Wysoko postawiony polityk opozycji (aczkolwiek anonimowy, gdyż taki jest etos wysoko postawionych informatorów opozycyjnych mediów) ujawnił Newsweekowi makiaweliczny plan obalenia rządu. W kulminacyjnym punkcie tej misternej intrygi Jarosław Kaczyński miał wpaść na mównicę i zacząć krzyczeć. Cała akcja miała wyglądać następująco: Jarosław Kaczyński przegrywa kluczowe głosowanie nad ratyfikacją Krajowego Planu Odbudowy, nie wytrzymuje, wpada na sejmową mównicę, zaczyna krzyczeć i dochodzi do przesilenia. Oczywisty błąd polegał na tym, że Kaczyński nie wiedział, że ma wpaść na mównicę i krzyczeć. Ba, nie wiedział nawet, że ma przegrać głosowanie! Morał na przyszłość z tego taki dla opozycji, że żaden plan nie może się powieść, jeśli generalny wykonawca nie jest z projektem zaznajomiony. W tym miejscu przychodzi mi do głowy melancholijne spostrzeżenie mojego ulubionego bohatera literackiego. Jack Reacher stwierdził, że każdy ma jakiś plan, dopóki nie dostanie po mordzie...
Z kolei niezrównanym taktem i empatią wykazał się RPO Adam Bodnar w wywiadzie dla niemieckiej gazety. Ogólnie Bodnar poinformował naszych zachodnich sąsiadów, że wybory 2019 w Polsce były demokratyczne i następne też będą demokratyczne. Zapewnił także niemieckich czytelników, że władzy nie chodzi o całkowitą likwidację wolnych mediów. Polskiego RPO niepokoi jednak fakt, że po przejęciu pakietu gazet od niemieckiego właściciela polski rząd mógłby nadawać ton debacie. I właśnie w tym momencie widzimy niezrównany takt i empatię Bodnara wobec rozmówcy - przytomnie pominął fakt, że przejęcie gazet udaremnia niemieckiemu rządowi nadawanie tonu polskiej debacie. Niby drobiazg, ale Niemcy na pewno to docenią.
Natomiast europoseł Radek Sikorski uporczywie milczy w sprawie rurociągu Nord Stream, czyli tradycji paktu Ribbentrop-Mołotow, jak go niegdyś określił właśnie Sikorski, a która to tradycja ostatnio została zaadaptowana przez pakt Putin-Merkel-Biden. Powodem wymownego milczenia (tak, milczenie może być wymowne!) byłego ministra Sikorskiego jest chyba rozgoryczenie, że zawiedli go Niemcy, których on zachęcał do przywództwa w Europie oraz prezydentura Bidena, która jawiła mu się jako zbawienna po prezydenturze Trumpa, rzekomo proputinowskiej. A może po prostu uświadomił sobie, że tamte jego próby inspirowania niemieckiej polityki były po prostu błazeńskie. Nie wspominając już o o oczekiwaniach wobec prezydentury Bidena.
Jednak wyrok TSUE na kopalnię Turów można skomentować wyłącznie językiem Sikorskiego, Lempart oraz całej totalnie zjednoczonej opozycji: ***** ****.
PS. Aha, w Gazecie Wyborczej bez zmian: Maleszka nieco pobłądził, Wildstein odrażający, brudny, zły.
Inne tematy w dziale Polityka