Właściwie to powinienem napisać „zazdroszczę Szczygłowi”, że tak pięknie potrafi pisać o Czechach. Laska nebeska od kiedy pamiętam zawsze wywoływała mój dobry nastrój, dziś wywołują go reportaże i felietony, które wyrastają ponad siermiężną publicystykę polityczną uprawianą przez niejednego tusko- lub kaczyńsko-lubnego dziennikarza.
W biegu na dworzec centralny, po drodze, zaszedłem do ulubionej księgarnio-kawiarni, gdzie jak zwykle wpadło mi w oko kilka książek, w tym owa „Laska nebeska” – zbiór felietonów Mariusza Szczygła. Wiadomo nie od dziś, że Szczygieł jest niepoprawnym czechofilem. I prawie wszystko, co czeskie, go zachwyca. O myślach narodu czeskiego dowiaduje się z napisów w klozetach, choćby z takiego, że „Alkohol nie da wam odpowiedzi, ale pozwoli zapomnieć pytanie”. Czechy Szczygła to Czechy Franza Kafki, Vaclava Havla, Haska, Szwejka, Hrabala, Pepina, Oty Pavla, Karola Kalousa, „który miał serce tak dobre, że nikomu go nigdy nie okazywał”, czy Juliusza Fucika, który zanim go stracili naziści w 1943 roku napisał w swoim testamencie „I jeszcze raz powtarzam: żyliśmy dla radości”. Radość, dowcip, pogoda ducha i zdrowy rozsądek, to motywy, które przeplatają się w czeskiej literaturze. Niezapomniane są muchy, które obsrały obraz Najjaśniejszego Pana, cesarza Franciszka Józefa I. I Szwejk tłumaczący sądowej komisji lekarskiej, że nie wie czy radium jest cięższe od ołowiu, bo przecież ich nie ważył. Humor jako oręż, który drwi z patosu i patriotycznej tromtadracji. Humor pokonujący zło i niosący dobro. Dlaczego nasi politycy są tak poważni, dlaczego tak mało uczymy się od Czechów?
W wywiadzie dla „Newsweeka” Mariusz Szczygieł spowiada się z miłości do Czech i mówi, że jest przekonany, „że Pan Bóg wymyślił Czechów, by wprawić Polaków w dobry nastrój”. Ale czy rzeczywiście mamy dobry nastrój? Przecież stale i nieustannie na wszystko i wszystkich narzekamy: nie podobają nam się reformy i brak reform, nie podobają się i Tusk, i Jarosław Kaczyński, i Pawlak, i Palikot. I to, że telewizja o czymś mówi albo nie mówi. To niemal tak jak z aforyzmu Soerena Kiergegaarda „albo - albo”: zrób tak albo zupełnie na odwrót, i z jednego, i z drugiego nie będziesz zadowolony. Według Szczygła, Czesi z każdej wady zrobią zaletę. I śmieją się, śmieją – również z siebie.
Sięgam po wcześniejszą książkę Szczygła, po „Zrób sobie raj”. Szukam klamry dla mojego felietonu. Podobno Umberto Eco, kiedy był w Pradze w roku 1968 podczas radzieckiego najazdu zainspirował się do napisania słynnej powieści „Imię róży”. Śmiech mnichów wyzwalał ich od strachu przed diabłem. I z tej rozprawy o śmiechu Umberto Eco wynika – zdaniem Szczygła – że „Śmiech to władza. Władza nad tym, z czego się śmiejesz”; więc śmialiśmy się z komuny i szaleliśmy jak planety w piosence Kory. Dziś jesteśmy już starsi, bardziej ponurzy, i bardziej poważni, czasami bardzo nadęci.
Kilka dni temu, w rubryce portalowej obok felietonu, w rozmowie dnia, Krystyna Kurczab-Redlich mówiła, że od Rosjan możemy się uczyć patriotyzmu, że nie umiemy cieszyć się naszą demokracją. Reporterka, która w Moskwie i w Czeczenii spędziła kilkanaście lat uzmysławia czytelnikom, czego nauczyli ją Rosjanie: nauczyli ją, co to znaczy prawdziwe nieszczęście.
„Bawmy się, cieszmy się, jesteśmy przecież Czechami” – nawołuje bohater jednego z czeskich filmów. Chciałoby się zakrzyknąć: cieszmy się, bawmy się, jesteśmy przecież Polakami! Chciałoby się, ale ilu z nas zapyta: a z czego tu się cieszyć?
Marek Palczewski
23 marca 2012
Inne tematy w dziale Kultura