Z Tomaszem Terlikowskim o przekraczaniu granic między dziennikarstwem i polityką rozmawia Błażej Torański.
Tomasz P. Terlikowski (ur. 1974), doktor filozofii, publicysta, redaktor naczelny portalu Fronda.pl, adiunkt na Wydziela Nauk Społecznych Wyższej Szkoły Informatyki, Zarządzania i Administracji w Warszawie, autor kilkunastu książek.
„Nie ma już powrotu do dziennikarstwa” – tak według portalu Radia TOK FM ocenił Pan wraz z Wojciechem Mazowieckim decyzję Krzysztofa Czabańskiego o starcie w wyborach do Sejmu. Dlaczego odmawia mu Pan prawa do zawodu, który wykonuje od ponad 40 lat?
Niczego mu nie odmawiam, chyba że zmieni zawód. Jeśli dostanie się do Sejmu, to po kadencji poselskiej będzie mu trudno wrócić do dziennikarstwa. Wielu dziennikarzy startowało w wyborach do parlamentu i samorządu, ale jeśli nie udało im się zdobyć mandatu, błyskawicznie wracali do zawodu.
Gdzie jest granica? Sam start nie dyskwalifikuje?
Każdy ma prawo próbować zmienić zawód. Uprawianie publicystyki to nie jest tylko wykonywanie zawodu medialnego, ale od pewnego czasu także próba zmierzenia się z rzeczywistością, usiłowanie zmienienia jej. I przychodzi taki moment, kiedy część publicystów, dziennikarzy, ludzi zaangażowanych w media mówi sobie: „A może spróbujemy zmienić rzeczywistość jeszcze bardziej i zostaniemy politykami?”. Nie mam nic przeciwko temu. Wielu byłych dziennikarzy jest we wszystkich partiach. Dziennikarzem był eurodeputowany PiS Jacek Kurski i senator Platformy Obywatelskiej Andrzej Person. Poseł SLD Jerzy Wenderlich i Joanna Kluzik-Rostkowska (PiS-PJN-PO). To jest naturalna droga. Jedni dziennikarze do polityki wchodzą, inni nie.
Kiedy więc powrót do zawodu nie jest możliwy?
We mnie rodzi się sprzeciw, kiedy ktoś przez kilka kadencji był wyłącznie politykiem - posłem lub senatorem – w kolejnych wyborach nie dostał się do parlamentu i chce wrócić do dziennikarstwa, do roli bezstronnego publicysty. Nie zaliczam do tej kategorii sytuacji, kiedy ktoś po raz pierwszy startuje w wyborach, nie dostaje się i zostaje w zawodzie.
Dziennikarz, jako obywatel, nie jest pozbawiony biernego prawa wyborczego. Pana zdaniem ma więc prawo startować w wyborach?
Oczywiście, że ma. Powinien jednak liczyć się z tym, że jeśli już do parlamentu wejdzie, to będzie miał kłopot z powrotem.
Proszę o przykłady.
Choćby Mirosław Czech z „Gazety Wyborczej” i Radia TOK FM, który był wieloletnim politykiem, sekretarzem generalnym partii, przez dwie kadencje posłem. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak może być publicystą. Zarzucanie więc przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej” Czabańskiemu czegoś, co tolerują w swoim środowisku w o wiele większym wymiarze, jest zwyczajną hipokryzją.
Nie jest to jedyny wyraz zakłamania wśród dziennikarzy.
CZYTAJ DALEJ:
TUTAJ
Inne tematy w dziale Rozmaitości