Marek Palczewski
Blogerzy mają za dużo czasu, dlatego piszą blogi – wynika z lektury najnowszej książki Eryka Mistewicza „Marketing Narracyjny”. Czy to normalne w czasach kiedy nam wszystkim brakuje czasu i na pisanie i czytanie? Chciałoby się rzec: jak to dobrze być blogerem. I nawet Lis chce wziąć Internet.
Każdego dnia otrzymujemy ponoć więcej informacji niż nasi dziadkowie dostawali w ciągu całego swojego żywota. Powszechnie dostępna informacja tyranizuje nasze życie. Aby wszystko przeczytać musielibyśmy żyć kilkaset tysięcy lat, dlatego czytamy po łebkach. Podobno tylko 16 procent internautów czyta każde słowo. Mam się cieszyć, że jestem w tej grupie, czy smucić, że tak mało przeczytam?
Czytam również blogi – cudze! Gdyby blogerzy posłuchali Eryka Mistewicza nie miałbym czego czytać albo miałbym więcej czasu na czytanie informacji, lekturę książek lub chodzenie po lesie. Mistewicz jest przeciwny pisaniu blogów przez osoby publiczne, w tym dziennikarzy, i podkreśla, że prowadząc blog, sygnalizujemy, że mamy za dużo czasu, który możemy przeznaczyć nie tylko na tworzenie wpisów, ich cyzelowanie, ale także, a może przede wszystkim, na walkę z internetowymi trollami, osobami specjalizującymi się w obrażaniu innych osób w sieci i w taki tez sposób komentującymi wpisy innych. Zaś przekonanie, ze nasza wiedza, nasze profesjonalne doświadczenie nie mogą być komercyjnie przez nas sprzedane, nie najlepiej o nas świadczy. Prowadząc blog, mówimy, że albo sami nie wierzymy w wartość naszych przemyśleń i analiz, albo nie znajdujemy na nie odbiorców, którzy byliby w stanie za nie płacić.
Mocne słowa. Skąd się jednak bierze popularność na przykład Kataryny i innych blogerów, rownież dziennikarzy, którzy chcą publikować właśnie w Internecie? Przecież spełniają oni kryteria dobrej narracji, które Mistewicz kilkakrotnie przywołuje w swojej książce: „Ten, kto opowie świat, ten nim rządzi”. Kilkadziesiąt tysięcy wejść na salonie24 na blog Igora Janke czy Kataryny zaświadcza, że ich opowieści są kreatywne i jakoś ten świat zmieniają.
Nie dziwi więc wcale, że Tomasz Lis również chce szturmować Internet. Może tylko dziwić, że chce tworzyć medium elitarne. Internet nie jest dla elit, Internet jest dla wszystkich. Strona pozbawiona interaktywności, prowokujących wpisów, trolli, czy blogerów ukrywających swą tożsamość nie ma szans w walce o czytelnika. A że ten coraz częściej przechodzi do Internetu, to chyba nikt już nie ma wątpliwości.
Blogi nie świadczą wcale – jak pisze Mistewicz –o komercyjnej nieporadności. To dodatkowy atut, by przyciągnąć czytelnika do gazet papierowych, programów telewizyjnych, swoich wydawnictw, firm usługowych, czy książek. To trampolina pozwalająca ujawnić najskrytsze marzenia i najbardziej radykalne sądy, dla których nie byłoby miejsca w mediach oficjalnych, poza – internetowych. A że obrażają nas – blogerów inni blogerzy? Na to są metody – można takie wpisy zignorować, zgłosić do moderacji, usunąć.
Jeśli więc mamy wolny czas lub go nie mamy – piszmy blogi, bo jak mówią Indianie Hopi: „Ten, kto opowie świat, ten nim rządzi”. 140 znakow na Twitterze to za mało, by opisać świat, choć niektórym wystarcza, by nim rządzić.
Marek Palczewski
9 listopada 2011