Mówię „off the record”. W USA oznacza to, że nie wolno dziennikarzowi publikować informacji czy opinii, na których publikację rozmówca nie wyraził zgody. Co więcej, dziennikarz, który zgodził się na rozmowę w tej formule nie ma prawa wykorzystywać uzyskanych informacji, nawet jeśli dowie się o nich z innego źródła.
Dlatego dziennikarze odmawiają rozmów „off the record”, żeby nie krępować się zobowiązaniem. Przekroczenie tej zasady oznaczałoby infamię i utratę źródeł informacji oraz powszechne potępienie. A w Polsce? Co czeka dziennikarza? Zejdźmy na ziemię. Nic go nie czeka, najwyżej uznanie redaktora, że ujawnił coś, czego ktoś nie chciał publicznie ujawnić.
We wtorkowej „Gazecie Wyborczej” znany dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski pisze: W 2002 r. zapytałem Wisławę Szymborską, dlaczego pół wieku wcześniej podpisała rezolucję 53 krakowskich intelektualistów potępiających księży z krakowskiej kurii. Najpierw powiedziała, że nie pamięta. Potem - zastrzegając, by nie publikować tej wypowiedzi - stwierdziła: - Jeżeli jest tam mój podpis, to znaczy, że po prostu tam byłam. Na takich zebraniach nikt się nie mógł wyłamać. Nie chciała rozmawiać o tym szerzej.
Nie chcę analizować postawy Szymborskiej, pewnie myślała o tym nie raz, i nie raz pisały o tym media. Dziś wiemy, że cały proces był sfingowany i był potworną manipulacją, która doprowadziła do skazania niewinnych ludzi. Chciałbym jednak wiedzieć także dlaczego w artykule, który w jakimś stopniu jest próbą usprawiedliwienia noblistki, Czuchnowski zrywa z zasadą zachowania dziennikarskiej tajemnicy?
Nie chciała rozmawiać o tym szerzej - pisze Czuchnowski. I łamie, słowne czy domyślne, przyrzeczenie. Szymborska zastrzegła, żeby nie publikować jej wypowiedzi. To zastrzeżenie z pewnością nie dotyczyło tylko okresu jej życia. Czuchnowski czuje się zwolniony ze zobowiązania, bo przecież rozmówczyni już nie żyje. Czy jednak uczyniłby tak samo za jej życia? Czy Artur Domosławski wydałby książkę o Kapuścińskim za jego życia? W obu przypadkach zasada jest ta sama: umarli nie zareagują, co najwyżej – ich bliscy, ale tymi można się nie przejmować.
Regułę „off the record” Amerykanie wymyślili nie po to, by ją łamać, lecz by rozmówca mógł zachować się szczerze i czuć się bezpiecznie. Dzięki niej dziennikarz może np. domniemywać, że inne rzeczy, o których dowiaduje się od rozmówcy „on the record”, są prawdziwe. Dziennikarz nie może uwiarygodnić rozmówcy, pisząc o tym, co ów powiedział mu w zaufaniu, bo w ten sposób sam przestaje być wiarygodny, pokazując, że złamał obietnicę, którą komuś dał i zawiódł zaufanie, którym został przez kogoś obdarzony.
Ale, wiemy o tym, żyjąc na tym świecie, że dzieci i umarli głosu nie mają. Protestować nie będą, nie obrażą się na to, co o nich napiszemy, a przede wszystkim nie zweryfikują naszych rewelacji. Zatem: szalej dusza! Kto jeszcze ma jakieś informacje o tym, co mu Wisława Szymborska powiedziała „off the record”? Spodziewam się kolejnych niespodzianek, nawet serialu w stylu: „Off the record czyli kto co komu powiedział w tajemnicy”. Proszę o tantiemy, kiedy program ukaże się na antenie.
Marek Palczewski
Ps. Dlaczego jednak Czuchnowski zdradził Szymborską i wyrządził jej niedźwiedzią przysługę? Jakieś sugestie?