Piotr Mucharski, od prawie 25 lat dziennikarz i publicysta „Tygodnika Powszechnego”. Od roku jego redaktor naczelny. W roku 2000 wraz z Katarzyną Janowską otrzymał telewizyjnego Wiktora oraz Nagrodę im. Dariusza Fikusa za cykl programów: „Rozmowy na koniec wieku” i „Rozmowy na nowy wiek”.
W Polsce postępuje ostra polaryzacja opinii również w sprawach Kościoła. Ultrakonserwatyści katoliccy twierdzą, że Kościół jest wściekle atakowany, więc trzeba się zamknąć w okopach Świętej Trójcy. Dla nich „Tygodnik” to wróg i twór lewacki. Z kolei dla antyklerykałów „Tygodnik” to wróg, bo przecież jest pismem katolickim. Postawy pośrednie zanikają. Co byś powiedział, gdybym postawił tezę, że „Tygodnik Powszechny” nie jest już nikomu potrzebny.
(Śmiech) Jeżeli uznamy, że to media dyktują jaka jest Polska, to można by przyjąć taką tezę. Jednak nie mam poczucia, że w warstwie ideowej media odpowiadają temu, co się w Polsce dzieje. Media żyją z ostrej polaryzacji. Ich wyrazistość polega na znalezieniu wrogów, którymi należy swoje czytelnicze plemię postraszyć. W „Uważam Rze” można do znudzenia czytać o „salonie”, mętnych liberałach i zdrajcach ojczyzny. Jak się otworzy „Gazetę Wyborczą””, albo „Newsweeka” to znajdujemy ciemnych „katoli”, czyli... zagrożenie dla modernizacji. Czytelnicy „Tygodnika Powszechnego” to ludzie, którzy nie odnajdują się w takim podziale. Nie chcą uczestniczyć w tworzeniu „plemiennej” Polski, która jest pochodną podziałów politycznych i medialnych.
Skutek jest taki, że „Tygodnik” sprzedaje się w nakładzie ok. 22 tys. egzemplarzy, a te „wyraziste” media sprzedają po 100 tys. więcej.
Gratuluję im powodzenia, ale nie mam zamiaru ścigać się na radykalność poglądów. Nasi czytelnicy piszą do nas, że wreszcie mają pismo, w którym nie wiedzą, co będzie napisane na temat kolejnego wydarzenia politycznego. Nie wiedzą, bo my nie jesteśmy w 100 proc. ani po stronie PO, ani po stronie PiS. Problemem polskich mediów i ich odbiorców jest bezmyślność. Jak się rozmawia z naczelnymi wiodących mediów, to oni mówią, że ich czytelnicy nie chcą żadnej wymiany opinii. Chcą się utwierdzić w swoim twardym stanowisku dotyczącym wrogów politycznych i zyskać potwierdzenie swoich poglądów. Wynikiem tego jest fakt, że w Polsce nikt z nikim nie rozmawia, a już na pewno nie prawa strona z lewą.
Czy do tych mediów, które jedynie utwierdzają czytelników w ich przekonaniach, zaliczyłbyś konkurencję „Tygodnika” jaką jest „Gość Niedzielny”, który zresztą sprzedaje się w nakładzie ponad 140 tys.?
W kioskach „Gość” sprzedaje się porównywalnie z „Tygodnikiem”, reszta jest dystrybuowana przez parafie.
Ale sprzedaje się w nakładzie 7 razy większym. Czy to znaczy, że katolicy w Polsce nie chcą patrzeć na świat szerzej?
Tak bym nie powiedział. Na pewno części opinii katolickiej w Polsce ma prawicowe poglądy i „Gość Niedzielny” spełnia ich oczekiwania. Nie twierdzę, że „Gość Niedzielny” jest ostentacyjnie propisowski, ale niewątpliwie do tamtej strony mu bliżej. Wolałbym jednak nie oceniać konkurencji...
Jaka będzie przyszłość „Tygodnika”, bo to mała firma, a mali wypadają z medialnego rynku…
… nie zgadzam się. Tu jak rozumiem zaczynamy mówić trochę o przyszłości „papieru”. Moim zdaniem ocaleją najwięksi i najmniejsi. Wypadnie cały środek.
Sugerujesz, że niszowość „Tygodnika” to właśnie jego siła?
Myślę o „Tygodniku” jako o niszy, a nie o mainstreamie, i to nawet daje mi pewien komfort i satysfakcję. Niszy więcej wolno, również w sensie eksperymentu dziennikarskiego. Nie muszę na przykład publikować przeźroczystych stylistycznie i do bólu słusznych tekstów o polityce. Mogę sobie pozwolić na zadawanie pytań lub kwestionowaniu podziałów, w których Polacy tak świetnie się czują. Oczywiście małe wydawnictwa mają w Polsce duże problemy, na przykład z dystrybucją i kolportażem. Nie są dla kolporterów wystarczająco silnym partnerem. Drugi problem jaki mamy nie wiąże się z wielkością, ale z katolickością „Tygodnika” i jest natury marketingowo - reklamowej. Pismu z etykietą „katolickie” o wiele trudniej zdobyć reklamy w domach mediowych i u producentów. Nie chcą mieć konfesyjnej etykiety, bo do katolickich mediów przylgnął wizerunek Radia Maryja. Od jednego z domów mediowych usłyszeliśmy: „Moherom reklam nie dajemy”.
Ktoś nie bardzo widział różnicę między Krakowem a Toruniem?
W ogóle nie widział takiej różnicy. Po prostu katolickie znaczy dla nich moherowe.
Skoro już doszliśmy do pieniędzy: ITI wycofało się ze współwłasności w „Tygodniku Powszechnym”, dając w prezencie swoje udziały Fundacji „Tygodnika”. Jaki to będzie miało wpływ na waszą sytuacje?
W tej chwili sytuacja jest stabilna. Dzięki ITI i jego know-how sprofesjonalizowaliśmy zarządzanie firmą, a ludzie z zarządu ITI ciągle pozostają w zarządzie i radzie nadzorczej. Ich wsparcie jest nie do przecenienia. Teraz Fundacja jest 100 proc. właścicielem „Tygodnika”, ale to nie wyklucza szukania innych inwestorów.
Macie obecnie dodatni wynik finansowy?
Rok 2011, drugi z rzędu, zamknęliśmy na plusie i mam nadzieje, że w tym roku będzie tak samo.
Właściwie już wszystkie tygodniki przeniosły się do Warszawy. „Przekrój” nawet dwa razy. Czy da się robić ogólnopolski tygodnik poza stolicą?
Wszyscy mi mówią, że nie, ale ja sobie nie wyobrażam redagowania „Tygodnika Powszechnego” poza Krakowem, a właściwie poza Wiślną 12. Powiem więc tak: to jest prawie niemożliwe. W Polsce życie polityczne, kulturalne i finansowe jest odessane z reszty kraju do stolicy. W związku z tym na przykład wszystkie opinie i prognozy na temat życia politycznego, które wyprzedzają to życie mogą się urodzić tylko w Warszawie. Nieprzypadkowo nasi główni komentatorzy polityczni są właśnie tam. Komentowanie polityki w tygodniku wydawanym poza Warszawą jest uprawianiem czegoś w rodzaju second handu…
… tymczasem pojawia się coś jeszcze. „Gazeta Wyborcza” postanowiła większość newsów umieszczać wyłącznie w Internecie, a „w papierze” będą ukazywać się jedynie analizy, opinie i komentarze. To coś w rodzaju „codziennej gazety opinii”. To nowe zagrożenie dla tygodników?
„Papierowy” news umarł. Ekskluzywny news na pierwszej stronie nie jest już ekskluzywny, bo dzień wcześniej pojawił się w Internecie. Dla nas prawdziwą konkurencją są weekendowe wydania „Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”. Nota bene, gdyby, co nie jest wykluczone, została na rynku tylko „Wyborcza”, to stałaby się rzecz straszna. 35 milionowy kraj zostałby z jedną opiniotwórczą gazetą codzienną.
Załóżmy jednak, że są dwie i reprezentują dwie opcje. Obie zamieniają się w gazety opinii. Po co jeszcze tygodniki?
To zależy jakie te tygodniki mają opinie. Ja nie należę do żadnego plemienia medialnego i mnie przeczytanie „Rzeczpospolitej” i „Wyborczej” nie wystarcza do stworzenia obrazu tego świata i myślę, że czytelnikom „Tygodnika Powszechnego” też nie. I jeszcze jedno. Dla nas ważny jest też styl dziennikarstwa i mam tu na myśli dziennikarstwo jako gatunek literacki. Potrzebuję dziennikarstwa, które nie jest sformatowane, co prowadzi do tego, że w danym tygodniku wszystkie teksty są do siebie bliźniaczo podobne. To mnie właśnie w dzisiejszych mediach wkurza i powoduje, że są cholernie nudne.