W przypadku dręczenia Donalda Tuska upiornymi myślami ważny jest kontekst charakterologiczny. Natomiast w tym kontekście najważniejsza jest jego dawna deklaracja przynależności do klasy próżniaczej: Mam zbyt dużą łatwość pozorowania dobroci.(…) Mam dość naturalną skłonność – może nawet zbyt perfekcyjnie ją wyszlifowałem – unikania sytuacji, które wiążą się z czymś przykrym albo z wysiłkiem. To był rok 2001 i od tamtej pory jego zdolność unikania wysiłku osiągnęła szczyty profesjonalizmu i stała się wręcz perłą w koronie osobowości Tuska. Wyznanie w TVN24 tylko potwierdza znaną prawdę o byłym premierze, nic nowego pod słońcem.
Dziennikarka TVN24 usiłowała usprawiedliwić jego niechęć do Sejmu stylem obecnego parlamentaryzmu, co brzmi pociesznie w sytuacji, gdy prymitywne chamstwo płynące z ław poselskich jest domeną partyjnych kolegów Tuska. Każdy bowiem widzi, że problem Donalda Tuska polega na jego organicznej niechęci do pracy organicznej. Tym bardziej do żmudnego ślęczenia nad papierami, analizowaniu danych, czytania raportów, wysłuchiwania ekspertów. To go po prostu przeraża. Jeszcze w 2009 roku minister Pitera zwierzyła się redaktorce Olejnik, iż trudno się spodziewać, żeby premier Tusk czytał gazety i przeglądał dokumenty, żeby wyrobić sobie zdanie. I dość figlarnie dodała, że to jest naturalna pragmatyka premiera Tuska.
Zapewne ta próżniacza pragmatyka spowodowała, że Tusk nigdy nie zdobył się na samodzielność w polityce, zatem musiał zostać czyimś klientem. Wybór Niemiec na patrona był w jego przypadku oczywisty, zarówno ze względów osobistych, geograficznych, jak i finansowych. Przecież nie każdego europejskiego patrona byłoby stać na futrowanie polskiej partii reklamówkami pieniędzy. CDU, partia wówczas pod kierownictwem kanclerza Kohla, hojnie sypnęła, jak wspominał były działacz Kongresu Liberalnego. Wybór sponsora zatem był formalnością. Potem przyszła kanclerz Merkel, dla której Tusk stał się ulubionym pluszakiem, podnóżkiem niemal, bo przecież nie podgłówkiem.
Tylko sterowaniem z zewnątrz można wytłumaczyć różne niespodziewane wolty Tuska w polityce. Tak było choćby z nagłą rezygnacją z kandydowania w wyborach prezydenckich. Ni stąd ni zowąd oświadczył, że prezydentura to żyrandol i splendor, on zaś nade wszystko ceni sobie urząd premiera. Czuć tu było typowy niemiecki pragmatyzm, albowiem kanclerz Merkel nie potrzebowała splendoru, lecz posłusznego wykonawcy praktycznych decyzji. Albo wielokrotne zachwyty Tuska nad zaszczytną funkcją polskiego premiera, a w tej relacji wręcz deprecjonowanie europejskich awansów, a potem błyskawiczny wyjazd do Brukseli.
Pewnie mało kto pamięta, że jedną z pierwszych akcji Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej było promowanie wspólnej polityki energetycznej w UE, która sprowadzała się wówczas do korzystania z rosyjskiego gazu sprowadzanego przez Niemców gazociągiem Nord Stream. Zatem do uzależnienia Europy od putinowskiej Rosji. Dzisiejsza wojna na Ukrainie to także pokłosie uległości Tuska wobec niemieckiego patrona.
Ktoś napisał, że Tusk funkcjonował kilkanaście lat bez testu wyborczego w sensie uciążliwej kampanii. Teraz taki test jawi mu się jako koszmar, upokorzenie, udręka. Duży miś ma się pospolitować z poselskim planktonem? Tę nieznośną upiorność bytu najlepiej widać teraz w Polsce. Niedawno jeszcze za pan brat z Macronem, Merkel, Junckerem, a teraz Budka, Jachira i Leszczyna? Afront, degradacja, regres. Nie dziwota, że ta upiorna wizja prześladuje brukselskiego salonowca. Co innego pokazać się z takim Frankiem Sterczewskim w telewizyjnej "setce", a co innego fraternizować się z błaznem latami w sejmowej ławie.
Nie wygląda na to, że o odejściu Angeli Merkel były premier, były przewodniczący RE oraz były szef EPP powrócił do Polski z własnej woli, raczej został przejęty przez Ursulę von der Leyen. Patron nalega, zobowiązania trzeba wypełnić. Tymczasem perspektywa "tej Wiejskiej" demotywuje, praca męczy, czytanie dokumentów nudzi. Po brukselskich salonach krajowa scena polityczna Tuska po prostu upokarza. Ale nic na to nie poradzi, bo jak mówi ludowe porzekadło, zgodziłeś się za psa, to szczekaj…
Inne tematy w dziale Polityka