Rafał Trzaskowski prawie wygrał, a z dużą dozą prawdopodobieństwa można domniemywać, że wygrał bez żadnej partykuły. W opinii opozycyjnych mediów to nie ulega wątpliwości, chociaż główna nagroda trafiła w inne ręce. Linia Platformy Obywatelskiej jest więc z grubsza taka, że wybór Andrzeja Dudy należy uznać za ważny, ale same wybory trzeba unieważnić, gdyż tak będzie najlepiej dla demokracji. Albowiem w demokracji liberalnej sukces wyborczy należy się partii przewodniej, jak psu zupa. Tylko oszalały z nienawiści pisowiec może kwestionować ten ciąg logiczny. Rzecz jest oczywista, że gdyby oprócz zwycięstwa Trzaskowski zgarnął także prezydenturę, to nie byłoby potrzeby unieważnienia wyborów.
Polakom żyje się nieco lepiej i tylko na tej podstawie oceniają sytuację w Polsce – wyraził jakby żal wobec wyborców Rafał Trzaskowski, jednocześnie traktując ten stan rzeczy jako „zamknięcie w bańce propagandowej PiS”. Można tę gorycz zrozumieć. Naród nasz subtelnością wyborów nigdy nie grzeszył, zawsze wolał pełną michę od kolorowego tramwaju, choćby i tęczowego. Już w latach 90-tych cała Unia Demokratyczna wraz z Gazetą Wyborczą oniemiały ze zgrozy, gdy dotarło do nich, że Polacy wyżej sobie cenią zaopatrzenie sklepów niż likwidację cenzury. Jeśli Trzaskowski nie nauczy się odróżniać liberalnych omamów od życia, to już zawsze będzie prawie wygrywał
W nowej solidarności każdy znajdzie miejsce – obiecał Borys Budka. Nie jest to żaden cud ani przełom, gdyż pamiętamy, że w starej Platformie też każdy mógł znaleźć miejsce, o ile złożył śluby antypisowskie. Najlepiej na łamach Gazety Wyborczej, bo wówczas miejsce otrzymywało się z automatu i bez kolejki. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Jeśli zaś chodzi o wykorzystanie tej nowej energii, która się ponoć wyzwoliła, będzie trochę trudniej. Sam Trzaskowski bowiem wyglądał pod koniec kampanii, jakby mu odłączono ładowarkę, więc raczej nie podzieli się energią z wyborcami. Nawet tą starą.
Jeśli będą troglodyci głosować, to nie zwycięży nigdy dobro – orzekła Krystyna Janda chwilę potem, gdy Trzaskowski prawie wygrał. Trudno nie przyznać racji zasłużonej aktorce. Miała być demokracja liberalna, a tu każdy głosuje, jak chce. Nikt nie słuchał filozofki Magdaleny Środy, gdy przestrzegała, że w sprawach fundamentalnych dla demokracji nie każdy głos jest równy. Teraz demokracja liberalna zbiera gorzkie owoce zaniechania. Chociaż prawie wygrywa.
Mam dużo pomysłów, wszystko w swoim czasie – ujawniła Małgorzata Kidawa-Błońska w odpowiedzi na pytanie jak zdyskontować sukces wyborczy Trzaskowskiego. Ta ikona Platformy, która obroniła naród przed zabójczymi kopertami, epatowała pomysłami także w sztafecie wyborczej Platformy. Jednak wtedy podzieliła się z wyborcami tylko pomysłem zbojkotowania wyborów. Kiedy nadeszła pora ujawnienia innych pomysłów, to musiała oddać pałeczkę Trzaskowskiemu, który dzięki tej zmianie prawie wygrał.
To nie była ani uczciwa kampania, ani równe wybory - pisze tygodnik POLITYKA. Pewnie, że nie były równe. Co to za równość, skoro naprzeciw monstrualnej potęgi TVP postawiono skromne zasoby TVN, Ringiera z Axelem Springerem, KE, GW, Die Welt oraz Donalda Tuska osłabionego przez brak Pawła Grasia? Przy takiej nierówności wygrana Trzaskowskiego graniczyła z cudem, ale prawie wygrał. W zasadzie mógłby wygrać bez żadnego ale, gdyby ktoś ze sztabu mu powiedział, że Jarosław Kaczyński nie startuje w tych wyborach.
Borys Budka ma w porozumieniu z Rafałem Trzaskowskim przygotować nowy koncept. W innym wypadku wszystko runie – przestrzega Bogdan Zdrojewski, który aspiruje do roli przewodniczącego Platformy. Ale co ma niby runąć, skoro kampania tak pięknie się sprawdziła? Po co nowy koncept? Przecież nie zabija się koni, które prawie wygrywają.
Inne tematy w dziale Polityka