SDP SDP
505
BLOG

Łap złodzieja – felieton Piotra Legutki

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 1
Nie było konsultacji, jest debata po herbacie. To, co mówi się i pisze o ACTA przypomina deltę szeroko rozlanej rzeki. Coraz więcej wątków, tematów, bulwersujących spraw, często mało mających wspólnego z samą umową podpisaną przez ambasador Rodowicz. Jedni skupiają się na naruszaniu prywatności, inni swobody wypowiedzi. Ale najszerszy (i chyba najbliższy meritum) jest nurt dyskusji o własności intelektualnej, żywotnie nas, dziennikarzy, interesujący.



Nie brak głosów, także w poważnych mediach, że protestując przeciw ACTA strzelamy sobie w stopę, bo sankcjonujemy anarchię. Bez poszanowania praw autorskich nie będziemy mieli z czego żyć w dobie Internetu, więc powinniśmy obiema nogami wskoczyć w ACTA. W dobrze pojętym własnym interesie zadbać, by nasze prawa egzekwowały policje państwowe, prywatne i korporacyjne. Na jednym z portali przeczytałem „złodzieje protestują, bo miasto zakłada monitoring”. Czy więc faktycznie jesteśmy po stronie złodziei? (właściwie nic nowego, dopiero co byliśmy – jako SDP - po stronie bandytów, zdaniem „Gazety Wyborczej”).
 

 Zanim odpowiem, krótki remanent, jak to z naszymi prawami jest. Otóż bywamy jako autorzy regularnie okradani z naszej własności intelektualnej. To prawda. Tyle, że nie przez internautów, czytelników, czy widzów, ale przez innych wydawców, nadawców, producentów etc. Media przypominają dziś dżunglę, albo łańcuch pokarmowy. Na początku jest chudy literat biegający za tematami, zdobywający informacje dla jakiegoś dziennika, czy stacji radiowej, a na końcu tego łańcucha jest flagowy program informacyjny czy wypasiony portal, żyjący z pracy innych mediów. W ten sposób zjadamy własny ogon, a pasożytnictwo odbywa się w biały dzień. Inna forma wyzysku to mnożenie pól eksploatacji. Jak w rosyjskich matrioszkach, jeden wydawca kupuje drugiego, potem sam jest pożerany przez duży koncern. A wszyscy multiplikują (i kasują za) informacje zdobyte przez tego samego pismaka-szaraka. Udostępnianie za darmo kontentu, którego wyprodukowanie kosztuje sporo zachodu, to nie był kaprys autorów, podobnie jak nie my wymyśliliśmy jego zamykanie. Trudno też nazywać złodziejami ludzi, których przez lata przyzwyczaiło się do darmowych (intelektualnych) obiadów.

To nie nasza wojna, choć to my na niej giniemy, tracąc miejsca pracy. ACTA nam ich nie przysporzą. Jakoś nie bardzo zresztą wierzę w ometkowanie wszystkiego, co pojawia się w Internecie. Ale to dobry pretekst by o prawach rozmawiać. Tyle, że nie Stinga czy grupy Coldplay, lecz cichych wyrobników dostarczających wsadu do informacyjnego kotła. A także twórców ambitniejszych rzeczy z dziedziny kultury, czyli drobnicy, po którą instytucjom ponoć broniącym czci autorów nie chce się schylać. Może przy tej okazji, uzasadniając rację swego istnienia (zamiast odcinać kupony od tantiemów gwiazd), zaprezentują ONI – i upowszechnią - proste w użyciu sposoby wnoszenia niewielkich płatności, dzięki którym twórcy będą mieli z czego żyć, a ludzie zyskają tani dostęp do wiedzy, informacji i dóbr kultury.

To byłby prawdziwy pożytek z awantury o ACTA.

 

Piotr Legutko

1 lutego 2012
 

 

 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości