SDP SDP
416
BLOG

Rozmowa z Jerzym Jureckim

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Z Jurkiem Jurecki o kondycji lokalnych mediów rozmawia Andrzej Kaczmarczyk

Józef Jerzy Jurecki, czytelnikom znany jako Jurek Jurecki, jest współtwórcą, wydawcą i dziennikarzem "Tygodnika Podhalańskiego", jedynego pisma lokalnego, które jednocześnie ukazuje się w Zakopanem, Nowym Targu, Chicago i Toronto. Absolwent Wydziału Organizacji i Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, stypendysta Fundacji German Marshall Fund, laureat wielu nagród dziennikarskich.

 

W zeszłym tygodniu po raz kolejny przyznano nagrody SGL Local Press. Jak oceniasz nie tyle tegoroczny konkurs, ale raczej ogólną kondycją dziennikarstwa w mediach lokalnych?

Poziom dziennikarstwa w mediach lokalnych jest bardzo zróżnicowany. W jednych bardzo wysoki, w innych niespecjalnie. W związku z tym Stowarzyszenie Gazet Lokalnych realizuje szkolenia dla dziennikarzy. Przy Tygodniku Podhalańskim też otworzyliśmy taką szkołę, która ma pomagać w przyswajaniu warsztatu dziennikarskiego właśnie dziennikarzom z gazet lokalnych. Zapraszamy ekspertów, którzy uczą innych, ale i nas jak pisać, jak robić fajne zdjęcia, jak pisać reportaże itp.

A jak postrzegasz problem niezależności mediów lokalnych od władz samorządowych?

Na linii władza lokalna i media lokalne zawsze istniał i istnieje konflikt. To naturalne, bo oprócz roli informacyjnej media mają zadanie patrzenia władzy na ręce. Kontrolowania jak władza wydaje publiczne pieniądze. Władza oczywiście tej kontroli nie lubi, zwłaszcza tam gdzie te pieniądze nie są wydawane najlepiej. W większości przypadków jakie znam, stosunki między władzą a redakcjami są napięte.

Na ile skutecznie władze usiłują wpływać na treść publikacji?

Próby nazwijmy to zabiegania o „życzliwość gazet” podejmowane są nieustannie. Jednak tam gdzie lokalna gazeta jest silna ekonomicznie tam władza nie ma żadnych szans. Zresztą redakcje, które ulegną nie mają większych szans na przetrwanie, bo czytelnicy są bardzo wyczuleni i po prostu przestaną kupować gazetę, która będzie pracować pod dyktando władz. Są oczywiście takie gazety lokalne, które ulegają władzom, ale na szczęście to margines.

Innym problemem są próby zakładania przez samorządy własnych gazetek, które udają gazety niezależne, a tak naprawdę przemawiają głosem burmistrza czy rady miasta. To zmora, którą trzeba tępić. Najlepiej byłoby ustawowo zabronić samorządom zabawy w media.

Widzę, że w ramach obrony wolności słowa jesteś gotowy ograniczyć wolność słowa.

Nie, bo to nie jest kwestia wolności słowa, tylko obrona publicznych pieniędzy przed wydawaniem w niewłaściwy sposób. Taka gazetka władzy to nie forteca wolnego słowa tylko tuba propagandowa i jako taka jest zbędna. Zresztą tam gdzie politycy są mądrzy nie ma propagandowych mediów, bo mądrzy politycy wiedzą, że niezależne media są takim samy  elementem systemu jak oni.

Jaka jest twoim zdaniem kondycja finansowa gazet lokalnych?

Oj, bardzo zróżnicowana. Generalnie więksi mają się lepiej i zapewne dlatego obserwuję ostatnio pewną tendencję. Wielu wydawców stara się mieć kilka gazet. To są albo różne gazety, albo różne mutacje w kilku powiatach. To w sumie daje duży nakład i przynosi wydawcy stabilizację. Druga strona medalu, to niskie koszty np. ograniczanie biurokracji. W naszym tygodniku cała administracja to księgowy i sekretarki, a prezes myje okna, sprząta i rozwozi gazetę. No trochę żartuję, ale część nakładu rzeczywiście rozwożę sam. Co czwartek pakuję tygodnik do własnego samochodu i dostarczam do hoteli, gdzie trafia do każdego pokoju. Tak robię od lat. Nasza cała firma to 16 osób i robimy wszystko.

Cechą charakterystyczną w mediach ogólnopolskich i regionalnych jest ostry podział polityczny środowiska dziennikarskiego. Czy to się jakoś przekłada na media lokalne?

Bronimy się przed tym jak przed zarazą. Boimy się zaszufladkowania po jednej lub po drugiej stronie sceny politycznej. W przeciwieństwie do Warszawy w gazecie lokalnej jest tak, że jeśli czytelnicy wyczują, że sprzyjasz jednej lub drugiej opcji to tracisz połowę czytelników. Stajemy więc na głowie, żeby swoich poglądów politycznych nie pokazywać. Gazeta lokalna musi być konfesjonałem dla wszystkich, bo inaczej stracimy czytelników, a to oznacza katastrofę. To ważne również ze względów reklamowych. Przed wyborami u nas reklamują się wszystkie opcje polityczne. W prasie centralnej już tak nie jest.

Na ile zmienia rynek mediów lokalnych rozwój Internetu?

Bardzo dużą część dochodu z wersji papierowej przeznaczamy na rozwój stron internetowych. Mamy z tym problem i jesteśmy ciągle w rozterce. Musimy decydować ile możemy wpuścić do Internetu nie tracąc jednocześnie czytelnika wersji papierowej, z której żyjemy. Na razie nie mamy prawie żadnych wpływów z Internetu, ale wiemy, że przyszłość należy do niego, więc z jednej strony mamy już właściwie własny portal, z drugiej za każdym razem musimy decydować ile treści zamieścić w sieci, i w którym momencie umieścić zdanie, że więcej w wydaniu papierowym. Ostatecznie nasza polityka w tej kwestii jest raczej intuicyjna.

Co jest największą szansą i największym zagrożeniem dla mediów lokalnych?

Szansą jest tendencja do wycofywania się dużych gazet z małych miejscowości. Obserwuję to na Podhalu po znalezieniu się w rękach jednego właściciela dwóch małopolskich gazet regionalnych „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”. To dla nas korzystne. Zajmiemy to miejsce. Natomiast zagrożenie jest takie samo jak dla całego rynku prasy drukowanej. Nadchodzi pokolenie cyfrowe, które przestaje kupować papierowe gazety.


 

 


SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości