SDP SDP
182
BLOG

Rozmowa z Markiem Magierowskim

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Z Markiem Magierowskim o wojnie kulturowej i śmiertelnym zagrożeniu chrześcijaństwa rozmawia Błażej Torański.

 

Marek Magierowski. Publicysta i komentator tygodnika "Uważam Rze", w latach 2006-2011 zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej". Wcześniej pracował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku", tygodniku "Forum". Laureat nagrody im. Krzysztofa Dzierżawskiego, przyznawanej przez Centrum Adama Smitha. Nominowany do nagrody im. Dariusza Fikusa. Współpracuje z "Przewodnikiem Katolickim", miesięcznikiem "W drodze", portalem "Nowa politologia". Specjalizuje się w stosunkach międzynarodowych.

 

 

Krył się Pan kiedykolwiek ze swoją wiarą, systemem wartości?

Piszę otwarcie o wojnie kulturowej, która się obecnie rozgrywa, o wojującym ateizmie. Nie boję się tego, ale mam szczęście pracować w tygodniku konserwatywnym, którego linia polityczna i ideologiczna jest tożsama z moim postrzeganiem świata. Podobnie było wRzeczpospolitej, gdzie pracowałem poprzednio, i w innych redakcjach. Nigdy nie miałem z tym problemu. Zwłaszcza, że zajmowałem się publicystyką międzynarodową i gospodarczą. Rzadko poruszałem tematy cywilizacyjne, społeczne, zahaczające o wojnę religijną, kulturową. Robię to od niedawna, co pokazuje też, jak ten konflikt się ostatnio nasilił.

Ale czy trafne jest używanie wojennej retoryki?

Nie mam wątpliwości, że toczy się wojna. Oczywiście przy użyciu oręża wykorzystywanego przez dziennikarzy, publicystów czy politykówczyli przede wszystkim języka. Wprowadzane są do niego nowe słowa, nowe definicje, często manipuluje się znaczeniami. Widzimy to codziennie, m.in. w telewizyjnych programach publicystycznych.

Przykład?

Podam jeden ze sposobów na "pluralizm.  Prowadzący jako temat dyskusji wybiera związki homoseksualne, aborcję albo feminizm. Do programu zaprasza cztery osoby. Po jednej stronie barykady zasiadają: znana piosenkarka i równie popularny aktor. Są młodzi, ładni, uśmiechnięci, powszechnie lubiani. Po drugiej stronie gospodarz programu sadza jakiegoś stetryczałego polityka, na przykład z Prawa i Sprawiedliwości, oraz tzw. dziennikarza katolickiego, znanego z tego, że nie potrafi powściągnąć emocji. 

Wiadomo, po czyjej stronie opowiedzą się telewidzowie.

Owszem, ale pluralizm teoretycznie został zachowany.

Kilka dni temu Rada Programowa TVP za dobór gości skrytykowała Tomasza Lisa. Był to protestprzeciwko promowaniu w telewizji publicznej osób, których działalność urąga wszelkim normom etycznym. Tym razem poszło o Krzysztofa Rutkowskiego. Ale jak to jest w programach dotyczących Kościoła?

Znowu muszę użyć wojennej retoryki, ale ostatnio mamy do czynienia z nieustającą, codzienną ofensywą przeciwko Kościołowi i duchownym. W jednej z największych polskich gazet teksty na temat zwrotu majątku Kościoła są pisane tak, aby czytelnik odniósł wrażenie, iż Kościół jest zainteresowany wyłącznie pomnażaniem swoich dóbr materialnych. Informacja, iż chodzi o rekompensatę za majątek zagrabiony przez komunistyczne władze, a właściwie tylko jego część, nie pojawia się w ogóle, albo pojawia się mimochodem, gdzieś na końcu artykułu. Na Twitterze zażartowałem kiedyś, co by powiedział autor tekstu, gdyby starał się odzyskać skradziony portfel, a w prasie spotykałby się z opiniami, że jest zachłanny, chciwy, butny i zachowuje się  skandalicznie. A tak mniej więcej traktuje się Kościół w mediach. Każda afera pedofilska w Kościele trafia na czołówki portali internetowych. O innych pedofilach w ogóle się nie dowiemy - tak jakby ten problem dotyczył jedynie Kościoła. Zwróćmy jeszcze uwagę na relacje z niedawnej wizyty papieża Benedykta XVI na Kubie - został poddany ostrej krytyce za to, iż nie mówił głośno o prześladowaniach opozycjonistów. Co ciekawe, ci sami ludzie potrafią paradować w koszulkach z wizerunkiem Che Guevary na piersi.

Uważa Pan, ze Kościół dobrze buduje swój wizerunek w mediach?

Nie.

Jakie popełnia błędy?

Po pierwsze duchowni w Polsce są oderwani od rzeczywistości medialnej. Hierarchowie nie do końca zdają sobie sprawę z tego, czym są media i jakich narzędzi używają. Gdy dochodzi do kryzysu wizerunkowego - jak właśnie w przypadku skandali pedofilskich - są kompletnie zagubieni. Nie liczą się z opinią publiczną, o czym świadczy np. zapraszanie byłego metropolity poznańskiego, abp. Juliusza Paetza, na różne kościelne uroczystości.

Nie zdają sobie sprawy z siły oddziaływania mediów na umysły?

Z tego, jak bardzo są osaczeni. Jak bardzo nieprzychylny Kościołowi przekaz medialny zmienia nastawienie społeczeństwa. Wielu hierarchom wydaje się że to, co robią, w zupełności wystarcza. Są zadowoleni ze swojego zaplecza medialnego. Z tego, że jest Radio Maryja, TV Trwam i ileś gazet. Wydaje im się, że to wszystko załatwia. Mamy swoje media, myślą, oddziałujemy przez nie na naszych wiernych, czytelników i telewidzów. Zapominają, że siła rażenia mediów katolickich jest minimalna. Kropla w morzu wobec potęgi świeckich mediów głównego nurtu, największych telewizji komercyjnych czy gazet. Myślę, że nie zdają sobie też sprawy z tempa, w jakim tempie telewizje potrafią swoim przekazem kształtować umysły zwykłych ludzi. Jednym z takich sposobów są seriale oglądane codziennie przez 8-10 milionów ludzi.  W stacjach komercyjnych jest tych seriali kilkanaście.

Jakrodzinka.pl?

O tym swego czasu pisałem. Ale jest wiele seriali, w których od czasu do czasu pojawiają się np. homoseksualiści, którzy modę przejęliśmy ze Stanów Zjednoczonych wyłącznie postaciami pozytywnymi. Nie ma wśród serialowych gejów czarnych charakterów. Efekt społeczny takiego oddziaływania jest ogromny. Nie mam nic przeciwko temu, by w serialach pojawiali się homoseksualiści, ale występują w nich nie dlatego, że scenarzysta po prostu miał taki pomysł, nie dlatego, że mogą wnieść coś ciekawego w warstwie fabularnej. Nie - oni są po to, by oświecać ciemnogród i nawracać polski zaścianek na nowoczesność.

Dlatego skłania się Pan do stwierdzenia, że chrześcijaństwo jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie?

Oczywiście chrześcijaństwo nie zniknie z powierzchni Ziemi za tydzień czy za dwadzieścia lat, ale mówiąc o śmiertelnym niebezpieczeństwie mam na myśli potrzebę reagowania na to, co dzieje się dzisiaj. Musimy podnieść głowy i sprzeciwiać się ingerencji w sferze języka. Dziennikarze powinni mówić otwarcie o wierze, o wartościach. Wprawdzie media liberalne mają ogromną przewagę, ale przecież w nich także pracuje wielu dziennikarzy, którzy wyznają te same wartości. Są chrześcijanami, katolikami. Ponadto media mainstreamowe zapraszają nas i nie ma powodu, aby te zaproszenia odrzucać. Wśród prawicowych publicystów trwa dyskusja, czy powinniśmy się zamknąć w drugim obiegu, czy próbować wciskać się wszędzie, gdzie tylko można. Nawet do mediów, które wydają się nam wrogie. Jestem zdecydowanie zwolennikiem tej drugiej szkoły. Trzeba wszędzie bronić chrześcijańskich wartości, spokojnie, z uśmiechem i umiarem, ale jednak stanowczo. Bo do kogo mamy się zwracać z naszym przekazem? Tylko do ludziprzekonanych? Jeśli będziemy mówić tylko do nich, to za chwilę okaże się, że jest ich garstka.

 

 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości