Wszyscy pamiętamy to hasło z 1989 r., no może nie wszyscy, ale starsi pewnie pamiętają. Tyle, że hasło brzmiało nieco inaczej: „Wasz prezydent, nasz premier”. Przypomnę o co chodziło. To hasło, to był tytuł artykułu Adama Michnika w „Gazecie Wyborczej”, w którym autor proponował poparcie dla W. Jaruzelskiego w zamian za oddanie władzy przez komunistów. No i tak też się stało, W. Jaruzelski został prezydentem. Ale czy komuniści oddali władzę? Tutaj jednak zaczynają się schody. Formalnie owszem władzę oddali, ale czy realnie ją oddali to już inna bajka. Zresztą szybko potem, także formalne do władzy powrócili, choć już w wyniku demokratycznych wyborów. Sojusz Lewicy Demokratycznej, spadkobierca Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (czyli przewodniej siły narodu z czasów PRL-u) w wolnej już Polsce wygrał wybory dwukrotnie i dwukrotnie – w latach 1993-1997 oraz 2001-2005 – sprawował rządy.
W tej sytuacji nasuwa się następujące pytanie. Jak to możliwe, że Polacy, zniewoleni przez ponad czterdzieści lat przez komunistów, z własnej i nieprzymuszonej woli zagłosowali na postkomunistów, spadkobierców tychże komunistów, którzy ich tyle lat gnębili. Co więcej zagłosowali na nich pomimo tego, że postkomuniści nigdy nie odcięli się od swoich protoplastów. Jak mogło do tego dojść? Czyżby syndrom sztokholmski ? Otóż nie, żaden tam syndrom sztokholmski. Odpowiedź brzmi - umowa okrągłego stołu! Umowa, której istotę można zapisać następującym, krótkim zdaniem – ‘my (komuchy) oddamy wam władzę a wy (solidaruchy) krzywdy nam nie zrobicie’. Taki układ oznaczał, że komuniści oddali władzę polityczną w zamian za utrzymanie wpływów w gospodarce i mediach. To jest wyjaśnienie ‘osobliwości’ politycznej polegającej na tym, że w wolnej już Polsce, postkomuniści dwukrotnie wygrywali wybory. W początkowych latach transformacji tylko oni mieli pieniądze i tylko oni mieli media. W tamtym czasie dezorientacji i zamętu wynikającego z transformacji ustrojowej made in Balcerowicz, był to wystarczający warunek do wygrania demokratycznych wyborów.
Ale w 2005 r. nastąpił przełom, Polacy ocknęli się z letargu (oraz naiwnej nadziei, że jak komuniści wrócą do władzy to im się poprawi) i zamiast patrzeć w okienka telewizorów spojrzeli za okno na zwykły, realny świat. A nie świat kreowany przez postkomunistyczne media. W efekcie Prawo i Sprawiedliwość, mimo braku pieniędzy i mediów wygrało wybory. Tutaj trzeba też pamiętać o koncepcji POPiS. Idea współpracy dwóch nurtów politycznych wywodzących się z ruchu społecznego Solidarność, również przyczyniła się do tej wygranej. Dzisiaj, przy rozpętanej do granic obłędu, wojnie domowej pomiędzy tymi dwiema siłami politycznym, nikomu przez myśl nie przejdzie koncepcja POPiS-u. Ale wtedy taka koalicja była realna. Niestety nie doszła do skutku. Przyczyny były subiektywne i obiektywne. Lider Platformy D. Tusk przegrał wówczas dwukrotnie – będąc liderem Platformy przegrał wybory parlamentarne a następnie będąc kandydatem PO na prezydenta – przegrał (z kandydatem PiS Lechem Kaczyńskim) wybory prezydenckie. Jedna i druga przegrana niewątpliwie nie pozostały bez wpływu dla jego braku zainteresowania stworzeniem koalicji POPiS.
I drugi powód już bardziej obiektywny. Otóż w tamtym czasie, po wyborach w 2005 r., Platforma przeszła na drugą stronę ‘politycznej mocy’. W efekcie, dzisiaj dwie największe partie polityczne, czyli PiS oraz PO, reprezentują dwie zupełnie różne opcje polityczne. Na PiS głosują ludzie o przekonaniach konserwatywno-prawicowych, na PO – ludzie o przekonaniach liberalno-lewicowych. Tak jest teraz, ale wtedy w 2005 r., było inaczej. Obydwa ugrupowania były po tej samej stronie politycznej barykady – po stronie konserwatywnej i patriotycznej. Nie wdając się w szczegóły przypomnę wyśmiewane obecnie przez zwolenników Platformy, hasło budowy IV Rzeczypospolitej. Tak, tak szanowni państwo, zwolennicy i wyborcy PO, to hasło powstało w środowisku politycznym Platformy Obywatelskiej! I przez Platformę było popierane. Ale po wyborach 2005 roku Platforma ‘zapomniała’ o budowaniu IV RP. Dlaczego? Ano dlatego, że lider Platformy Donald Tusk, po przegranych wyborach parlamentarnych zdał sobie sprawę, że elektorat prawicowy i patriotyczny został już zagospodarowany przez Prawo i Sprawiedliwość. A to oznaczało, że dla Platformy miejsca tam już nie ma. Do zagospodarowania był natomiast elektorat postkomunistyczny. Dlatego Platforma przyjęła na swoje listy polityków z SLD. Parafrazując tytuł książki „Idee mają konsekwencje” (autor R. M. Weaver) można powiedzieć, że działania też mają konsekwencje. Przejęcie postkomunistycznego elektoratu nie obyło się bez zmiany głoszonych przez Platformę haseł. Toteż z konserwatywno-prawicowych zmieniły się one na liberalno-lewicowe. W efekcie mocne niegdyś w Platformie skrzydło konserwatywne zostało skutecznie zmarginalizowane co symbolicznie uwidoczniło się odejściem z Platformy Macieja Płażyńskiego oraz Jana Rokity.
Jednak to wszystko nie znaczy, że po stronie Platformy są tylko postkomuniści. Absolutnie, nie! Po stronie Platformy są ci, którzy bezkrytycznie akceptują skutki umów okrągłego stołu. I politycznych spadkobierców tych umów uważają za jedynych uprawnionych do sprawowania władzy w Polsce (co w wyborach w 2015 roku ujawniało się powtarzanym natrętnie oskarżeniem: ‘Kaczyński dyszy żądzą władzy’ mającym na celu zdyskredytowanie zarówno prezesa PiS-u jak i samego PiS-u). Inaczej jest z PiS-em. Wyborcy i zwolennicy PiS kontestują umowy okrągłego stołu. Może nie tyle same umowy co skutki tych umów, czyli wspomniane już uzurpowanie sobie wyłącznego prawa do sprawowania władzy w Polsce przez politycznych spadkobierców okrągłego stołu. Jednak szkoda nastąpiła również i po tej stronie. Polityka jest sztuką osiągania rzeczy możliwych, tak więc brak możliwości realizacji idei POPiS-u, zmusił J. Kaczyńskiego do zawarcia karkołomnej politycznie koalicji z Samoobroną A. Leppera i LPR-em R. Giertycha. W efekcie tamta koalicja mocno nadszarpnęła dobre imię PiS-u.
Dlaczego przywołałem stare dzieje i tamto stare hasło Adama Michnika? Otóż wtedy chodziło o wybór prezydenta i teraz też zbliżają się wybory prezydenckie. Z tym, że wtedy bój był o to, żeby skończyć z dyktaturą komunistycznej władzy. Natomiast dzisiaj problem jest z tym, aby nie dopuścić – jak to określił prof. Andrzej Nowak - do dyktatury mono partyjnej. Praktyka ostatnich miesięcy pokazuje, że nie są to obawy bezpodstawne. Siłowe przejęcie telewizji publicznej, aresztowania posłów mimo ważnych immunitetów, nielegalne odwołania i powołania prokuratorów – to są realne zdarzenia, z którymi mamy do czynienia na co dzień od czasu objęcia władzy przez obecnie rządzącą koalicję. Do tego dochodzi agresywna propaganda (w rządowych i liberalno-lewicowych mediach) przesądzania o winie na podstawie wyłącznie oskarżeń i tworzenia zbitki pojęciowej ‘PiS to złodzieje’ a w efekcie kryminalizacji opozycji.
Ale to jeszcze nie koniec tego typu działań. Wynik głosowania PKW w/s wstrzymania finansowania dla największej partii politycznej będącej obecnie w opozycji, dobitnie to pokazuje. Wynik był 4:5 - członkowie PKW, zawodowi sędziowie, głosowali za zatwierdzeniem sprawozdania (czyli utrzymaniem finansowania), członkowie PKW - nominaci polityczni rządzącej koalicji - głosowali przeciwko zatwierdzeniu, a więc za wstrzymaniem finansowania. Ponieważ ci drudzy w PKW mają większość, finansowanie zostało wstrzymane. Wstrzymanie finansowania jest próbą ‘zagłodzenia’ opozycji ("zagłodzić finansowo" - copyright Katarina Barley, wiceszefowa PE i była minister sprawiedliwości Niemiec, która twierdziła, że Polskę należy zagłodzić finansowo gdy u nas rządziła Zjednoczona Prawica) i niezależnie od tego, na ile wątpliwości komisji były zasadne czy też nie były zasadne, takie finansowe ‘głodzenie’ nie mieści się w ramach demokratycznych reguł gry. Jak to przyznał jeden z politycznych nominatów, PKW nie badała innych komitetów partyjnych w taki sam sposób jak badała sprawozdanie PiS-u. Chodzi o to, aby tak jak to powiedział G. Schetyna, system został domknięty a opozycja wyeliminowana z życia politycznego. Komuniści też mieli ‘domknięty’ system, który niezależnej opozycji nie przewidywał.
Od tamtego czas, gdy Adam Michnik wystąpił ze swoim hasłem ‘Wasz prezydent, nasz premier”, minęło 35 lat i można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Podział polityczny, choć w nowym i odmiennym układzie, to jednak przebiega według podobnych kryteriów jak wtedy. Papierkiem lakmusowym tego podziału jest stosunek do reformy sądownictwa. Prof. Strzembosz mówił w tamtych czasach (jak rozpoczynała się transformacja ustrojowa), że sędziowie oczyszczą się sami. Niestety nie oczyścili się a w latach 2015 – 2023, gdy PiS podjął próbę reformy sądownictwa, nastąpił frontalny atak. Jaki był i jest stosunek Platformy do tych prób zreformowania sądownictwa nie trzeba przypominać, wszyscy wiedzą.
A wracając do wyborów prezydenckich i tytułu notki. Jeżeli prezydentem zostanie kandydat PO, to jak to zapowiedział G. Schetyna, system zostanie domknięty. Problem w tym, że domknięcie systemu nie jest dobre. Nie jest dobre dla prawidłowego funkcjonowania systemu demokratycznego. Nie jest też dobre dla Polaków, bo w Polsce mieszkają ludzie o różnych poglądach. I choć analogia do tamtego hasła sprzed 35 lat nie jest do końca adekwatna to przy obecnych podziałach, jedynym dobrym wyjściem jest to, co napisałem w tytule „Nasz prezydent, wasz premier”. I mam nadzieję, że w nadchodzących wyborach Polacy zagłosują, aby tak właśnie było.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka