłynęła ryba”. Albowiem po filmowej katastrofie na powierzchnię morza wypływają martwe ryby. Krwawe w sensie politycznym następstwa zguby Tuska również mogą zainspirować artystów filmowych. W końcu był stosownych precedens. Z tym, że tytuł powinien być nieco inny, relatywnie do zmienionych okoliczności: „Dzień, w którym utonęła Ryba”.
PS Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, na naszych oczach dzieje się historia. Odnalazło się zdjęcie Donalda Tuska z Bidenem. Napięcie sięga zenitu. Naród czeka na ruch Trzaskowskiego, który nie może odpuścić. Ja tylko mam nadzieję, że uczciwy znalazca zdjęcia zostanie stosownie wynagrodzony.
Inne tematy w dziale Polityka