W Wielki Piątek poszedłem do kościoła. I jak to się potocznie mówi pocałowałem klamkę. To znaczy zastałem drzwi zamknięte. Toteż w liturgii wielkopiątkowej nie wziąłem udziału. Chyba pierwszy raz w życiu, gdy jestem na lądzie, tak się stało. Wczoraj w Wielką Niedzielę, pojechałem do Franciszkanów, tam jest duży kościół i miałem nadzieję, że zastanę drzwi otwarte. Niestety były zamknięte. Co więcej, mimo tego, że franciszkanie znani są ze swojej łagodności, na drzwiach widniał surowy napis (ten na zdjęciu powyżej) „… 81 osób, ograniczenie będzie respektowane bezwzględnie”. Już miałem odejść, ale przed kolejnym brakiem udziału w Wielkanocnej liturgii, uratowała mnie Cyganka. Siedziała na kościelnych schodach czekając na datki. Widząc, że chcę odejść, bez słowa pokazała mi palcem na schody, które prowadziły w górę. Poszedłem po tych schodach i doszedłem na chór. Drzwi były otwarte. Tak to, dzięki Cygance, mogłem wziąć udział w celebracji największego chrześcijańskiego święta. Dzisiaj natomiast, poszedłem do naszego parafialnego kościoła, przezornie prawie z półgodzinnym wyprzedzeniem. Proboszcz stał przy drzwiach i liczył ludzi. Całe szczęście, że magiczna liczba 61 (tyle osób może przebywać w naszym parafialnym kościele) nie została jeszcze przekroczona. I zostałem szczęśliwie wpuszczony do środka. Ale po chwili, będąc już w środku, usłyszałem złowrogi szczęk zasuwy. Kościelny zamknął drzwi. Nikt więcej już do kościoła nie wszedł.
I jeszcze jedna sprawa. Pandemia trwa już u nas prawie rok czasu. Kościół katolicki wymaga od swoich wiernych, aby w każdą niedzielę byli w kościele. Mówi o tym pierwsze przykazanie kościelne: „W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej ...”. Staram się dochować tego przykazania. I w niedzielę chodzę do kościoła. I przez ten rok, tylko jeden, jedyny raz słyszałem, jak ksiądz modlił się o ustanie pandemii. Nie słychać też apeli przewodniczącego episkopatu czy też prymasa o taką modlitwę.
Jest w tym jakieś rozdwojenie. Wierzymy w Boga, wierzymy w zmartwychwstanie, wierzymy w to, że Bóg jest wszechmogący. A wygląda na to, że nie wierzymy w to, że Bóg może powstrzymać pandemię. Co więcej, wygląda na to, że wstydzimy i boimy się modlić do Boga o ustanie epidemii. Czego się wstydzimy? Swojej wiary? Czego się boimy? Że ‘światli’ będą się z nas śmiali, że wierzymy w zabobony?
W takim razie jaka jest ta nasza wiara? Twarda jak skała, czy też jak chorągiewka na wietrze? Idee mają konsekwencje, tak napisał R. M. Weaver, amerykański konserwatysta, myśliciel i filolog. Jeżeli wierzymy w Boga, że jest wszechmogący, to mamy prawo wierzyć, że nasza modlitwa może przynieść skutek. Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. [Mt, 7, 7]. Tak mówił Jezus - w Kazaniu na górze - do zgromadzonych tłumów nad Jeziorem Genezaret w pobliżu Kafarnaum.
Nie bardzo mi wypada zwracać uwagę biskupom. Ale myślę, że warto, aby pamiętali o tych słowach Jezusa. I nie kazali proboszczom zamykać kościołów. Aby ci, którzy nie mogą wejść do kościoła, bo jest tam już maksymalna liczba wiernych – stojąc na zewnątrz – też mogli uczestniczyć w niedzielnej eucharystii. I myślę, że warto też, aby biskupi głośniej apelowali o modlitwę w intencji ustania pandemii. Czy zostanie wysłuchana, to już od nas nie zależy. Ale wstydzić się i bać się, że się modlimy, ludziom wierzącym nie wypada. Biskupom szczególnie.
Ps.: I jeszcze dwa słowa o zarażaniu się w kościołach. W kościołach ludzie się zarażają, tak wołają ludzie związani z opozycją. Ludzie, którzy wcześniej (w czasie pandemii przecież), namawiali do udziału w manifestacjach. Wtedy nie widzieli zagrożenia zarażeniem. Skądże, tam na demonstracji, w tłumie zgiełku i wzajemnych przepychankach, zagrożenia nie było. Natomiast teraz wołają larum, bo zagrożenie pandemią jest w kościołach. Gdzie ludzie spokojnie siedzą w ławkach, mając założone maseczki i trzymając dystans społeczny.
W tej sytuacji powstaje pytanie. O co im chodzi? O to, aby nie było zakażeń? Czy o to, aby ludzie nie szli do kościoła?
Jak zwykle, odpowiedź na pytania zostawiam czytelnikom.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo