News o pozwie zainteresował nie tylko branżowe media. Bez komentarzy (poza rytualną porcją obelg od pozywającego). A przecież to temat ciekawy sam w sobie: jakie motywy przyświecają dziennikarzowi pozywającemu stowarzyszenie dziennikarzy? Co w ten sposób chce osiągnąć?
Oczywiście żyjemy w czasach, gdy dziennikarze z dziennikarzami coraz częściej dyskutują przez adwokatów, ktoś powie – czas przywyknąć. Tylko dokąd zmierzamy – jako środowisko – odwołując się w kwestiach opinii, w sprawach etycznych i warsztatowych do oceny sądów? To nie jest pytanie do pozywającego (który SDP nie uważa za stowarzyszenie twórcze, ale „przybudówkę jednej z partii”), tylko do dziennikarzy piszących o całej sprawie. Czy nie uważacie, że spory między nami powinny się rozgrywać na zupełnie innym poziomie? Że gdy dyskutuje się o warsztacie, etyce, standardach to nie za pomocą adwokatów i nie na sali rozpraw?
Pokusa oczywiście jest duża. W końcu sąd może coś nakazać, wesprzeć swoim autorytetem opinię pozywającego. Ale czy po odczytaniu sentencji wyroku, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej zmieni się opinia – na przykład - zarządu SDP o tekście „Ojciec braci”? Albo opinia pozywającego (jeśli przegra)? Bądźmy poważni. Każdy pozostanie przy swoim zdaniu.
Jako powód, dla którego kieruje się dziś pozwy w podobnych sprawach pada często argument prawdy. „Niech sąd rozstrzygnie jak było naprawdę”. Czy w kwestii smaku, przyzwoitości, kultury – też ma to robić? Nominacja do Hieny dotyczy naruszeń standardów dziennikarskich właśnie w tej dziedzinie. Zdaniem nominujących autor posunął się za daleko wchodząc w czyjąś prywatność. O jeden most. Spór może się – i powinien - toczyć tylko o to. I nie między SDP a Łazarewiczem (z udziałem adwokatów), lecz wewnątrz środowiska, o ile oczywiście ktoś uważa, że nominacja jest trafiona kulą w płot, bo już obowiązują nowe standardy i tak pisać można.
Sęk w tym, że nie wiemy, czy ktoś tak uważa. Press zatytułował swoją notatkę: „Dostał hienę bo napisał o Kaczyńskich”. Sam Łazarewicz ujawnia: „Nie pisałem tekstu na kolanach i to uznano za błąd”. Być może gdzieś tak uznano, ale nie podczas dyskusji w gronie ZG SDP. Nie przewidywaliśmy tego, ale okazało się, że o głębokości kryzysu etyki naszego zawodu więcej mówi to, jak pisze się o nominacji niż sama nominacja. Mamy tu pełną listę przypadłości: przypisywanie wyłącznie intencji politycznych (okładanie PiS-em), pogłębianie okopów (listy otwarte, protesty zamiast dyskusji), wreszcie pozwy sądowe. Nikt nie przejawia gotowości do rozmowy o etyce, o standardach. Czyli nie o tym, co jest łamaniem prawa, a co nie (koń jaki jest każdy widzi) a raczej o tym, co wypada, a czego się nie powinno robić, jeśli chcemy szanować siebie nawzajem i nie zrezygnowaliśmy z tego, by szanowali nas czytelnicy.
Warto przy okazji kolejnych newsów w sprawie Łazarewicz vs SDP i na ten aspekt zwrócić uwagę.
Piotr Legutko