Pamiętam taki obrazek. To był czas przed wyborami prezydenckimi w 2000r., gdy kończyła się druga kadencja A. Kwaśniewskiego. Komitety wyborcze poszczególnych kandydatów zbierały podpisy poparcia. W Gdyni na ulicy Świętojańskiej w okolicy Kolegiaty siedziała starsza pani z Komitetu Wyborczego L.Wałęsy i zbierała podpisy dla L.Wałęsy. Zwykle przy zbieraniu podpisów są co najmniej dwie osoby a ta pani siedziała sama. Nie tylko, że siedziała sama to jeszcze przy stoliku nie było nikogo, kto chciałby podpisać listę. Ludzie mijali stolik jak powietrze. Bez żadnych komentarzy ani pozytywnych, ani też negatywnych.
Odyseusz wracając z wojny trojańskiej, zbiegiem niesprzyjających okoliczności, ale też i nie bez przyczyny własnej zachłanności znalazł się w jaskini cyklopa Polifema. Gdy olbrzym, oślepiony później przez Odyseusza wypytywał jakie jest jego imię, Odyseusz, aby uniknąć zemsty odpowiedział, że jest nikim, że nazywa się Nikt.
I tak wyglądał ten stolik. Ludzie mijali go, tak jakby L.Wałęsa był nikim. Przykry to był widok. Przykry tym bardziej, że pamiętam obrazy z innej kampanii wyborczej. To było 10 lat wcześniej w 1990r. i były pierwsze wolne, powszechne wybory (prezydenckie) w Polsce. Wtedy w Gdyni, sztab wyborczy Lecha Wałęsy mieścił się w dawnym budynku MOSIR-u naprzeciw Urzędu Miasta. Duża sala, która tam się znajduje, od rana do wieczora była pełna. Ludzie przychodzili nie tylko aby podpisać listę, ale także aby pomóc w kampanii. Przychodzili z entuzjazmem i nadzieją. Że, jak L.Wałęsa zostanie prezydentem, to uda się dokończyć to, co zostało rozpoczęte jeszcze w 1980r.. Czyli ostatecznie odsunąć (post)komunistów od władzy. Dekomunizacja, reprywatyzacja, uczciwa prywatyzacja, uwłaszczenie, to były sprawy, których Polacy wtedy oczekiwali. Wybór Lecha Wałęsy na prezydenta dawał nadzieję, że to wszystko zostanie zrealizowane.
Co się jednak stało, gdy L.Wałęsa został prezydentem? Czy którakolwiek z wymienionych spraw (nie mówiąc o innych) została zrealizowana? Tak, jak tego oczekiwali Polacy? Nie, Lech Wałęsa z chwilą, gdy został prezydentem zostawił swoich a robił wszystko aby się wkupić w łaski dawnych komunistów. Nie dekomunizacja, ale wspieranie lewej nogi stało się programem jego prezydentury. Gdy miała zostać uchwalona reprywatyzacja L.Wałęsa rozwiązał Sejm. O uczciwej prywatyzacji nie ma co wspominać, a jak wyglądało uwłaszczenie to każdy mógł sobie zobaczyć po tym, co się działo z wartością bonów prywatyzacyjnych.
I jaki był efekt prezydentury Lecha Wałęsy? Odniósł sukces i wzmocnił lewą nogę. Tak wzmocnił, że Aleksander Kwaśniewski, wtedy niedawno jeszcze, prominentny funkcjonariusz PZPR, został prezydentem wolnej Polski. A sam Lech Wałęsa? Lewą nogę wzmocnił, ale łaski dawnych komunistów sobie nie zaskarbił. Bo dla nich Wałęsa zawsze był nikim. Natomiast utracił zaufanie swoich. I został sam! Tak jak to było widać wtedy na Świętojańskiej w Gdyni. Gdy starsza pani siedziała samotnie przy stoliku z napisem Sztab Wyborczy Lecha Wałęsy a wszyscy mijali ją obojętnie.
W ostatnich dniach o Lechu Wałęsie jednak znowu głośno. Grafolodzy sprawdzili teczki Kiszczaka i stwierdzili, że podpisy są autentyczne. Że to on podpisał. I wszyscy unoszą się świętym oburzeniem. I potępiają. W tym potępieniu przykładają jednak dzisiejszą miarę do niedzisiejszych czasów. To był rok 1970. Kto był wtedy w Gdyni i w Gdańsku to pamięta jak wtedy było. Wtedy władza kazała do ludzi strzelać i zabijać. A Lech Wałęsa niewiele wcześniej przyjechał do Gdańska. Zwykły, wiejski chłopak z małej wioski, z domu bez żadnej wolnościowej tradycji i politycznie pewnie jeszcze niezbyt świadomy. W czasie grudniowych demonstracji złapali go, spałowali i zamknęli. A potem pewnie straszyli, co z nim nie zrobią jak nie podpisze i obiecywali, co mu nie załatwią jak podpisze. No i podpisał. Sam to kiedyś przyznał (chyba w książce Droga nadziei). Że nie wyszedł z tego starcia czysto i podpisał trzy czy cztery dokumenty. I według dokumentów z teczki Kiszczaka, przez jakiś czas potem współpracował. Ale w 1974 r. przestał! A potem była działalność w Wolnych Związkach i Solidarność a potem jeszcze stan wojenny. My lataliśmy po ulicach i krzyczeliśmy „Nie ma wolności bez Solidarności” oraz „Lechu, Lechu”. A Lechu siedział w Arłamowie (i podobno pił koniaki), ale nas wtedy nie zdradził.
Kto dzisiaj pamięta o Kułaju? A był taki. Był przewodniczącym Solidarności Chłopskiej i był wtedy prawie tak samo popularny jak Wałęsa. Przyszedł jednak stan wojenny i co zrobił Kułaj? Postraszyli go i wystąpił w telewizji. Powiedział, że popiera stan wojenny. I słuch o nim zaginął. I dzisiaj nikt już nie wie, kto to był Jan Kułaj. A Wałęsa w stanie wojennym nie dał się złamać i w telewizji nie wystąpił. A na pewno mu grozili, co z nim i z jego rodziną zrobią. I na pewno mu obiecywali, kim to nie zostanie jak wystąpi i powie, że popiera stan wojenny.
Ale Lech Wałęsa tego nie zrobił. Z jakich pobudek, tego nie wiemy i to już dzisiaj nie jest ważne. Ważne jest to, że ludzie wierzyli wtedy, że Lechu jest twardy. I to dawało im siłę. Żeby latać po ulicach 13-go grudnia, 1-go Maja, 3-go Maja, 11-go Listopada i przy każdej nadarzającej się sytuacji. Żeby być zamykanym na 24 godziny, pałowanym i polewanym wodą. I dawało siłę, żeby powiedzieć do żony, która też chciała iść. Ktoś musi zostać w domu, aby opiekować się dziećmi jak mnie zamkną. Dzisiaj Lech Wałęsa przypisuje sobie, że to on obalił komunizm. To nie jest prawda. Bez ludzi nic sam by nie zrobił. Ale to sprzężenie działało też w drugą stronę. Wtedy, w stanie wojennym to, że Lech Wałęsa się nie złamał, zwykłych ludzi trzymało na duchu i dawało im siłę, aby też się nie poddać. I walczyć o to, aby przywrócić wolność w Polsce.
I wolność została przywrócona a Lech Wałęsa został prezydentem wolnej Polski. I wtedy dopiero miał szansę, aby ostatecznie obalić komunizm, czym teraz się chwali. Ale tej szansy nie wykorzystał. I inaczej niż w stanie wojennym, zawiódł Polaków. Utracił zaufanie i został sam. W pewnym sensie stał się nikim, choć tego bardzo nie chciał, inaczej niż Odys w jaskini Polifema.
W sprawie, którą mu dzisiaj wszyscy bezkompromisowo wypominają też stracił szansę. Szansę, którą dała mu lista Macierewicza w 1992r.. Wtedy telewizja była już nasza i mógł w niej wystąpić i nie utracić twarzy. I gdyby wtedy powiedział. Tak, byłem młody i głupi. Złapali mnie i nastraszyli. I podpisałem! Ale potem odpracowałem. Niech, ktoś wystąpi, że odpracował więcej.
I gdyby to zrobił, tym razem wyszedłby z tego starcia czysto. I dzisiaj nadal byłby kimś.
A my wszyscy czulibyśmy się lepiej. Bo Solidarność to część naszego życia. A Lech Wałęsa był przewodniczącym Solidarności. Tego nie da się wymazać ani z historii, ani z naszego życia.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka