SDP SDP
1258
BLOG

Rozmowa z Beatą Płomecką o Grecji i Brukseli

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Z Beatą Płomecką o przyszłości Grecji, życiu na walizkach i czterystuosobowych konferencjach prasowych rozmawia Kajus Augustyniak

 

 

 
Beata Płomecka zaczęła pracę w radiu w 1998 roku, po ukończeniu Dziennikarskiej Szkoły Polskiego Radia. Wcześniej uzyskała dyplom magistra filologii angielskiej. Jest również absolwentką Instytutu Europejskiego Uniwersytetu w Sussex. Po 11września 2001 roku poleciała do Nowego Jorku, by relacjonować dla Polskiego Radia atak  na Stany Zjednoczone.Od sierpnia 2003 r. pracowała w BBC w Londynie, skąd jednocześnie nadawała korespondencje dla Polskiego Radia. W Brukseli jest od 2005 roku.
Relacjonowała najważniejsze wydarzenia dotyczące europejskiej polityki już jako korespondentka w Brukseli, m.in. negocjacje w sprawie budżetu na lata 2007-2013. Wcześniej obserwowała jak powstawał traktat lizboński, była przy tworzeniu obecnej Komisji Europejskiej i kiedy organizowano w Unii wybory do Parlamentu Europejskiego.
 
 
 
 
Najbliższą niedzielę spędzi Pani na dwóch kryzysowych szczytach europejskich – Unii Europejskiej i strefy euro. Czego można się po nich spodziewać?
 
Przede wszystkim decyzji w sprawie Grecji -  co z nią zrobić, jak jej pomóc, to kluczowa kwestia. Wydaje się, że raport unijnych ekspertów będzie pozytywny dla Grecji, więc można się spodziewać odblokowania kolejnej transzy pożyczki w wysokości ośmiu miliardów euro. To ważne, bo mniej więcej w połowie listopada w greckim budżecie skończą się pieniądze przeznaczone na bieżące wydatki. Na tym nie koniec. Ciągłe pompowanie pieniędzy w Grecję nie przynosi rezultatu. Trzeba się więc zastanowić nad kontrolowanym bankructwem Grecji. To by jednak uderzyło mocno w banki, zwłaszcza francuskie i niemieckie – z tym wiąże się więc drugi temat szczytu – kwestia ewentualnego ponownego dofinansowania banków.
 
Przywódcy Niemiec i Francji zapowiadali, że zaprezentują projekt całościowego pakietu, który miałby rozwiązać problemy Unii. Czy rozwiązania, o których Pani mówi, stanowiłyby część tego pakietu, czy to może się pojawić już na tym szczycie?
 
Kwestia dofinansowania banków to część tego planu, ale gdy kanclerz Merkel i prezydent Sarkozy o tym mówili, wszyscy łączyli to z niewypowiedzianymi propozycjami ściślejszego zarządzania finansami w strefie euro, czyli tego czego obawia się Polska i inne kraje spoza strefy. Oznaczałoby to stworzenie Europy dwóch prędkości. Tworzeniu instytucji typu wspólnego rządu gospodarczego przeciwstawiał się zresztą także przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso. Na tym szczycie będzie więc omawiany wstępny plan wychodzenia z kryzysu, ale główny problem to wsparcie systemu bankowego.
 
A na początku listopada czeka Panią wyjazd do Cannes na szczyt G20?
 
To będzie relacjonował nasz paryski korespondent.
 
Ale i tak żyje Pani na walizkach?
 
Tak. W tym tygodniu, w środę mieliśmy kilka ważnych dla Polski konferencji prasowych dotyczących budżetu unijnego. W czwartek mamy organizowaną przez Polskę międzynarodową konferencję dotyczącą unijnego budżetu na lata 2014-2020 z udziałem przedstawicieli wszystkich krajów członkowskich, więc cały dzień z głowy, a jeszcze powinnam być w tym czasie w Luksemburgu, bo po południu spotykają się tam ministrowie rolnictwa, by dyskutować o o pomocy dla najuboższych. To rzeczywiście życie na walizkach, w październiku już dwa razy byłam w Luksemburgu, a to nie koniec.
 
Jak Pani znosi to ciągłe przemieszczanie się?
 
Do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić, mieć zakodowane, że to na kilka dni i kiedyś się skończy.
 
Kiedyś się skończy, ale Pani jest w Brukseli już siedem lat. Tęsknota?
 
Za Polską trochę tęsknię, ale praca czasami tak wypełnia dni, że człowiek nie ma czasu albo siły, albo tak się koncentruje na pracy, że nie myśli o tęsknocie. Bardzo lubię co dwa miesiące wylatywać do Polski, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Potem ciężko wraca się do Brukseli, ale jak już się wróci, to szybko się człowiek ponownie przyzwyczaja do pracy. Najważniejsze jest, żeby ta praca wciąż człowieka interesowała i sprawiała radość.
 
Siedem lat temu martwiła się Pani, czy sprosta swojemu poprzednikowi Krzysztofowi Wojnie, a już po roku zdobyła Pani Europejski Mikrofon, teraz zaś jeden z Pani brukselskich kolegów w ten sposób doradzał mi rozmowę z Panią: najlepiej z Beatą, bo jest najlepsza w tej Brukseli. Czuje się Pani taka dobra?
 
Myślę, że jak każdy polski korespondent, a jest nas tu w Brukseli trzynaścioro, po prostu robię to, co do mnie należy, ale czasem robię więcej, bo w Polskim Radiu jest więcej programów. Pracuję dla Informacyjnej Agencji Radiowej, wysyłam korespondencje i depesze, które później pojawiają się w dziennikach Jedynki, Dwójki, Trójki, Czwórki, Radia dla Zagranicy. Są trzy- , czterominutowe materiały z dźwiękami i wejścia na żywo, a do każdego wejścia na żywo trzeba się przygotować, bo wystarczy chwila nieuwagi i jak myśli uciekną, to trudno się z tego wykaraskać. Miałam tak parę razy, choćby na szczycie europejskim, gdy rozmawiałam z premierem, później z Jose Barroso, myślałam o kilku rzeczach i nagle uciekły mi myśli. W takiej sytuacji trzeba szukać w pamięci słów – kluczy, żeby znowu wejść w rytm, bo jak to się uda, to później już jest łatwo.
 
Ale o jakiejś spektakularnej wpadce z pani udziałem nie słyszałem, w „Łapu Capu” chyba Pani nie było?
 
Spektakularnej wpadki rzeczywiście nie było. Gdy człowiek już tyle pracuje, to stara się robić wszystko bardzo dobrze i denerwuje go każde, nawet delikatne potknięcie. Ja to wyolbrzymiam i strasznie przeżywam każde niepowodzenie.
 
Da się powiedzieć, ilu jest korespondentów w Brukseli z różnych krajów?
 
Około pięciuset.  Nie mam najświeższych danych, ale kilka lat temu się tym interesowałam, robiłam korespondencję o tyglu, mieszaninie kultur i wtedy sprawdzałam, ilu było dziennikarzy akredytowanych przy Komisji Europejskiej. Było ich ponad czterystu. Na najważniejsze konferencje prasowe do Komisji Europejskiej przychodzi nawet po czterysta osób.
 
Gdy pisze się na różne rynki, to chyba więcej jest współpracy niż rywalizacji?
 
Jeśli chodzi o korespondentów z różnych krajów, to rzeczywiście  tak jest. Mamy innego odbiorcę, inne rzeczy nas interesują, a nawet, gdy piszemy o tym samym, staramy się znaleźć jakiś wątek interesujący dla narodowego odbiorcy. Gdy z kolegą z Czech zdobyliśmy dokument dotyczący wspólnej polityki rolnej, ja zrobiłam informację o tym, że nie będzie zrównania dopłat dla rolników, o co zabiegała kiedyś Polska, a on patrzył na finansowanie obszarów wiejskich.
 
A czy w tym poszukiwaniu newsów może Pani liczyć na pomoc polskich polityków?
 
Zdarza się. Ostatnio na przykład euro posłanka Danuta Hibner naprowadziła nas na propozycje przepisów dotyczących polityki spójności. Okazało się, że są planowane sankcje dla krajów, które korzystają z unijnych funduszy w polityce spójności a przekraczają dozwolony limit długu publicznego.
 
W Polsce często w sporach politycznych pojawia się jako argument mityczny „wizerunek Polski za granicą”. Czy rzeczywiście tak wiele polskich wydarzeń, łącznie z kolejnymi wyborami, bywa tak komentowane tamtejszych mediach?
 
W Polsce często się tak mówi, choć nie zawsze tak jest. Polska nie jest w centrum uwagi. Ale i z tym bywa różnie. Te wybory przeszły kompletnie bez echa. I przez ostatnie cztery lata rządów Platformy Obywatelskiej, Bruksela Polską się za bardzo nie interesowała. Ale w latach 2005-2007, za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości bywało, że nie tylko Komisja Europejska, a i prasa europejska interesowała się Polską. Mam jednak na ten temat własną teorię – że europejska prasa interesowała się tym o tyle, o ile pisała o tym polska prasa, a konkretnie Gazeta Wyborcza. Kilkakrotnie spotykałam na przykład w Le Soir odniesienia do tego, co pisała Gazeta Wyborcza, a to napędzało zainteresowanie europejskich mediów. Ponadto okres władzy PiS przypadł na trudny moment negocjacji traktatu lizbońskiego. To była sprawa kluczowa dla Unii Europejskiej, a Polska do ostatniego momentu próbowała coś zmieniać. To przykuwało uwagę, bo miało wpływ na politykę całej Unii.
 
Co było dla Pani najtrudniejsze w Brukseli?
 
Chyba przyzwyczajenie się do nowego trybu pracy. Przed Brukselą byłam niecałe dwa lata w Londynie. Pracowałam dla BBC i jednocześnie współpracowałam z Polskim Radiem. To nie była placówka Polskiego Radia z prawdziwego zdarzenia. Tutaj taka jest i ja jestem za wszystko odpowiedzialna. I to zderzenie z rzeczywistością. Kiedy poszłam na pierwszą konferencję prasową do Komisji Europejskiej w południe, to okazało się, że to był worek tematów bez dna i trwała bardzo długo.
 
Co najbardziej Panią tu cieszy?
 
Gdy jakąś skomplikowaną sprawę, decyzje trudne do przekazania potrafię przekazać w zrozumiały sposób i zrobić z tego pięćdziesięciosekundową korespondencję. Gdy to ma ręce i nogi. To jest największa frajda.

 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości