SDP SDP
299
BLOG

Rozmowa o Rosji Putina

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Z Krystyną Kurczab-Redlich o Rosji Putina, sfałszowanych wyborach i prawdziwym patriotyzmie rozmawia Marek Palczewski.

Krystyna Kurczab-Redlich. Z wykształcenia prawnik. Członek SDP od 1987 roku. Wieloletnia korespondentka w Rosji, m.in. dla TV Polsat. Autorka filmów dokumentalnych o Czeczenii. Otrzymała wiele nagród dziennikarskich, w tym Nagrodę im. Kazimierza Dziewanowskiego, nagrodę Amnesty International za publikacje o łamaniu praw człowieka w Czeczenii oraz nagrodę im. Melchiora Wańkowicza. Napisała książki o współczesnej Rosji: Pandrioszka (2000, II wydanie 2008), Głową o mur Kremla (2007), za którą dostała nagrodę im. Ks. Józefa Tischnera. W kwietniu ukaże się kolejne, znacznie uzupełnione wydanie tej książki.
 

 

 

W wyborach prezydenckich w Rosji było kandydatów wielu, ale jak zwykle wygrał Putin. Dlaczego?

Jest taka anegdota: przychodzi po wyborach przewodniczący komisji wyborczej do Putina i mówi: „Mam dla pana jedną wiadomość dobrą, a drugą złą. No, to niech pan zacznie od tej złej. No wie pan, 60 procent głosów dostał Ziuganow. No, a ta dobra? Wygrał pan”.

I tak jest z wyborami w Rosji. O ile przy Jelcynie zdarzały się fałszerstwa wyborów, o tyle dostęp do mediów wszyscy kandydaci mieli w zasadzie taki sam. Poza tym Duma czyli parlament rosyjski, to wtedy było rzeczywiste pole walk politycznych, które można było obejrzeć wieczorem w telewizji, i to na kilku różniących się od siebie kanałach. A więc elektorat, niemający dotychczas  nawyków myślenia w kategoriach wyborów (przecież za ZSRR był zawsze jeden kandydat) powoli się takiego myślenia uczył. I główny kandydat miał rzeczywistych, znanych ogółowi konkurentów.

Myśli Pani, że teraz wybory zostały sfałszowane?

Wszyscy o tym grzmią. Przecież cała Rosja powstała właśnie dlatego, że w pewnym momencie przestała się godzić na fałszerstwa. Rosjanie zawsze wiedzieli, że są pionkami w grze, ale zachowywano przynajmniej jakieś pozory. Uczciwe wybory były tylko raz w 1991 roku kiedy naród wybierał Jelcyna. Później wszystkie wybory były już sfałszowane. Ale zarodki demokracji czasów Jelcyna, zachodnie wzory, które przecież jakoś do Rosji jednak docierają, rozwój Internetu – wszystko to uświadomiło ludziom i konieczność, i możliwość oporu. A zmobilizowało ich do oporu wrześniowe oświadczenie Miedwiediewa i Putina o planowanej od dawna zamianie ról. To zupełne zignorowanie roli obywatela przy urnie obudziło Rosjan z otępienia, w jakie wpadali wraz z monotonną propagandą dwunastu lat rządów Putina.

I tym razem ludzie przygotowali się do dokumentowania fałszerstw wyborczych. Stowarzyszenie Gołos przeszkoliło dwieście tysięcy obserwatorów, uświadomiło im jakie mają prawa, nauczyło filmowania komórkami, kamerami, itd. Wiedzieli kogo mogą złapać za rękę, i komu to natychmiast zgłosić. A to, co się działo natychmiast pokazywano na YouTube.

Ale mimo wszystko ta różnica pomiędzy Putinem a następnymi kandydatami była przygniatająca.

Ale skąd pan to wie?

A skąd można wiedzieć, że wybory zostały w takiej skali sfałszowane?

W exit poolach w Moskwie Putin otrzymał 31procent głosów, w Petersburgu 37 procent. Następny był Prochorow z 18 – 20 procentami. Oczywiście te dwa miasta nie są ilustracją rezultatów głosowania w całej Rosji, ale wskazują na  tendencję. Oponenci Putina są przekonani, że przy uczciwym podliczaniu głosów odbyłaby się druga tura wyborów, a to już dla Putina byłoby przegraną. Obserwatorzy zgłosili dwa tysiące naruszeń, których jednak Centralna Komisja Wyborcza nie ma zamiaru rozpatrywać.
Według oficjalnych wyników Putin otrzymał 62 procent głosów. Stan faktyczny nie jest możliwy do zweryfikowania.

Czy nie jest jednak tak, że część Rosjan nadal kocha Putina?

Putina kocha głęboka prowincja, wieś. Żyją tam głównie starzy ludzie, którzy za czasów Putina zaczęli regularnie dostawać emerytury. Nie zapominajmy, że za czasów Jelcyna za baryłkę ropy płacono 10 – 15 dolarów, a Putin miał to szczęście, że równocześnie z jego wejściem na Kreml cena za baryłkę podskoczyła do 80 dolarów, a sięgnęła nawet 140. Nie jego więc zasługą jest wzrost poziomu życia niektórych Rosjan, a zasługą światowej koniunktury na surowce energetyczne. A co on zrobił z tym majątkiem, jeśli ponad 30 milionów Rosjan żyje poniżej granicy ubóstwa, jeśli zbudowano zaledwie 2,7 procent koniecznych Rosjanom mieszkań, jeśli prawie nie buduje się dróg?

Cały czas pada takie pytanie: jak to się dzieje, że Putin wciąż wygrywa? A ja odpowiem: a jak by mogło być inaczej, jeżeli w telewizji od 12 lat nie ma nikogo innego poza Putinem? Pojawił się w pewnym okresie Miedwiediew, a i tak to się szybko skończyło, ale i wtedy Putina było więcej. Jeżeli kilkadziesiąt milionów wyborców widzi tylko jednego człowieka przy każdej okazji, w każdym programie informacyjnym, to po prostu się do niego przyzwyczaja. I jaka odpowiedź pada najczęściej na pytanie „dlaczego głosowałeś na Putina?” - z przyzwyczajenia. Z braku alternatywy.

Powołam się na Pani opinię z książki „Głową o mur Kremla”. Pani tam pisze, że Putin przywrócił Rosjanom poczucie wielkości. I że ciągle zadziwiała Panią pozycja człowieka wobec władzy: na kolanach, na czworaka, plackiem, itd. Czy taka postawa jest wciąż aktualna, czy ruch „krnąbrnych” coś zmienił?

Oczywiście, że sytuacja się zmieniła, nie zapominajmy jednak, że niewielki procent społeczeństwa podnosi głowy. Ale zacznijmy od innej kwestii: z jakim społeczeństwem mamy do czynienia,  skąd się bierze taka postawa, o której pisałam? Bo tam nigdy nie było innej postawy wobec władzy. Zdajmy sobie sprawę, że kiedy w Polsce mieliśmy już liberum veto, to w Rosji carskie samodzierżawie, a ludziom w ogóle zabraniano zajmowania się polityką. Były ukazy carskie, stwierdzające że polityką mogą zajmować się wyłącznie ludzie wyznaczeni przez cara. Inni byli za to karani. A więc jak mogło się tam rozwijać społeczeństwo obywatelskie czy różnorodność poglądów? Nie zapominajmy, że Putin tak utrudnił tworzenie partii, że zniknęła zorganizowana opozycja. A każda inna to podmiot prześladowań, z zabójstwami włącznie.

Polacy się ciągle dziwią, że tam można do takiego stopnia fałszować wybory, że władza może posługiwać się tzw. naciskiem administracyjnym czyli groźbą wyrzucenia z pracy czy z uczelni, jeśli się na wybory nie pójdzie, lub będzie głosować inaczej, niż chce władza, że tam na uniwersytetach wisi zawiadomienie, np. na nowosybirskim uniwersytecie, które mówi o tym, że każdy student po głosowaniu ma przyjść do rektora lub dziekana, powiedzieć jak głosował i najlepiej pokazać sfotografowaną komórką swoją kartę do głosowania obok dowodu osobistego.

Spędziła Pani w Rosji kilkanaście lat. W swojej książce zwraca uwagę na mur milczenia i na to, że w świadomości Rosjan dziennikarz zagraniczny to szpieg. Czy rzeczywiście tak trudno było pozyskać jakiekolwiek informacje?

Bardzo trudno było pozyskać sensowne prasowe informacje. Rosja to zupełnie inny kraj niż reszta świata. Na początku mojego pobytu to był garnek kipiących przemian demokratycznych. Nagle pojawiło się kilka partii, rzecz wcześniej nie do pomyślenia. Pojawiła się partia Żirynowskiego, utworzona na Łubiance przez KGB, partia demokratyczna związana z Jelcynem czy partia Jabłoko.  I wtedy był dostęp do informacji i dostęp do archiwów, bo nastąpiła likwidacja KGB a za tym ogólne rozprzężenie tajności. Archiwa stanęły otworem. Dlatego Jelcyn mógł klęknąć przed krzyżem katyńskim, bo mu położono na biurku dokument nr 1 z opisem sprawy katyńskiej i podpisami na nim członków Biura Politycznego KPZR.

Tego wszystkiego wcześniej nie było, ale ta jawność się skończyła wraz z przyjściem Putina. Kiedy Putin doszedł do władzy nie mogłam nawet dostać informacji ile przytułków dla biednych znajduje się w Moskwie. Trudno było uzyskać informację dziennikarzom rosyjskim z Izwiestji czy Niezawisimoj Gaziety, nie mówiąc o takiej jak ja dziennikarce z Polski. Byłam w dodatku fatalnie wyposażona przez swoich pryncypałów z TV POLSAT, bo nie miałam ani pieniędzy, ani biura, ani kamery… Na szczęście bardzo mi pomagali Rosjanie z różnych organizacji Obrońców Praw Człowieka.

A co dawało Pani tę siłę, pozwalającą jako reporterce przetrwać  na obczyźnie w tym - jak widzę- dosyć nieprzyjaznym środowisku?

Było ciężko. Mnie Polsat płacił 500 dolarów, z czego 400 płaciłam za mieszkanie. Jestem wolnym strzelcem, więc pisywałam gdzie się dało, współpracowałam z wieloma mediami, zachodnimi także. A przez niemal dwa lata miałam jeszcze na utrzymaniu trzyosobową rodzinę czeczeńską.  Bez pomocy Rosjan bym sobie nie poradziła, a na pańskie pytanie co mnie w Rosji trzymało jest tylko jedna odpowiedź: ciekawość. Ciekawość i przymus odpowiedzi na wszystkie pytania, które pan właśnie zadaje.

Byłam ciekawa Rosji. Rosja jest nieprawdopodobnym krajem. Nic w Rosji nie jest podobne do tego samego, gdzie indziej… Powietrze jest tu tysiąc razy bardziej skażone, ludzie mają inną psychikę niż my, inne poczucie godności osobistej, honoru…Życie ma inną wartość, mniejszą… Teraz rwą się do wolności, do demokracji, ale im to wszystko przychodzi z o wiele większym trudem. Kiedy skończyła się pierestrojka, oni zaczęli dopiero kojarzyć,  czym jest demokracja, zaczęli się jej dopiero uczyć. W biegu uczyli się odpowiedzialności za słowo, wolności myśli. Wielu Rosjan mówi „a po co nam ta wolność słowa, jak była jedna prawda, to my nie musieliśmy myśleć”.

Mam wrażenie, że próbowała Pani przebić mur Kremla, pisząc o różnych trudnych sprawach; o mordowanej Czeczenii, o śmiertelnych strzałach do Anny Politkowskiej, korupcji władzy, itp.  Jaką cenę Pani za to zapłaciła?

To nie jest pytanie, na które można wprost odpowiedzieć. No, jaką cenę? Cenę innego spojrzenia na świat. Wróciłam do Polski, która jest krajem szczęśliwym, rozpasanym, krajem ludzi wiecznie niezadowolonych, którzy nie doceniają tego, co mają, nie umieją się cieszyć demokracją. Nauczyłam się tam, co to jest prawdziwy patriotyzm. Jest on w Rosji patriotyzmem słowa, patriotyzmem kultury, patriotyzmem rodzimej poezji. Oczywiście jest u nich jeszcze i inny patriotyzm, patriotyzm mocarstwowy, którego nie cierpię, ale który staram się rozumieć. Ale Rosjanie cudownie znają swoją poezję, przeciętni Rosjanie szczycą się swoim Puszkinem, swoim Czajkowskim…

Tego możemy się od nich uczyć?

Oczywiście. A pozatem Rosjanie, którzy są bici od pradziejów przez władzę, umieją się cieszyć życiem. Są ludźmi raczej dobrymi. Ponadto, są to ludzie nieprawdopodobnie pracowici. Nauczyli mnie wielu pozytywnych rzeczy: szacunku dla słowa, szacunku dla kraju, dla pracy. W Rosji zrozumiałam, co to jest prawdziwe nieszczęście – przemoc wojny, przemoc siły, bezkarne zabijanie, nieustanny strach… Mam za sobą i pobyty na posterunkach milicyjnych, i sprawy sądowe, i wyrzucanie z mieszkania… Jednym słowem – tę samą przemoc, którą zwykły Rosjanin czuje na co dzień. Bo ja nie mieszkałam – jak inni koledzy dziennikarze akredytowani przez swoje redakcje – w warunkach specjalnych. Moja sytuacja finansowa upodobniała mnie do rosyjskiego otoczenia.

Obecnie Pani przygotowuje kolejne wydanie książki „Głową o mur Kremla”. Czym to nowe wydanie będzie różnić się od poprzedniego?

Będzie bardzo dużo nowych rzeczy. Przede wszystkim dużo więcej będzie o samym Putinie: skąd się wziął, jaki jest, że tak powiem, jego rodowód, co rzeczywiście może on mieć wspólnego ze Stalinem… Będzie też o akcie terrorystycznym w Biesłanie – o przyczynach i przygotowaniach do ataku. Będzie dokładniej omówiona sprawa Litwinienki, będzie o obecnej sytuacji w Czeczenii, malwersacjach na Kremlu, zeznaniach wymuszanych torturami i o tajemniczej śmierci mera Leningradu Sobczaka, o podtruwaniu prawdziwego  konkurenta w wyborach prezydenckich czy o kulisach wygranej olimpiady w Soczi. Chciałam też pokazać jak wyglądałaby Rosja, gdyby pieniądze, które są zawłaszczane przez przedstawicieli władz, trafiły do społeczeństwa. Niedawno ukazał się na Zachodzie artykuł utrzymujący, że Putin i jego najbliżsi kontrolują 140 miliardów dolarów. To te 140 mld dol. zostało zabrane narodowi rosyjskiemu. Mam nadzieję, że to wznowienie będzie interesującą lekturą.

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości