seafarer seafarer
136
BLOG

Deportacje na Syberię - 85 rocznica

seafarer seafarer Rozmaitości Obserwuj notkę 8
"10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza masowa deportacja Polaków na Sybir, przeprowadzona przez NKWD. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono około 140 tys. obywateli polskich. Wielu umarło już w drodze, tysiące nie wróciły do kraju. Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników, pracowników służby leśnej i kolei ze wschodnich obszarów przedwojennej Polski.

Pierwsza wywózka rozpoczęła się w nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku. Sowieci przygotowywali się do niej bardzo starannie. Podczas jednej z narad poprzedzających akcję stwierdzono, że będzie to „ogromna, odpowiedzialna praca wymagająca wielkiej uwagi i poważnego podejścia oraz bezwzględnej mobilizacji sił i możliwości”. Jej celem stali się osadnicy cywilni i wojskowi oraz pracownicy służby ochrony lasów i ich rodziny – w sumie ok. 140 tys. osób.” https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/137719,Deportacje-Polakow-w-glab-Zwiazku-Sowieckiego.html

A poniżej jedna z historii, które wydarzyły się wtedy tam daleko na wschodzie, na ‘nieludzkiej’ ziemi jak to określił kiedyś Józef Czapski. Historia z rodzinnych wspomnień, która odsłania krótką chwilę czasu i losu, jaki zgotował ludziom a dzieciom szczególnie, system komunistyczny. System, który nazywał siebie ‘najlepszym z ustrojów’.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Syberyjskie jabłko

To było również tam, na Uralu*. Nad rzeką Wiatką, która płynęła przez wieś Byz. Chłopiec pasł kozę. Miał osiem a może dziesięć lat. Teraz już nie wiadomo. Chłopców w wieku powyżej 12 lat zabierali do Komsomołu i wywozili do pracy na daleką Syberię. Więc ich rodzice, aby tego uniknąć, odejmowali rok albo dwa przy podawaniu daty urodzenia. Po wielu latach, już w Polsce wynikła z tego zabawna sytuacja. Przy porównywaniu dokumentów, okazało się, że różnica wieku pomiędzy starszym bratem a młodszą siostrą, wynosi tylko 3 miesiące. Dziewczęta w mniejszym stopniu niż chłopcy, zagrożone były tą komsomolską deportacją. 

I tego dnia, tam nad Wiatką, gdy chłopiec pasł kozę, była już jesień. Koza pasła się spokojnie na miedzy, ciągnąc za sobą sznurek. Przedtem, gdy w domu pojawiła się koza a chłopiec był mniejszy, ten ciągnący się teraz po ziemi koniec sznurka, jego mama obwiązywała wokół pasa. Żeby koza nie uciekła. Teraz już nie było takiej potrzeby. Był na tyle duży, że był w stanie kozę dogonić i złapać gdyby chciała uciec. 

Pasienie kozy dla chłopca w wieku 8 - 10 lat, to nie jest zbyt atrakcyjne zajęcie. Ale od czasu jak koza była w domu, to było też mleko. A to robiło różnicę. Bo przedtem mleka nie było. To znaczy było, ale nie dla wszystkich. Tylko mleko z piersi dla małej siostry, która urodziła się już tutaj na Byzu. I ich mama, idąc na cały dzień do pracy na kołchozowe pola, zostawiała to mleko w garnuszku, na parapecie okna. Zostawiała z przykazaniem, że jak siostra będzie głodna i będzie płakać to on ma ją tym mlekiem nakarmić. Ale tam na Uralu wszyscy byli głodni. On też był głodny. I to mleko, stojące w garnuszku, na oknie, stanowiło pokusę, której głodne sześcioletnie dziecko nie mogło się oprzeć. I zdarzało się, że zamiast dać siostrze, tak jak mama kazała, sam wypił to mleko. A siostra płakała. I słysząc ten płacz miał wyrzuty sumienia. Normalnie ludzie nie pamiętają smaku mleka matki. On ten smak zapamiętał na całe życie. To mleko było słodkie. 

Niedaleko miedzy, na której byli razem z kozą, rosła jabłoń. Koza pasła się spokojnie a na jabłoni, mimo że była już późna jesień, wisiało jeszcze jabłko. Jedno i wysoko. Długo rzucał patykami. W końcu, za którymś razem trafił i jabłko spadło.
Teraz też był głodny, ale jabłka nie zjadł, tylko schował je do kieszeni. Żeby zanieść je do domu, siostrze, która kiedyś płakała z głodu a mleka w garnuszku na parapecie okna już nie było. Chęć zadośćuczynienia za tamtą winę nie pozwoliła mu zjeść tego jabłka. Mimo, że był głodny a jabłko pachniało. Trzymał je nadal w kieszeni, aby dać siostrze, gdy będzie już w domu. 

Ale o tym jabłku, które trzymał w kieszeni, wiedzieli jeszcze inni. Tam na Byzu mieszkali nie tylko zesłańcy z Polski. Tam byli również Ukraińcy, Tatarzy a także miejscowi Rosjanie i miejscowe, rosyjskie dzieci. Dla dzieci polskich zesłańców, ich rosyjscy rówieśnicy to były ‘pacany’. Dzisiaj to określenie wydaje się nie na miejscu, ale wtedy i tam, nie nikt nie myślał o tym, aby nie urazić czyichś narodowych uczuć. I te ‘pacany’, czyli kilku miejscowych rosyjskich chłopaków widziało, jak strącił jabłko. I zobaczyli też, że tego jabłka nie zjadł tylko schował do kieszeni. 

Oni też byli głodni. 

Bronił się i krzyczał, gryzł i kopał. Ale było ich kilku i byli więksi i silniejsi. I do domu przyszedł bez jabłka dla siostry. Gdy, po wielu latach, niedługo przed śmiercią, wspominał tamten straszny czas, w jego głosie, tak jakby dało się słyszeć żal i usprawiedliwienie. Że nie udało mu się odkupić swojej 'winy' wobec siostry, tym jabłkiem, które chciał jej przynieść.

Powyższa opowieść, zapamiętana ze wspomnień z rodzinnego domu, jest powtórzeniem tekstu opublikowanego tutaj na Salonie24 10.02.2017

* https://www.salon24.pl/u/seafarer/1018826,i-tylko-czapka-z-daszkiem




seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości