Odkąd sięgam pamięcią, a są to czasy w polityce zamierzchłe, Donald Tusk i jego Platforma wprowadzają w Polsce związki partnerskie. Z tym, że zawsze deklarują termin w następnej kadencji, gdy znajdzie się sprzyjająca większość. Dlatego uśmiechnąłem się z niekłamanym rozrzewnieniem, gdy na kampusie Trzaskowskiego młodzi lewacy oklaskami powitali kolejną zapowiedź Tuska: "Jeśli będę stał po następnych wyborach na czele większości parlamentarnej, to jedną z pierwszych decyzji będzie zgoda na związki partnerskie".
Ta deklaracja Tuska i radosny aplauz publiczności kampusowej to widomy znak, że w politykę wchodzi młode pokolenie lewaków. Oni nie znają niekończącej się opowieści wprowadzania przez Tuska związków partnerskich ani podatku liniowego czy choćby osławionego partnerstwa publiczno-prywatnego. Gombrowiczowskim młodziakom Trzaskowskiego można wciskać wyświechtane hasła z lat rządów PO. Łykają te bajdy bez popitki.
To jest właśnie pierwszy z umysłowych felerów przeciętnego lewaka, o których chcę wspomnieć. Każdy lewak cierpi bowiem na syndrom nabytego braku odporności na propagandę. Można mu wcisnąć dowolną ciemnotę, gdyż to stworzenie żywi się komentarzem, a za nic ma dochodzenie do prawdy czy sedna problemu. Jeśli komentarz zostanie wygłoszony w ulubionej telewizji lub gazecie przez jakiegoś gładkiego blagiera, to nasz lewak jest ugotowany. Choćby wszy po ścianach chodziły, fakty kłuły w oczy, prawda przemawiała najpotężniej, delikwent jest już nieprzemakalny na argumenty.
Skoro bowiem tefauen orzekł, że to Afgańczycy głodują po polskiej stronie granicy, a polska Straż Graniczna ich sterroryzowała, więc tak musi być. Nic to, że białoruscy pogranicznicy ich karmią i to nie przekraczając granicy; że UE aprobuje racje polskiego rządu; Komisja Europejska uznaje tę sytuację za agresję Łukaszenki i jego czerwonej orkiestry. Lewacki bałwan na to mówi, że "więźniowie Auschwitz mieli lepiej niż ci imigranci na granicy, nieludzko traktowani przez polski rząd". Koniec kropka, żadnych wątpliwości.
Oczywiście są wyjątki, choćby te posłanki Lewicy, które wczoraj przytomnie przypomniały, że Tusk już dziesięć lat temu przekonywał, że związki partnerskie są tuż tuż, lada moment zostaną wprowadzone. No, ale to nieco starsze pokolenie, one pamiętają festiwale niespełnionych obietnic Tuska, więc potwierdzają jedynie regułę.
Przy okazji lewackiej rozróby na granicy z Białorusią jeszcze bardziej uwidoczniła się paranoiczna egzaltacja tego środowiska jako cecha przyrodzona. Posunięta do absurdu przypadłość, tak intensywna, że wręcz graniczy z jakimś upośledzeniem umysłowym. Bezcenne zaskoczenie lewaka, że żołnierze posiadają broń. Wicemarszałek Senatu ubolewająca, że żołnierze Straży Granicznej wykonują rozkazy. Posłanka Jachira skonfundowana informacją, że immunitet nie uprawnia do przekraczania granicy. Poseł Sterczyński kreujący przy granicy i na żywo rolę Strusia Pędziwiatra we własnej aranżacji.
Na Marszu Niepodległości wypastowany na murzyna redaktor GW, którego, co prawda, nie wyzywano od czarnuchów, ale on to czuł. Kidawa-Błońska bez cienia wstydu wypowiadająca już legendarne brednie. Rzeczniczka Lewicy Żukowska, która twierdzi bez zmrużenia oka, że biologiczny mężczyzna może rodzić dzieci, skoro jest osobą z macicą. Aktorka Janda, istna cysterna pretensjonalności i afektacji. Rozegzaltowany do histerii Hołownia, posmarkany niczym dzieciak, publicznie roniący łzy nad konstytucją. Przykłady można mnożyć w nieskończoność.
A z drugiej strony tego samego medalu nienawistne chamstwo Frasyniuka, Lempart, Sikorskiego. Palikot na serio rekomendujący kłamstwo jako polityczny oręż, a opozycja ochoczo to podchwytuje. Bezczelny TVN wciskający widzom wyszkolonego przez KGB Dukaczewskiego jako eksperta od wojska, polityki i demokracji. Szokujące obscenicznością parady LGBT, organizowane pod pretekstem walki wolność. Naczelny ubek Kiszczak fetowany jako człowiek honoru, a sowiecki namiestnik Jaruzelski jako patriota. Gazeta Wyborcza produkująca taśmowo afery PiS, z których nigdy nic nie wynika dla sądów. Sędziowie Sądu Najwyższego orzekający, że złodziej może być sędzią. Sprzedajny publicysta piszący na obstalunek paszkwil na przyzwoitego Polaka, że jest ruskim agentem. Pomówienie, kłamstwo, wulgarność i manipulacja zdają się być już nie drugą, ale pierwszą naturą lewaka.
Gdybym jednak musiał wymienić tylko jedną cechę lewactwa, ale najważniejszą, to stawiam na nienawiść do cywilizacji. Wydaje się na pierwszy rzut oka absurdalne, ale to nie jest absurd. Zresztą przyznawał się do tej cechy idol lewactwa Ernesto Che Guevara. W 1949 roku liczący sobie wówczas dwadzieścia jeden lat Guevara mówi, że uświadomił sobie, iż coś się w jego osobowości pojawiło jakiś czas temu - „nienawiść do cywilizacji”. Pisałem o tym przed laty w tekście Urodzony fanatyk Ernesto Guevara, kto chce niech sobie poszuka. Niby absurdalnie tak sądzić o lewakach, którzy za smartfona sprzedaliby matki i narzeczone, a bez Starbucksa nie ma dla nich życia, ale to pozór.
Państwo, naród, prawo, religia, zorganizowane społeczeństwo, zasady, etyka, moralność, tradycje, obyczajowość, system bezpieczeństwa, instytucje, nauka, kultura itp, itd - cała ta suma stanowiąca cywilizację właśnie - stanowi także nieznośne ograniczenie dla lewactwa. Dlatego lewak pragnie, żeby jemu wszystko było wolno. Nade wszystko chce być bezkarny, cokolwiek uczyni, bo on ratuje ludzkość. Jakżeż to, cywilizacja go krępuje, gdy on zbawia świat?! Tym gorzej dla cywilizacji.
Cywilizacji zatem nienawidzi, choć jej narzędziami się posługuje. Nie zastanawia się nad tą sprzecznością, bo logiczna refleksja powoduje mu zamęt w głowie, zakłóca krystaliczną czystość doktryny. Nienawiść do cywilizacji lewacy odziedziczyli po swoich ideologicznych poprzednikach bolszewikach. Nieco zmienili tylko narrację, z rewolucyjnej na wolnościową. Nadal chcą hodować nowego wspaniałego człowieka i zbawiać ludzkość. Są przewodnikami na drodze ku świetlanej przyszłości. W tym celu muszą mieć wolną rękę i głowę od wszelkich argumentów i faktów. I dlatego wszystko ma być im wolno.
Inne tematy w dziale Polityka