seafarer seafarer
1784
BLOG

Wyniki wyborów w 2023r. – w końcu normalność. Uwagi przy okazji notki R. Wosia

seafarer seafarer Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

Na SG naszego ciągle blogerskiego (mimo wszystkich zmian) portalu, wisi artykuł Rafała Wosia „Wygrać i przegrać jednocześnie. Oto wyniki wyborów 2023”. W artykule tym autor stawia dwie tezy - pierwszą, że wybory w 2023r. wygra PiS, ale nie będzie rządzić, ponieważ nie uzyska samodzielnej większości oraz drugą - w takiej sytuacji rząd sformuje szeroka (a przez to egzotyczna) koalicja od Platformy Obywatelskiej po Konfederację. A ponieważ będzie to koalicja ‘od sasa do lasa’ więc będzie słaba i Rafał Woś kończy swój artykuł efektowną konkluzją: „Nikt nie zakwestionuje ani zwrotu w polityce międzynarodowej (rozbudowa armii, dywersyfikacja energetyczna), ani ostrej korekty antyneoliberalnej (500+, pchanie w górę dynamiki płacy minimalnej). Ani nawet sedna PiSowskiej polityki historycznej. Nikt tego nie zrobi, bo nowa szeroka koalicja będzie zbyt słaba i zbytnio wewnętrznie rozdarta. I to chyba będzie największe zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w całym jego długim politycznym żywocie”

No cóż, o ile z pierwszą tezą - PiS wygra nadchodzące wybory, ale bez samodzielnej większości - można się zgodzić, to z drugą tezą sprawa jest już zupełnie inna. Otóż realizacja takiego scenariusza (rząd po wyborach tworzy Platforma w koalicji z pozostałymi partiami obecnej opozycji) wcale nie musi się zmaterializować. A wręcz odwrotnie, to PiS w koalicji z innymi partiami (lub jedną partią) uzyska większość sejmową i sformuje rząd.

Wynika to z największego zwycięstwa Jarosława Kaczyńskiego - jak to autor artykułu ujął - „w całym jego długim politycznym żywocie”. Z tym, że tym największym zwycięstwem J. Kaczyńskiego jest zupełnie coś innego niż uważa R. Woś (czyli brak zdolności rządu ‘egzotycznej’ koalicji do odwrócenia przeprowadzonych zmian). Otóż tym największym zwycięstwem J. Kaczyńskiego jest to, że w Polsce po wielu latach przemian demokratycznych, w końcu nastąpiło (następuje) polityczne równouprawnienie. I w przeszłość odchodzi dominujące dotychczas przekonanie, że tylko jedna opcja polityczna liberalno-lewicowa, czyli ta która przejęła władzę w Polsce w wyniku umów okrągłego stołu, ma legitymację do sprawowania władzy w Polsce. Zewnętrznym objawem takiego przekonania tych polityków, o ich niemalże nadprzyrodzonym prawie do rządzenia w Polsce, był ‘pucz’ w 2016r., polegający na blokowaniu obrad sejmowych przez posłów (świeżo upieczonej) opozycji.

Ta niedemokratyczna próba zablokowania przyjęcia budżetu, co w efekcie skutkowałoby odwołaniem rządu, była efektem tego, że po przegranych wyborach liberalno-lewicowym politykom zawalił się świat. Jak to, my stworzeni do rządzenia ‘tym krajem’ mamy się poniewierać w opozycji? W życiu! Niedoczekanie!

Na szczęście dzięki zimnej krwi J. Kaczyńskiego budżet został uchwalony i do obalenia rządu nie doszło. I PiS rządził nie tylko jedną, ale również drugą kadencję. I dzięki temu, politycy opcji patriotyczno-konserwatywnej mieli możliwość pokazać, że oni też potrafią rządzić. Co więcej, jak pokazało życie, potrafią rządzić o niebo lepiej niż ci, którzy uzurpowali sobie ‘nadprzyrodzone’ prawo do rządzenia. I przez te osiem lat, ludzie w Polsce mieli okazję naocznie o tym się przekonać. Żeby nie wdawać się w szczegóły, przypomnę słynne słowa klasyka - ‘piniędzy nie ma i nie będzie’. Jak się okazało, pieniądze były, tyle że szły nie do budżetu, ale do kieszeni mafii vat-owskich i rząd PiS-u z tym skończył.

Jaki związek ma to równouprawnienie polityczne, które się dokonało dzięki ośmioletnim rządom PiS-u z tym kto będzie rządził po wyborach na jesieni? Otóż kluczem jest pojęcie, które kryje się pod słowami ‘zdolność koalicyjna’. Dotychczas powszechne było przekonanie o tym, że PiS nie ma zdolności koalicyjnej. I politycy opozycji, przy każdej okazji głośno o tym wołali. Ale ostatnio jakoś cicho o tym i ze strony polityków PL2050, Lewicy czy też PSL-u nic o braku zdolności koalicyjnej PiS-u nie słychać.

Co więcej, politycy tych partii wcale nie palą się do wspólnej listy wyborczej z Platformą. Wyjaśnienie jest proste, wchodząc do Sejmu na listach Platformy, skazani są na koalicję z Platformą. A dlaczego się nie palą do tej jednej listy? Bo na widoku jest rząd w koalicji z PiS-em! I wcale nie musi to być egzotyczna koalicja od Lewicy aż po Konfederację. Prawu i Sprawiedliwości wystarczy koalicja z PL2050 i PSL lub z jedną z tych partii. A programowo żadnej przepaści nie ma. Co więcej, w takiej koalicji do uzyskania dla tych partii jest zdecydowanie więcej niż będąc na listach PO, czyli pod butem D. Tuska. 

I dobrze, bo w końcu, po kilkudziesięciu latach od transformacji ustrojowej, mamy normalny system demokratyczny. Wybory zadecydują, kto i w jakiej konfiguracji będzie rządził państwem. A nie uprzedzenia, resentymenty czy też niczym nie uzasadnione uroszczenia wynikające z takiej a nie innej transformacji ustrojowej (pokojowej ale nie do końca demokratycznej), która po 1989r. miała u nas miejsce.

seafarer
O mnie seafarer

Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (63)

Inne tematy w dziale Polityka