SDP SDP
290
BLOG

Rozmowa dnia z Rafałem Kotomskim

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Z Rafałem Kotomskim o przekraczaniu granic między dziennikarstwem i literaturą rozmawia Błażej Torański.

Rafał Kotomski(ur. 1963) – pisarz, dziennikarz, rysownik. Jest autorem tomu opowieści „Dwóch morderców w podróży” (wydawnictwo Replika 2009) oraz powieści grozy „Ostrze” (wydawnictwo Replika 2010) i Lament Sieny (wydawnictwo Zysk i Spółka 2011). Akcje obu książek rozgrywają się w późnobarokowych realiach drugiej połowy XVIII stulecia.

Jako dziennikarz zaczynał 20 lat temu w poznańskim oddziale „Gazety Wyborczej”. Potem był m.in. reporterem TVN 24 i wydawcą głównych „Wiadomości” TVP 1 za prezesury Andrzeja Urbańskiego. Od stycznia 2010 roku jest dziennikarzem „Gazety Polskiej” i wydawcą portalu niezalezna.pl.

 

Jak dziennikarz zostaje pisarzem?

U mnie było odwrotnie. Piszę i zapełniam szuflady od czternastego roku życia. A że trzeba z czegoś żyć, zacząłem zarabiać dziennikarstwem. Andrzej Skworz, naczelny „Press”, zaproponował, abym pisał korespondencje do „Gazety Wyborczej” w Poznaniu, którą wtedy kierował.                                                                   

 Zwykle jest tak, że dziennikarze stają się pisarzami, jak Andrzej Szczypiorski, Ryszard Kapuściński, Joanna Siedlecka czy Janusz Głowacki. Gdzie kryje się granica między dziennikarstwem a pisarstwem?

Chyba we wrażliwości, ale zależy też, jakie dziennikarstwo się uprawia. Mam takie wrażenie, że jeśli ktoś pisze, a równocześnie zarabia jako dziennikarz i nie potrafi tego rozgraniczyć, granica się zaciera. Pisarza charakteryzuje niezwykła wrażliwość i brak naskórka. Dziennikarstwo, zwłaszcza dziś, jest wszędobylskie, okrutne, powierzchowne, szybkie. Wrażliwość w tym zawodzie przeszkadza.

Nie ucieka pan przypadkiem w literaturę przed dziennikarstwem? Jako reporter – by wymienić ostatnie tematy – pisał pan o 48-latku z Roskoszy pod Białą Podlaską, który powiesił się, bo nie miał z czego spłacać długów. Zostawił żonę i jedenaścioro dzieci w dwóch pokojach. O Ryszardzie Kowalczyku, który 40 lat temu wysadził w powietrze aulę WSP w Opolu, protestując przeciwko stłumieniu protestu robotników w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu. O mafii węglowej na Śląsku. O budowaniu pomnika Lecha Kaczyńskiego w Wołominie.

Być może to jest rodzaj ucieczki, ale ja tego tak nie traktuję. W świat literatury wchodzę z pełną świadomością, radością i ufnością. W dziennikarstwie mam spore doświadczenie, bo pracowałem w wielu mediach i różne rzeczy robiłem. Od uganiania się za newsami z mikrofonem, przez uczenie studentów, po pisanie reportaży i przeprowadzanie wywiadów. Cały czas mam wrażenie, że dziennikarstwo jest ulotne. Nawet, jak poruszam tematy, które winny żyć dłużej niż jeden dzień. Ale nie mam większych złudzeń, że tekst w tygodniku żyje tydzień, a w dzienniku ledwie fragment dnia, bo Internet dostarcza kolejnych newsów. Tekst opublikowany rano, w południe zwykle jest przeterminowany. Literatura daje poczucie trwałości. To jest budowla na mocnych fundamentach, w której dach nie przecieka.

Dziennikarstwo nie może poruszać się pomiędzy zmysłami? To tylko przywilej literatury?

Dobrze pan to powiedział. Najbardziej wyrafinowane literackie dzieła szukają między zmysłami. Ale dziennikarstwo bardzo rzadko zapuszcza się w takie rejony. Co nie znaczy, że nie może. Najbardziej twórcze dziennikarstwo jest bliskie literaturze. Najwięcej miejsca na zmysłowe odczucia, przeżycia, diagnozy jest w reportażu. Jestem jednak staroświecki i uważam, że książka, która stoi na półce ma inną moc przetrwania, niż pożółkła gazeta przechowywana w jakimś kufrze.

Ale język, tak ważny w literaturze, w dziennikarstwie często schodzi na dalszy plan. Pan krytycznie ocenia język dziennikarzy: „źle piszą po polsku”, „bez rytmu”, „bez muzyki tekstu, nie mówiąc o stylu”, „byle jak”.

Każde uogólnienie jest niebezpieczne. Użyłem takich figur retorycznych, ale nie chciałbym sadzić się na mentora i oceniać dziennikarzy. Znam bowiem i takich, którzy piszą dobrze, mają dobry słuch. Mówiłem o dziennikarstwie najbardziej wziętym, poszukiwanym. Najwyższe słupki oglądalności mają telewizyjne programy newsowe, a czytelnictwa - teksty tabloidalne. Nie ma w nich miejsca na zabawę słowem czy dbałość o język. Przekaz musi być prosty, czytelny. Wiem o tym coś, bo jako wydawca „Wiadomości” poprawiałem teksty dziennikarzy telewizyjnych. Radziłem im, co zrobić, aby to się dobrze, jasno i prosto czytało, miało rytm, jakiś początek, rozwinięcie i zakończenie. Chciałbym też jednak dziennikarzy usprawiedliwić. Rytm, styl, system ich pracy zmusza niejednokrotnie do niechlujności.

Recenzenci Pana książek zauważają soczyste, zaskakujące metafory, unikatowe porównania, wysmakowane epitety. Może właśnie język najbardziej dziś różni literaturę i dziennikarstwo?

 

Dalej czytaj: www.sdp.pl/rozmowa-dnia-kotomski

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości