SDP SDP
471
BLOG

Z Jackiem Hugo-Baderem o włóczędze, Rosjanach,piciu wódki...

SDP SDP Kultura Obserwuj notkę 1

Jacek Hugo-Bader (ur. 1957). Z wykształcenia pedagog. Pracował m.in. jako nauczyciel w szkole specjalnej, ładowacz na kolei, w skupie trzody chlewnej i socjoterapeuta. Od 1991 roku w dziale reportażu „Gazety Wyborczej”. Laureat wielu nagród dziennikarskich (m.in. Grand Press i nagród SDP). Autor książek reporterskich: „W rajskiej dolinie wśród zielska” (2002) i „Biała Gorączka” (2009). Za „Dzienniki kołymskie” (2011) nominowany do nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego w dziedzinie reportażu w książkach.

 

 

Po co się Pan włóczy po świecie?

Bo ja mam taką robotę. Czasami muszę po prostu pojechać do pracy. Czasami jest to strasznie daleko, nawet kilkanaście tysięcy kilometrów. Ja nie jestem podróżnikiem. Nie cierpię, kiedy mnie tak nazywają. Jestem reporterem, ale jadąc do pracy, jestem w podróży, i wtedy wygląda jakbym był podróżnikiem.

Mariusz Szczygieł powiedział o Panu, że Hugo-Bader ogląda świat z pozycji wałęsającego się psa.

To było wyjątkowo trafne i zaszczytne określenie. Ja sam siebie dużo wcześniej nazywałem reporterem trotuarowym, bo to jest  ta sama optyka. Ja z poziomu trotuaru patrzę na świat.  Nie znoszę zajmować się ludzkimi wyżynami. Spotkanie z ważniakami, z ważnymi ludźmi tego świata, to nie moja poetyka. Nie najlepiej czuję się w takich sytuacjach. Lubię, wręcz uwielbiam, opisywać tak zwanych zwykłych ludzi…

Na przykład kierowców kamazów z  łapami upapranymi smarem…

Tak. Ale wie pan, paradoksalnie także ten Basanski – oligarcha, bogacz straszliwy, milioner (jeden z bohaterów Dzienników kołymskich – red. ) - był dla mnie bardzo pociągający, bo to w żadnym wypadku nie jest arystokrata. To człowiek ludu, ja po prostu uwielbiam pisać o ludzie. Basanskiemu udało się zdobyć fortunę, ale teraz ma kłopot, co z tą forsą zrobić. A fantazji takiej, żeby kupić klub Chelsea, to on nie ma.

Pan lubi – tak to Pan kiedyś określił - „przytulać się” do swoich bohaterów. Dlaczego?

Ja to tak nazywam. To jest sposób,  metoda pracy. W tym momencie rozmawiamy o warsztacie; mój warsztat polega na tym, że ja się „przytulam” do swych bohaterów czyli w każdym muszę znaleźć coś ładnego, wyzwolić w sobie jakieś pozytywne uczucia do tych ludzi. Bo wtedy dobrze mi się z nimi rozmawia. Nie potrafiłbym gadać z człowiekiem, którego nie cierpię.

A spotkał Pan kogoś komu chciałby, tak po prostu, dać w twarz?

No tak, spotkałem parę razy jakichś takich nacjonalistów, rasistów, antysemitów, itp. Na każdym kroku spotyka się takich, których od razu przestajesz lubić. Ale ja nie chcę, nie potrafię wyszukiwać złych cech u ludzi. Jest mnóstwo ludzi, którzy mnie wkur…ją. Nawet z niektórymi pracuję, ale w sumie, cóż…cenię w sobie i pielęgnuję taką dziecinną naiwność w stosunku do ludzi. Lubię wierzyć a priori, z założenia, że oni są fajni, dobrzy. Wiem, że to jest naiwne, ale ja to w sobie pielęgnuję.

Rosjanie tacy są? – bo Pana ciągnie w tamtą stronę…

Tak, bardzo. Ja się znam na Rosji. Jestem wielbicielem zawodowstwa i nie cierpię nieprofesjonalnego podejścia do roboty. Wydaje się, że można wszystko napisać, ale żeby poznać jakiś temat, wyspecjalizować się w nim, to trzeba beczkę soli zjeść. I rzeczywiście, mało powiedzieć, że lubię ten kraj - ja się na nim znam. Mogę tam pojechać z marszu, bo nie muszę się do takiego wyjazdu specjalnie przygotowywać. Wiem o tym kraju wszystko, co było dostępne – przeczytałem.

Czy tam w Rosji, żeby pogadać z ludźmi, trzeba z nimi wypić morze wódki?

Generalnie tak. Jest coś w tym na rzeczy, niestety, gadaliśmy o tym. Ja nie jestem mocno pijący, ale przeważnie nie da się tego uniknąć. Chociaż staram się unikać.

W Rosji ma Pan przyjaciół. Czy reporter ma przyjaźnie do grobowej deski?

Ze swoimi bohaterami? Nie. To są przyjaźnie bardzo silne, piekielnie intensywne, ale też diablo krótkie. I to się nigdy nie ciągnie, nie przedłuża się. Oni nawet, ci  ludzie których spotykam w drodze, nie mają tej świadomości. Oni mówią „popatrz Jacek jak błyskawicznie zaprzyjaźniliśmy się, to się normalnie nie zdarza, a nam się udało. Dlaczego nam się udało?”. A ja odpowiadam, że ważna jest intensywność, bo my musimy przyjaźnić się intensywnie, ponieważ jesteśmy skazani na to, że to na pewno nie będzie długo. I że to jest jednorazowa przyjaźń.

W sumie Pan ciągle jest sam w tej drodze. Czuje się Pan samotny?

O tak. Szczególnie jak wyruszam w podróż, to mocno odczuwam samotność. Zazwyczaj bardzo tęsknię za światem, który zostawiam: za domem, za żoną, za dziećmi, za kumplami, za przyjaciółmi. Tęsknię. Tam na końcu świata jesteś rozpaczliwie sam. Zwłaszcza wtedy, jak coś nie idzie w robocie, to nagle łapiesz doła i dopada cię esera – samotność reportera. Wracasz do lokum, do jakiejś nędznej nory, do zasyfionego hotelu i jedynym ratunkiem jest telewizor – włączyć go, żeby coś gadało.

Jak więc Pan sobie radzi z tą samotnością?

No, trzeba szybko przystąpić do roboty. Tylko pracą można jej zaradzić. Natychmiast trzeba zająć czymś głowę. Tylko to pomaga.

Mówi Pan, że reportera gdzieś na krańcu świata dopada samotność. Ale tak naprawdę, to gdzie reporter ma swój dom?

(Długi namysł – słychać jak Jacek Hugo-Bader „wydaje dźwięki” okularami i długopisem).

Chciałem coś powiedzieć takiego, żeby odpowiedzieć  bardzo konwencjonalnie, ale nim uruchomiłem język, to inne zwoje zaprotestowały. Jedne zwoje chciały powiedzieć, że mój dom jest po prostu tam, gdzie ja mieszkam, ale to jest prawda, ale nie cała prawda i nie tylko prawda,  i nie do końca prawda. Bo to jest zbyt mało powiedziane. Chyba jest jednak coś więcej. Gdzie jest ten mój dom?

Moja ojczyzna to jest ten pokój, w którym pracuję. Wie pan, czasami mam ochotę, żeby go powiększyć, bo siedzę twarzą do drzwi. Mam dwuskrzydłowe drzwi. I one otwierają się na salon i powiększam pokój na salon, a czasami zmniejszam tę swoją ojczyznę. I cały ten świat reportera mieści się w moim pokoju, to jest ten mikroświat. O, tak bym powiedział.
A makroświat? Geograficznie, to tu i tam, Polska i Wschód. Sercem bliżej jestem tu w Polsce rzecz jasna, bo to jest dla mnie najważniejszy i bardzo piękny oraz piekielnie ciekawy kraj.


 

Rozmawiał: Marek Palczewski

Wywiad nieautoryzowany, gdyż Jacek Hugo-Bader nie wymagał jego autoryzacji.
 

 

Poniżej: fragmenty spotkania autorskiego Jacka Hugo-Badera w Poleskim Ośrodku Sztuki w Łodzi, 7 marca 2012 roku.

zob. TUTAJ

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura