Agnieszka Romaszewska – Guzy, wiceprezes SDP. Ukończyła Wydział Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Współzałożycielka NZS i Ruchu Wolność i Pokój. W stanie wojennym internowana. Od roku 1992 związana z TVP. Pracując w redakcji zagranicznej relacjonowała m.in. wydarzenia w Bośni, Kosowie, Macedonii i Rumuni. W latach 1995-2001 nakręciła 6 reportaży i filmów dokumentalnych, m.in. „W cieniu KGB”, „Misjonarze”, „Towarzysze i przyjaciele”, „Cudza ojczyzna”. W 2002 r. jako przewodnicząca Koła SDP w TVP i członek krajowych władz SDP została niesłusznie zwolniona z TVP i przywrócona do pracy w roku 2004. W latach 2004-2005 pracowała jako reporter międzynarodowy – relacjonowała głównie sytuację na Białorusi i Ukrainie. W listopadzie 2005 r. została korespondentem TVP w Mińsku, w grudniu władze białoruskie anulowały jej wizę. Od listopada 2005 r. była współautorką programu „Białoruś Białoruś”. W latach 2007-2009 pracowała jako dyrektor międzynarodowego kanału Telewizji Polskiej Polonia. Od 2007 dyrektor stacji Biełsat.
Ostatnio TV Biełsat dostała konkretną już obietnicę wsparcia finansowego od rządu norweskiego. To miły prezent na czwarte urodziny stacji. Jaka jest obecnie sytuacja finansowa TV Biełsat?
Podstawowym źródłem finansowania jest dla nas polski MSZ. Mam nadzieję, że w tym roku otrzymamy z MSZ taką samą sumę jak w poprzednim. Początkowo liczyliśmy na odrobinę więcej niż absolutne minimum – ale to chyba nierealne. Drugim źródłem jest Telewizja Polska, której sytuacja finansowa nie jest łatwa, więc i tu trudno liczyć na więcej niż obecne 4,5 do 5 mln rocznie. Są wreszcie jeszcze sponsorzy zagraniczni i to od nich zależy nasz rozwój. MSZ i TVP zapewnia nam minimum przetrwania i mam nadzieję, że tak będzie i w tym roku… Donorzy zagraniczni dają szanse na rozwój, a jak wiadomo kto się nie rozwija ten de facto się zwija…
…tu wpadnę Ci w słowo a propos rozwoju. Nawet dość pobieżna lektura Internetu pozwoliła mi na szybkie znalezienie głosów ekspertów z Białorusi krytykujących stację za słabą dostępność, niski poziom dziennikarstwa i siermiężność propozycji kulturalnych.
Powołujesz się na znane mi opinie pochodzące sprzed ponad trzech lat, czyli niedługo po tym jak zaczęliśmy nadawać. Nie mogę powiedzieć, by były one w tym czasie całkowicie niesłuszne, choć może podyktowane zbyt wielkimi oczekiwaniami i niecierpliwością, ale dziś są zupełnie nieaktualne. Zacznijmy od dostępności. Gdy startowaliśmy w roku 2007 nadawaliśmy wyłącznie z satelity Astra 1KR. Miejsce udostępniła nam TVP ponieważ dzierżawiła cały transponder. Ten satelita rzeczywiście nie był zbyt popularny na Białorusi. Po badaniach w połowie roku 2008 zaczęliśmy nadawać także z satelity Astra 4 (wówczas Syriusz), który jest jednym z najbardziej popularnych satelitów na Białorusi. Przez te trzy i pół roku wielokrotnie zwiększyła się liczba naszych widzów. Według badań z grudnia zeszłego roku prawie co drugi posiadacz anteny satelitarnej na Białorusi ogląda Biełsat. Z kolei anteny satelitarne posiada blisko 20 proc. populacji. Oczywiście tak szybki wzrost jak dotychczas najprawdopodobniej się nie utrzyma w kolejnych latach, bo istnieje bariera możliwego nasycenia antenami satelitarnymi na Białorusi. My zyskiwaliśmy szybko wraz z szybkim wzrostem liczby anten i teraz, gdy będzie ona rosła wolniej, dotknie to i nas, choć nie zamierzamy opuszczać rąk. Przypomnę jednak, że nie mamy żadnych możliwości oficjalnej reklamy na Białorusi. Jesteśmy promowani jedynie metodą „szeptanki”, a i tak ogląda nas stale 8 proc. dorosłych Białorusinów (czyli ponad 900 tys. osób), a kolejne cztery procent deklaruje, że ogląda nasze programy „do czasu do czasu”. Wiemy że w małych miejscowościach ludzie nierzadko zbierają się na wspólne oglądanie programów Biełsatu u tego kto ma dostęp do anteny…
Czasami reklamę robią wam władze rzucając pod waszym adresem inwektywy.
Rzeczywiście tak się zdarzało. Natomiast co do krytyki poziomu stacji, to te krytyczne uwagi na początku były w jakimś stopniu uzasadnione. Myśmy startowali od zera. Budowaliśmy zespół z dziennikarzy prasowych lub radiowych, a nie telewizyjnych, a po części to w ogóle nie byli dziennikarze tylko młodzi ludzie, którzy przygodę z mediami dopiero zaczynali. Ci ludzie potrzebowali czasu, żeby nauczyć się telewizji lub dziennikarstwa w ogóle.
Jak radzicie sobie z szykanami, a nawet represjami wobec swoich pracowników i współpracownik na Białorusi?
Ten problem oczywiście cały czas istnieje. Głównie mamy do czynienia z zastraszaniem. Nasi dziennikarze do tej pory nie mają akredytacji, więc jest problem z legalnym wykonywaniem przez nich pracy. Rozwiązujemy to tak, że po prostu jako stacja zagraniczna nie mamy pracowników - dziennikarzy na Białorusi, a tylko współpracowników. To są stringerzy, od których kupujemy informacje. Jakoś sobie radzimy, choć oczywiście jest to rozwiązanie kulawe.
A czy jesteście w stanie zapewnić im bezpieczeństwo, jakąś osłonę?
To zależy od nasilenia represji. Dotychczas władze nie decydują się na zmasowane represje wobec naszych dziennikarzy, a my staramy się wspierać te osoby, które odniosły jakieś szkody z powodu swojej pracy. Staramy się ich rodzinom rekompensować utratę zarobków, a im samym zapewnić, jeśli to konieczne, pomoc prawną. To uważamy za nasz obowiązek. Natomiast prawda też jest taka, że oni świadomie podejmują ryzyko. To są dorośli ludzie, którzy robią to dla dobra własnego kraju, z własnej i nieprzymuszonej woli. Niestety można sobie wyobrazić bardziej represyjną politykę władz, bo wiemy, że ten typ władzy może mieć w repertuarze bardziej bolesne metody. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Poza tym całkowita rozprawa się z Biełsatem nie byłaby już taka prosta, bo w tej chwili jest już z nami związanych wiele dziesiątków ludzi i to poprzez projekty odnoszące się nie tylko do polityki, ale przez rozmaitego rodzaju projekty kulturalne, edukacyjne itd. Nie wiem czy władze białoruskie kiedykolwiek podejmą taki atak, czy skórka warta byłaby wyprawki, bo oddźwięk społeczny byłby ogromny, również za granicą.
No i na koniec, co ważne, nasza baza znajduje się w Polsce poza zasięgiem władz w Mińsku i nawet zatrzymanie wszystkich współpracowników na Białorusi nie oznaczałoby, że Biełsat przestanie nadawać. Na razie władze po prostu nękają naszych dziennikarzy. Niedawno zatrzymano jednego z nich na 11 dni za filmowanie pod gmachem KGB. Próbuje się zastraszyć rodziców, bo to przeważnie młodzi ludzie. Są jednak i inne sygnały. Coraz częściej zdarza się, że białoruscy oficjele udzielają nam oficjalnych wypowiedzi, co wcześniej nie miało miejsca.
A stosunki z władzami w Polsce? W ciągu ostatnich trzech lat miały miejsce co najmniej trzy kryzysy wokół Biełsatu. Mam na myśli odwołanie Cię ze stanowiska przez prezesa Farfała, próba mianowania bez Twojej wiedzy jako zastępcy Witolda Laskowskiego i jesienią wzmocnienie zespołu o wicedyrektora finansowego, który jak można było wnioskować z kontekstu miałby lepiej niż Ty pilnować dyscypliny finansowej.
Naszą największą zaletą ale i wadą zarazem jest to, że my jesteśmy „niczyi”. Biełsat to oddolna, społeczna inicjatywa polskich i białoruskich dziennikarzy. Dostaliśmy jednak oparcie w TVP. Bez tego oparcia nigdy byśmy nie wystartowali, ale też i nie przetrwalibyśmy. „Matka telewizja” dała nam pierwsze pieniądze. Dała i daje nadal. Gwarantuje, że jesteśmy wypłacalni w chwilach, gdy dopiero czekamy na obiecane pieniądze z innych źródeł, a nadawać przecież trzeba stale. To jest bezcenne…
…to piękne, ale funkcjonowanie w TVP ma też swoją stronę „toksyczną”. To instytucja z dużymi wpływami partyjnymi.
Ja mówiłam o dobrych stronach związków z TVP. Oczywiście są i te niedobre. To najróżniejsze fluktuacje w TVP, w której pracuje 20 lat, więc znam je na pamięć i bardzo ich nie lubię, bo mają fatalne skutki dla profesjonalizmu tej instytucji. Oczywiście i my jesteśmy narażeni na skutki takiego zarządzania telewizją. Jednak komentując ostatni z wymienionych przez Ciebie faktów, to sytuacja chyba się unormowała. Wicedyrektor do spraw finansowych to jest jednak nasz wieloletni współpracownik, który właściwie zbudował cały dział finansowy Biełsatu, więc dobrze się porozumiewamy. A zresztą wbrew temu czego być może obawiali się moi zwierzchnicy, ja sama jestem osobą bardzo odpowiedzialną również w kwestiach finansowych, na co dowodem jest fakt, że Biełsat działa za dziesiątą część tego, co otrzymuje na przykład nadająca na zagranicę, niemiecka telewizja Deutsche Welle, która uchodzi w Niemczech za stację głęboko niedofinansowaną. Oczywiście, są różnice cen pomiędzy Polską (oraz Białorusią) i Niemcami, różnice oczekiwań płacowych na rynku itd., ale myślę, że o relatywnie porównywalnym poziomie finansowania można byłoby mówić, gdybyśmy dostawali jedną trzecią tego, co Deutsche Welle. Tymczasem my nie dysponujemy 20 mln euro, a 6 milionami. Jesteśmy więc bardzo tani, jak na to, że nadajemy 17 godzin, robiąc przy tym codzienne programy informacyjne i tworząc imponująca bibliotekę filmowego dokumentu. Jesteśmy mistrzami w produkowaniu profesjonalnego programu za małe pieniądze, także i na skalę TVP. Czasem żałuję, że zamiast korzystać z naszych doświadczeń i się z nich uczyć, dorabia się nam gębę rozrzutnych.
Na koniec odejdźmy nieco od spraw telewizyjnych, pozostając w kręgu Białorusi. Na stronie TV Biełsat znalazłem wiadomość o demonstracji jaka miała miejsce w Mińsku kilka dni temu. Chodzi o protest pluszowych zabawek. Opozycja wystawiła na ulicy w centrum miasta pluszaki , które trzymały własne transparenty „Zabawki przeciwko bezprawiu”, czy „Milicjanci wyrwali mi oko”. Demonstracja była krótka, a pluszaki zostały zatrzymane przez prawdziwą milicję. Z przykrością skonstatowałem, że taka wiadomość, która powinna się dobrze sprzedawać, w ogóle nie pojawiła się w polskich mediach. My tak naprawdę interesujemy się Białorusią dość okazjonalnie.
Mam wrażenie, że w Polsce w ogóle mamy poważne problemy, szczególnie w mediach elektronicznych, z informacjami zagranicznymi. Mamy skłonność do postrzegania Polski jako pępka świata. Jeżeli już zajmujemy się tym, co dzieje się za granicami, to często jest to zainteresowanie tym, jak sami jesteśmy tam postrzegani. Na przykład w Rosji dzieją się obecnie rzeczy bardzo ważne, godne najwyższej uwagi, zasługujące na nieomal codzienny materiał w głównych programach informacyjnych. Tymczasem jedna z głównych naszych gazet „Rzeczpospolita” właśnie wycofała z Moskwy korespondenta. Tuż przed wyborami! Jest co prawda bardzo prawdopodobne, że władza się w Rosji w najbliższym czasie nie zmieni, ale następują ważne zmiany w społeczeństwie. Białoruś z kolei często interesuje nas nie jako taka, lecz wyłącznie poprzez pryzmat polskiej mniejszości – co oczywiście jest dla Polaków ważne, ale nie może być jedyne. Mam mocno krytyczny stosunek do takiego definiowania przez naczelnych czy wydawców zainteresowań swoich czytelników czy widzów.
Ta demonstracja pluszaków przypomina mi naszą Pomarańczową Alternatywę. Czy słusznie?
Być może istnieje pewne podobieństwo. Młodzi ludzie na Białorusi nie czują się związani z reżimem. Młodnieje też białoruska opozycja, a co za tym idzie zmienia się jej język. Młodzi mają większą skłonność do „robienia sobie jaj”. To jest bardzo zdrowe i, co ważne, na dobry humor władza często nie ma dobrego sposobu.
Czego życzyć TV Biełsat w piątym roku działalności?
Przede wszystkim kolejnych zagranicznych sponsorów, żeby nasza inicjatywa była coraz bardziej międzynarodowa i europejska, a nie spoczywała wyłącznie na polskich barkach. Na pewno też niepopadnięcia w rutynę. Żeby nam nie brakowało pomysłów i ludzi gotowych je realizować. I po trzecie, żebyśmy przygotowali dobrych menadżerów, następców również na moje miejsce, bo ja też wiecznie „białoruską” dziennikarką nie będę i za kilka lat będę pewnie chciała iść dalej swoją drogą, a Biełsat musi wtedy mocno stać na nogach – bo to nie jest instytucja na trzy – cztery sezony. To jest instytucja na lata…
Rozmawiał Andrzej Kaczmarczyk
Rozmowa ukazała się na portalu SDP.PL