SDP SDP
774
BLOG

Rozmowa z Markiem Niedźwieckim

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Z Markiem Niedźwieckim o radiu, Australii, winie, samotności i Szadku rozmawia Marek Palczewski.


Marek Niedźwiecki (rocznik 1954). Urodził się w Sieradzu. Dzieciństwo spędził w Szadku.Dziennikarz muzyczny, w Polskim Radiu w latach 1982-2007 i ponownie od 2010. Karierę radiową zaczynał w Studenckim Radiu Żak na Politechnice Łódzkiej. Później było Polskie Radio Łódź i Trójka. Od 1982 roku przez 25 lat prowadził Listę Przebojów Programu Trzeciego. Wymyślił audycję Top Wszech  Czasówi serię płytową Smooth Jazz Cafe. Prowadził takie programy jak: Zapraszamy do Trójki, Markomanię, W tonacji Trójki.

W latach 2007-2010 przeszedł do Radia Złote Przeboje, gdzie był autorem Listy Przebojów Marka Niedźwieckiego.  Był również twórcą programów telewizyjnych, w TVP2 prowadził Wzrockową Listę Przebojów. Odznaczony Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski (2011); zdobywca prestiżowej nagrody Złoty Mikrofon.

W ubiegłym roku opublikował autobiografię Nie wierzę w życie pozaradiowe.

 

 

 

 

W swojej książce deklarujesz, że nie wierzysz w życie pozaradiowe. To brzmi jak prowokacja – czy  rzeczywiście nie ma życia poza radiem?

Lubię się bawić językiem polskim. Kolega, który recenzował tę książkę na antenie Trójki powiedział, że Marek Niedźwiecki nie wierzy w życie pozagrobowe. Bo chodziło o zabawę tym sformułowaniem. Radio zawsze było dla mnie istotne i nie wiem czy nie najbardziej ze wszystkiego. Dostaję listy od słuchaczy pełne miłych i sympatycznych słów, które to potwierdzają. Właściwie nigdy nie było tak, że na antenie kogoś udawałem, że stworzyłem prezentera listy przebojów. Jestem taki sam w  radiu i na żywo w kontaktach z ludźmi. Dzielę się ze słuchaczami swoim życiem.

I stąd taki tytuł. Z wydawcą umówiony byłem na książkę o Australii, ale kiedy zacząłem ją pisać wydawca stwierdził „wie pan co, to jest fajne, Australia poczeka, teraz wydamy pańską biografię, bo ten temat jest ciekawszy”. I ja się zgodziłem. Ta książka nie jest specjalnie długa, ciągle ktoś mi mówi: „Panie Marku, za krótko”. To ja już wolę, żeby była za krótka niż żeby ktoś napisał, że za nudna. Jest tam wszystko o tym, co się ze mną działo w ciągu minionych lat.

Tę książkę szybko się czyta, a tytuł jest przekorny, bo w zasadzie nie można powiedzieć po jej lekturze, że radio całkowicie wypełnia Twoje życie. Wspomniałeś o Australii, o której coraz więcej piszesz również na swoim blogu. Skąd się bierze ta fascynacja?

Z radia. Też. To jest niesamowite, ale pierwszy raz poleciałem do Australii w styczniu 1995 roku na zaproszenie czterech stacji radiowych polonijnych. W tamtym czasie Trójki jeszcze nie dało się słuchać przez Internet i Australia była końcem świata. I kiedy Iwona Żurawska  z Trójki, która wyjechała na stałe do Australii, zadzwoniła  do mnie i powiedziała, że zaprasza mnie w imieniu czterech stacji, że zapłacą za przelot i miesięczny pobyt w Perth, Adelajdzie, Sydney, Melbourne i w innych miejscach, to pomyślałem sobie: to jest wymarzona podróż. W kontrakcie naszym niepisanym miałem prowadzenie dyskotek, ale te dyskoteki, okazało się, były raczej spotkaniami autorskimi; ludzie krzyczeli „niech pan nie gra, niech pan mówi”. To był rok 1995, a ja byłem dla nich takim kawałkiem Polski.

Poleciałem tam i kompletnie wpadłem. Australia spodobała mi się do tego stopnia, że byłem tam już jedenaście razy i mam swoje miejsca, o których mogę pisać, mówić, pokazywać je. Zrobiłem mnóstwo zdjęć. Może rzeczywiście Australia to jakaś ucieczka od tego, co jest tutaj, żeby się znaleźć w innym miejscu i czasie, bo kiedy u nas jest zima, to tam środek lata, co ja uwielbiam, bo zima nie jest moją ulubioną porą roku.

W Australii skosztowałem australijskiego wina, którego stałem się absolutnym fanem, poznałem mnóstwo bardzo fajnych ludzi, z którymi się zaprzyjaźniłem, głównie w Sydney i Melbourne. I moje następne podróże wyglądały tak, że oni mi mówili: słuchaj jedziemy do Nowej Zelandii, jak chcesz, to możemy cię zabrać. I ja jechałem z nimi do Nowej Zelandii, na Tasmanię czy do innych miejsc w Australii. W ten sposób w ciągu 17 lat byłam tam 11 razy. Cały rok mojego życia przeżyłem w Australii.

Co ciekawe, w tej książce nie skupiasz się na muzyce, a raczej na smakach, przyrodzie, opisujesz drogę nad oceanem z 12 apostołami. To jest spojrzenie na ten kraj  z innej strony, nie od strony dziennikarza muzycznego, ale bardziej Marka Niedźwieckiego – podróżnika.

Tak. Bo przyroda i krajobrazy są tam tak piękne, że trudno się od tego uwolnić. Oczywiście przywiozłem stamtąd setki płyt, odkryłem wielu artystów, których pewnie nigdy bym nie odkrył, gdybym tam nie latał, i przez te podróże  poszerzyłem spektrum australijskiej muzyki na antenie polskiego radia. Odkryłem m.in. Gotye w 2006 roku, a teraz przez 16 tygodni Gotye jest na pierwszym miejscu  listy ze swoim nowym przebojem, ale istotniejsze jest to, że odwiedziłem takie miejsca, których wielu słuchaczy i czytelników mojego bloga nigdy nie będzie miało okazji zobaczyć na żywo.

W ten sposób realizujesz maksymę, którą przyjąłeś od Marka Twaina, czyli „podróżuj, śnij, odkrywaj”, no i odkrywasz te miejsca dotąd nieznane, a przy okazji poznajesz mnóstwo ludzi.

Ja jestem z tego pokolenia rocznik 54, które przez wiele lat nie mogło podróżować. Mieliśmy taki ustrój, jaki mieliśmy. Żeby dostać paszport trzeba było stanąć w kolejce i otrzymywało się go na 2 tygodnie. Dla młodych ludzi jest to dziś kompletnie niezrozumiałe, ale wtedy ja byłem młody i marzyłem o podróżowaniu, więc teraz kiedy już mam tę możliwość, to korzystam z tego zachłanniej. A poza tym czas ucieka i pewnie za 3 lata nie będzie już mi się chciało lecieć 24 godziny samolotem, by zobaczyć jakiś krzew czy napić się na miejscu wyśmienitego wina.

Zaintrygowało mnie i wzbudziło pewne niedowierzanie, że piszesz, że  samotność jest tym, z czym najlepiej się czujesz. Czy to kokieteria, czy tak rzeczywiście myślisz i czujesz?

Samotność wybrałem trochę przypadkiem, a trochę na własne życzenie dlatego, że lata 70. czyli  czas moich studiów na politechnice, to nie był łatwy czas w Polsce, a dostać się do radia w tamtym okresie było prawie niemożliwe. Marzenie o pracy w radiu było więc nierealne, ale ja sobie założyłem, że tak musi być i temu właściwie podporządkowywałem całe swoje życie dodatkowe, czyli to, co inni uważają za życie podstawowe: nie ożeniłem się z koleżanką, z którą przyjaźnię się do dzisiaj dlatego , żeby nie skazywać siebie i rodziny, że potem będę musiał tułać się po mieszkaniach w Warszawie. Nie pamiętam ile wynajmowałem tutaj mieszkań, ale było tego z siedem lub osiem.  Rodzina byłaby balastem, a kiedy jestem sam, to mogę jedną czy dwie noce przenocować u koleżanki czy kolegi. Gdybym miał rodzinę, to byłoby niemożliwe.  Może ja się przed sobą tłumaczę, bo normalnie, młodzi ludzie zakładają rodziny na studiach lub tuż po nich. Każdy z moich braci to zrobił, więc każdy sobie jakoś poradził z tym, ale dla mnie najistotniejsze było, żeby spełnić swoje największe marzenie, czyli pracować w radiu i w Trójce. I to musiałem zrobić sam.


CZYTAJ DALEJ

SDP.PL

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości