Kilka dni temu premier Donald Tusk ogłosił, że nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich. Na dawnym Twitterze, co dzisiaj nazywa się X, tak to ujął: „Kto będzie naszym kandydatem w wyborach prezydenckich? Tę decyzję ogłosimy 7 grudnia, na Śląsku. Będzie to ktoś, kto, po pierwsze, nadaje się najlepiej na ten urząd, po drugie - ma największe szanse na wygranie, po trzecie - nie będę to ja. Naprawdę! ????”
Czytając te słowa, chciałoby się rzec: Roma locuta causa finita. Co w odniesieniu do nadchodzących wyborów prezydenckich oznacza, że skończyły się spekulacje o tym czy ze strony Platformy D.Tusk będzie kandydatem na prezydenta czy nie będzie. Jednak taki wniosek utrzymuje się (w myślach) tylko przez chwilę. Otóż tam, na końcu tej deklaracji jest słowo ‘naprawdę’. I po przeczytaniu tego słowa, otwiera się puszka Pandory z wątpliwościami. Skąd wątpliwości? Ano stąd, że obecny premier naszego rządu, znany jest ze swojej ‘prawdomówności’.
I tutaj muszę zrobić zastrzeżenie. Można się nie zgadzać z poglądami D.Tuska i można je krytykować. Ale jedna kwestia nie ulega wątpliwości, D.Tusk twardo stąpa po ziemi! W związku z tym, nie ma żadnych wątpliwości, że doskonale zdaje sobie sprawę z opinii, jaką się cieszy w kwestii prawdomówności.
Toteż to przekorne słowo „Naprawdę!’ oraz emotikon [????], który oznacza ‘bardzo mi się podobało’ [to, co powiedziałem], szepczą poufnie do ucha zupełnie coś innego. Nie słuchajcie tego, co mówię. Przecież wiecie, jaki jestem, ha, ha.
I cała pewność o tym, że D. Tusk nie będzie kandydował na prezydenta, która była przed chwilą, wali się w gruzy. I znowu nie wiemy, czy D. Tusk będzie kandydował czy też nie będzie. A przecież o to chodzi! Niech druga strona, czyli PiS dalej pozostaje w niepewności. Niech dalej nie wie, kto będzie przeciwnikiem ich kandydata. A to ma duże znaczenie, bo od tego kto będzie kandydatem Platformy zależy również (w dużym stopniu) to, kto będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości. No i najważniejsze! Kto te wybory ostatecznie wygra.
Na stronie głównej naszego Salonu24 wisi tekst „Plan Tuska: Prezydent z Sopotu, premier z Chobielina”. Autor tekstu p. Marcin Torz, całkowicie ignoruje deklarację premiera D.Tuska i przekonująco przedstawia zasygnalizowany w tytule scenariusz. Kandydatem na prezydenta będzie D.Tusk. A cała gra z odwlekaniem ogłoszenia kandydatury polega na tym, aby ludzie (zwolennicy Platformy) zaczęli wołać: Donald, kandyduj, kandyduj!
Jak już napisałem z poglądami D.Tuska można się zgadzać lub nie zgadzać, ale niezaprzeczalnym faktem jest to, że D. Tusk twardo chodzi po ziemi. I w tej grze z ogłoszeniem kandydata wcale nie chodzi o wołanie ‘kandyduj, kandyduj’. D. Tuskowi nie zależy na tym, czy ktoś go będzie prosił, żeby kandydował czy też nie będzie prosił. Chodzi o to, aby koalicjanci nie wystawiali swoich kandydatów. I dopóki to nie zostanie uzgodnione, lepiej trzymać wszystkich w niepewności, kto będzie kandydatem Platformy.
Mówiąc o koalicjantach, chodzi o Trzecią Drogę, aby nie wystawiała Szymona Hołowni. Potencjalny kandydat Lewicy, ze względu na nikłe poparcie i tak nie ma znaczenia. Natomiast poparcie dla S. Hołowni ciągle oscyluje w granicach kilkunastu procent. Licząc trzydzieści kilka procent, jakie ma PO (które dostanie D.Tusk), plus te kilkanaście procent S. Hołowni, (które by praktycznie w całości przeszły na DT, gdyby SH nie kandydował), otrzymujemy ponad czterdzieści procent w pierwszej turze. A czterdzieści kilka procent w pierwszej turze może uruchomić efekt kuli śniegowej i zapewnić zwycięstwo w drugiej turze.
W styczniu ub.r. popełniłem tekst „Hołownia trzyma w ręku złoty róg ...” https://www.salon24.pl/u/seafarer/1278394,holownia-trzyma-w-reku-zloty-rog. To było przed ostatnimi wyborami do Sejmu i chodziło o to czy, będzie wspólna lista ówczesnej opozycji czy też nie będzie. D. Tusk parł wtedy do wspólnej listy (dopiero przed samymi wyborami zmienił zdanie), ale wtedy S.Hołownia postawił na swoim i do wyborów, na wspólnej liście Platformą, nie poszedł. Oczywiście dobrze na tym wyszedł, bo po wyborach jego pozycja była zdecydowanie mocniejsza niż gdyby startował ze wspólnej listy z Platformą.
Dzisiaj historia się powtarza. Oczywiście Szymon Hołownia nie ma szansy wygrać wyborów prezydenckich. Ale jak zrezygnuje w przedbiegach z kandydowania, jego polityczna pozycja zostanie zmarginalizowana. Natomiast jak wystartuje, to bardzo się umocni. Co więcej, głosy jego wyborców mogą się stać tzw. języczkiem u wagi w drugiej turze. I Szymon Hołownia z koalicjanta drugiego szeregu stanie się koalicjantem rozgrywającym.
Jednym słowem marszałek Szymon Hołownia, po raz drugi ma złoty róg w swoich rękach. Czy go wykorzysta? Oto jest pytanie!
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka