Tytułowe hasło jest mętne, niejednoznaczne, żeby nie powiedzieć absurdalne. Nie zmienia to jednak istoty rzeczy, że przekaz idący od władzy jest równie niespójny i to hasło w sposób karykaturalny, ale tę sprzeczność oddaje. Premier, ale także prezydent, a szczególnie minister zdrowia wkładają ogromny wysiłek, nakłaniając ludzi, żeby pozostali w domu. Słusznie czynią, każdy przyzna, życie i zdrowie ludzkie jest najważniejsze. Niedawno przecież gromko obśmialiśmy Małgorzatę Kidawę-Błońską, która uznała, że konstytucja jest cenniejsza od życia.
I słusznie obśmialiśmy kandydatkę POKO, bo konstytucja jest dla żywych. Nic mi po niej, gdy będę się dusił (odpukać!) w szpitalu. Tymczasem władza wbijając nam do głów, że pozostanie w domu jest gwarancją życia i zdrowia, jednocześnie (i równie gorąco) namawia nas, żeby wziąć udział w wyborach. Można więc powiedzieć, że sygnały są sprzeczne – albo ratujemy życie i siedzimy w domu, albo życiem ryzykujemy. I niech mi nikt nie wmawia, że głosowanie korespondencyjne jest gwarancją bezpieczeństwa obywateli, bo nie jest. Albowiem będąc hipotetycznie zakażonym i biorąc do ręki kopertę, w jakimś stopniu narażamy na zakażenie szereg osób, które też będą mieć fizyczny kontakt z kopertą. A będą musiały mieć, jeśli wybory mają się odbyć.
Zatem głosowanie korespondencyjne choćby z tego jednego powodu nie jest gwarancją bezpieczeństwa. Gdyby rząd nie wiadomo jak się postarał, to w kontekście bezpieczeństwa udział w wyborach – nawet korespondencyjnych - jest zdecydowanie bardziej niebezpieczny niż siedzenie w domu. Te dwie postawy są fundamentalnie sprzeczne. A jeśli nawet rząd w sprawie wyborów dokona nadludzkich wysiłków, góry przeniesie i będzie mówił językami aniołów, to ludzie i tak nie nabiorą przekonania, że demokracja jest ważniejsza od możliwości zakażenia śmiertelną chorobą. Bo do tego sprowadza się ta dwubiegunowa narracja władzy.
Prosty wniosek wynikający z tej sprzeczności jest druzgoczący, bo jeśli nie bardzo wiadomo o co dokładnie chodzi władzy, to chodzi o władzę. Lud może i jest ciemny w swojej masie, ale wyczuwa intencje władzy, a w tym przypadku intencje są mętne. Jeśli krytykuje się MK-B za stawianie konstytucji ponad życie, to w obliczu śmiercionośnej epidemii na wciskanie ciemnoty wygląda argumentacja o braku konstytucyjnych przesłanek do przełożenia wyborów.
W wyborach parlamentarnych 2019 medialną karierę zrobiło hasło opozycji „Nie świruj, idź na wybory”. Fala krytyki spadła na aktora Wojciecha Pszoniaka, który na filmiku ilustrował tamto hasło, zachowując się – w swoim mniemaniu – jak przysłowiowy świr. Co może spotkać władzę, która - w ludzkim mniemaniu - naraża zdrowie i życie obywateli?
PS. W szeroko rozumianym kontekście społecznym i wyborczym tego postu nie ma żadnego znaczenia prawdopodobieństwo (graniczące z pewnością), że wybory 10 maja się nie odbędą. Ani to, że gdyby się jednak odbyły, to ja pójdę na wybory i zagłosuję na PiS.
Inne tematy w dziale Polityka