Suwnice z Chin, na wyposażenie terminala kontenerowego w gdańskim porcie płynęły na tym statku przez Ocean Indyjski trasą dookoła Afryki (którą ponad pięćset lat temu odkrył Vasco da Gama), potem przez Atlantyk, aby w końcu po blisko dwóch miesiącach dotrzeć do Gdańska na Bałtyku. Nie wiem jaką mieli pogodę, ale jeżeli pogoda była sztormowa to przechyły pewnie były ekscytujące ...
Ten ładunek na pokładzie statku wygląda tak nierealnie, że nasuwają się wątpliwości czy to zdjęcie nie jest aby fake newsem. Nie, to nie jest fake news (zdjęcie to stopklatka z filmu zrealizowanego podczas wchodzenia statku do portu w Gdańsku). W swojej pracy na morzu miałem podobne doświadczenie dlatego zwróciło ono moją uwagę. Na pokładzie statku, na którym akurat pracowałem, wieźliśmy holownik portowy. To była podróż z Rotterdamu do Belfastu. Co prawda nie tak długa jak podróż statku na tym zdjęciu i ten holownik co go wieźliśmy nie był tak wielki jak te dźwigi ale emocje też były. Niemniej do portu docelowego dopłynęliśmy bezpiecznie.
Patrząc na zdjęcie nasuwa się automatycznie pytanie, co musi być zrobione, aby bezpiecznie przewieźć taki ładunek. Otóż muszą być zapewnione dwie rzeczy: statek musi spełnić kryteria stateczności statycznej i dynamicznej (w największym skrócie - nie może się przewrócić podczas przechyłu nawet na sztormowej fali) a ładunek musi być tak zamocowany, aby przy przechyłach statku nie zsunął się z pokładu za burtę. Jak już wspomniałem, zdjęcie pokazuje statek podchodzący do portu w Gdańsku. Z czego wniosek, że obydwa warunki (stateczność i mocowanie) zostały spełnione.To jest aspekt sprawy, dotyczący egzotyki morskich podróży.
Ale jest jeszcze drugi - gospodarczy. Co się dzieje? Czy w Europie nie potrafimy już zrobić tak prostej rzeczy jak suwnica? I musimy je wieźć aż z Chin na statku morskim trasą, która liczy ok. 15 tys. mil morskich? Potrafić jeszcze potrafimy, ale problem jest w kosztach. Otóż 59%. średniej ceny energii w Europie to cena uprawnień do emisji CO2 wynikających z polityki klimatycznej UE. Bez zużycia energii nie wyprodukuje się takich suwnic. Co prawda Chińczycy uruchomili swój ETS ale oni cenę CO2 ustalili na 7-8 USD za tonę a w Europie cena CO2 wynosi ok. 50 Euro za tonę. Różnica blisko 10-krotna co z grubsza wyjaśnia dlaczego opłaca się kupić suwnice w Chinach i wieźć je potem przez pół świata do Polski.
Ale jest światełko w tunelu. Kilka dni temu w Budapeszcie miało miejsce nieformalne posiedzenie Rady Europy. Premier D. Tusk po powrocie ze szczytu tak ujął kwestię cen energii "Niektóre założenia emisji CO2 rozbrajają europejską gospodarkę." Efekt Trumpa czy też powrót zdrowego rozsądku? Jeżeli nawet D. Tusk, dotychczas entuzjasta wszystkiego co pochodzi z UE tak mówi, to znaczy, że jest nadzieja, że w UE chyba wraca zdrowy rozsądek.
I być może w przyszłości już nie będzie trzeba kupować suwnic w Chinach i wieźć je przez pół świata, aby je zamontować na terminalu kontenerowym w porcie w Gdańsku.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka