Wczoraj było głosowanie w sprawie dalszego procedowania nowelizacji ustaw antyaborcyjnych. Opozycja się pogubiła i jej głosami ich własny projekt nowelizacji został odrzucony. Z tego powodu po naszej stronie barykady jest dużo satysfakcji i zadowolenia. Że opozycja sama się ‘zaorała’. Że pani poseł Lubnauer tłumaczy, że posłowie Nowoczesnej nie wiedzieli w jakiej sprawie głosują. Że pani poseł Scheuring-Wielgus się ‘zawiesiła’ a Platforma stosuje stalinowskie metody. Bo wyrzuciła trzech posłów z klubu, za to, że głosowali inaczej niż nakazywała to dyscyplina partyjna. Jednym słowem, pełny tryumfalizm, bo opozycja w rozsypce. Ale czy naprawdę jest z czego się cieszyć, że dzisiaj w Polsce nie mamy opozycji? Zanim jednak o tym, to kilka słów skąd ta radość.
Otóż w Polsce, od czasu transformacji rządzili ludzie, którzy poszli na ugodę z postkomunistami. Ale wcześniej, ci ludzie walczyli z komunizmem. I mieli duże zasługi w jego obaleniu. Po okrągłym stole komuniści, choć na własnych warunkach, dopuścili jednak dawnych antagonistów do władzy. Ale potem była ‘pierestrojka’ i został przewrócony mur berliński. A przez dawne demoludy przetaczały się aksamitne rewolucje. I nie tylko aksamitne. Przetaczały się jednak wszędzie, ale nie w Polsce. W Polsce obowiązywał dogmat B. Geremka – pacta sunt servanda. I tak, z dwiema krótkimi przerwami, trwało przez wiele lat. Dawni opozycjoniści a potem powoli, bo z początku byli mocno przestraszeni, również postkomuniści uwierzyli, że tylko oni są uprawnieni do sprawowania władzy.
Znamiennym przykładem w tej sprawie jest przypadek Platformy Obywatelskiej. Mało kto dzisiaj pamięta, że autorem tak później wyśmiewanego przez PO i jej zwolenników hasła ‘IV Rzeczpospolita’, była Platforma właśnie. Oparcie o tradycje narodowe i demokratyczne, odbudowa zaufania społecznego do instytucji państwa, konieczność stworzenia od nowa wielu praw i instytucji, likwidacja zbędnych urzędów, zwalczanie korupcji – to był sens i istota idei budowy IV Rzeczypospolitej. Jednak po przegranych wyborach prezydenckich przez Donalda Tuska, Platforma zapomniała o IV Rzeczypospolitej. Nie tylko zapomniała, ale zaczęła drwić z tej koncepcji. I proszę zauważyć co się potem stało. SLD jeszcze nie tak dawno potężne i wygrywające wybory zniknęło z powierzchni ziemi. Znaczy się z powierzchni ziemi politycznej. Dopiero teraz odbudowuje swoją pozycję. W ostatnim sondażu miała chyba 8% poparcia. No tak, ale poparcie dla Platformy spadło do 18%. A przecież wyborcy nie rozpływają się w powietrzu, nie znikają jak przysłowiowa kamfora. Gdzieś więc poszli. No gdzie? Ano z powrotem do SLD. Oczywiście nie licząc tych, którzy wcześniej poszli do Nowoczesnej.pl.
Przegrane wybory w 2005r zadecydowały. Donald Tusk zobaczył, gdzie ma szanse rozwinięcia skrzydeł. I zamiast tworzyć PO-PiS, na co wszyscy liczyli (no może nie wszyscy, ale bardzo wielu) dołączył do dotychczasowych beneficjentów okrągłego stołu. Czyli dawnych opozycjonistów, którzy poszli na ugodę z postkomunistami oraz samych postkomunistów. Następne wybory, w 2007roku Platforma już wygrała. I zaczęła się jazda, haratanie w gałę, dorzynanie watahy, zohydzanie i obrzydzanie opozycji za wszelką cenę. Wszystko po to aby pognębić PiS, który pozostał wierny głoszonemu niegdyś wspólnie z Platformą hasłu – o konieczności budowania IV Rzeczypospolitej. A który był w opozycji przez osiem lat. Pognębić tak aby ludzie w Polsce, już na zawsze uwierzyli, że do sprawowania władzy uprawnieni są tylko oni - ludzie z Platformy. Duchowi spadkobiercy dawnych opozycjonistów walczących kiedyś z komunistami a potem razem z nimi, ale już nazywanymi postkomunistami, sprawujący władzę. No i sami postkomuniści, co już nie było zbyt głośno werbalizowane a przedstawiane raczej w domyśle. I najważniejsze, przekazem każdego dnia było to, że demokracja jest tylko wtedy, gdy oni rządzą. A PiS (będący wtedy w opozycji) jest zagrożeniem demokracji. Co tam zagrożenie. PiS to było uosobienie wszelkiego zła. PiS-em straszono, na PiS zwalano każde niepowodzenie. Tak się działo przez osiem lat. Z wybitną pomocą mediów. Media prywatne, tworzone na początku transformacji ustrojowej przez postkomunistów, bo przecież wtedy to tylko oni mieli pieniądze, w naturalny sposób sprzyjały władzy. Władzy, która chciała wytępić ze świadomości ludzi, samą myśl o odnowie państwa, o zlikwidowaniu korupcji, o zbudowani silnej gospodarki. A nie tylko rynku zbytu dla ‘wielkich’ z UE, jednym słowem o IV Rzeczypospolitej. Media publiczne oczywiście przejęte przez Platformę, też głosiły chwałę władzy. Dzisiaj opozycja krytykuje TVP, bo chwali władzę. Chciałoby się powiedzieć zapomniał wół jak cielęciem był. Dzisiaj, owszem TVP chwali władzę, ale wiodące media prywatne krytykują. I to krytykują tak, że na władzy nie zostawiają suchej nitki. Za czasów Platformy, żadne media władzy nie krytykowały. Ani publiczne, ani prywatne. Wszystkie chwaliły. Ktoś powie, że nie wszystkie, bo tv Trwam nie chwaliła. Tak tv Trwam nie chwaliła. Ale kto, z czytelników tutaj ogląda tv Trwam? Bardzo proszę, ręka w górę.
Wreszcie przyszły kolejne wybory i Platforma, która jakoby nie miała z kim przegrać, przegrała. Co więcej przegrała wszystko. Zarówno urząd prezydenta jak i większość w Sejmie. Szok był po obydwu stronach. Po stronie Platformy wyrażał się hasłem ‘totalnej opozycji’ i próbą powrotu do władzy za pomocą ‘ulicy i zagranicy’. Ze strony obozu Zjednoczonej Prawicy, próbą forsowania szybkich zmian za wszelką cenę i w sposób nie zawsze do końca przemyślany. Przykład reformy sądownictwa w lecie jest tego najlepszym przykładem. Na szczęście Prezydent podjął odpowiednie kroki i sytuacja się uspokoiła. W grudniu ustawy nowelizujące sądy zostały uchwalone bez większych protestów. Drugim symptomem tego szoku, po wygranych w końcu wyborach, była krytyka opozycji. Oczywiście krytyka, w sytuacji jaka zaistniała uzasadniona. Niemniej gwałtowna i emocjonalna. Wybuch Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie może być tego wyrazem. I stąd też jest radość zwolenników ZP z wczorajszej wpadki 'totalnej'.
Ale od wyborów minęły już ponad dwa lata i sytuacja się normalizuje. Mimo, krzyków ‘totalnej’, że demokracja jest zagrożona ludzie widzą, że jest inaczej. Demokracja w Polsce ma się dobrze. Ma się dobrze, jeżeli chodzi o władzę. Państwo przestaje być teoretyczne, jak to było za Platformy a staje się realne. Rząd skutecznie wprowadza się dawno potrzebne zmiany, takie, choćby jak 500+, likwiduje vatowskie patologie, przedstawia śmiałe projekty gospodarcze, likwiduje uzależnienie od rosyjskiego gazu, dąży do reindustrializacji polskiej gospodarki. Jednym słowem kraj się rozwija, można powiedzieć zaczyna kwitnąć.
Jednak do pełni szczęścia czegoś brakuje. ‘Totalna’ ciągle krzyczy o zagrożeniu demokracji. I w pewien paradoksalny sposób można się z ‘totalną’ zgodzić. Otóż istotą demokracji jest to, że władza nie jest przypisana do żadnej partii raz na zawsze. Aby jednak tak było, to musi istnieć opozycja. Opozycja odpowiedzialna a nie totalna. Opozycja, która merytorycznie będzie krytykować władzę a nie krzyczeć bez przerwy o zagrożeniu demokracji.
Wczorajsze chaotyczne głosowanie ‘totalnej’ naocznie pokazało, że takiej opozycji nie ma.
A brak merytorycznej i skutecznej opozycji to też jest zagrożenie demokracji.
Toteż powtórzę to, co napisałem na samym początku, w tytule. Opozycja potrzebna od zaraz. Dzisiaj w Polsce potrzebna jest opozycja, bo to co widzimy i co mieni się opozycją to jedynie niezborna gromada. A do tego jeszcze skarżąca za granicą, na nasz wspólny dom Polskę.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka