SDP SDP
611
BLOG

Czy politycy i dziennikarze wiedzą co czynią? - Wiktor Świetlik

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Serdecznie zapraszam Państwa na konferencję w siedzibie SDP przy ulicy Foksal, w najbliższy piątek, o godz. 12.00, poświęconą perspektywom stojącym przed naszym zawodem. Mam nadzieję, że nasi paneliści - Igor Janke, Krystyna Mokrosińska, Andrzej Stankiewicz i Andrzej Stawiarski postarają się zamienić rytualne już narzekanie na szukanie jakiś światełek w mroku.
 
 
A teraz trochę o tym, co tłumi światło. W zeszłym tygodniu „słuszne oburzenie” wywołała wzięta rodem z PRL poprawka do ustawy o informacji publicznej pozwalająca urzędnikom odmawiać informacji w przypadku zagrożenia „ważnego interesu gospodarczego państwa”. Szeroki, pozwalający na dowolność interpretacyjną, przepis, rodzi oczywiste niebezpieczeństwo. Informacja o kłopotach z wykonawcą autostrady? Utajniamy, publikacja może stworzyć złą atmosferę wokoło inwestycji, co spowoduje kłopoty ze znalezieniem wykonawców. Opóźnienia pociągów w całym kraju? Taka informacja w oczywisty sposób godzi w turystykę, a więc obszar obejmujący 5 procent PKB. Utajniamy. Wymiana dokumentacji między resortami w sprawie planowanych zmian w ustawie regulującej hazard? No dobrze, dajmy już spokój z tą zabawą.
 
W całej tej sprawie zastanawia mnie inna rzecz. Celowość działań politycznych. Kilka dni temu słuchałem w TOK FM dyskusję kilku specjalistów od ekonomii, którzy tłumaczyli, że politycy „nie wiedzą co robią”. Podobnie czasem tłumaczy się premiera - faktycznego decydenta w tym przypadku, a i adwokata nowego prawa. Zajęty kampanią wyborczą szef ma oto „nie wiedzieć co czyni”. Podobnie senator Marek Rocki zgłaszający poprawkę. Podobnie posłowie głosujący za nią. Kiedy prezydent Komorowski podpisze, to też będzie tłumaczone, że „nie wiedział co czynił” albo że został wprowadzony w błąd. Tylko urzędnicy będą wiedzieli co robią, kiedy będą tego prawa nadużywać.
 
Pytanie o celowość nie jest oderwanym rozważaniem natury moralnej. Dla organizacji, które walczą z tą poprawką, to pytanie o wybór taktyki. Jeśli „nie wiedzą co czynią”, to trzeba ich przekonywać, tłumaczyć. Jeśli wiedzą co czynią, to trzeba przekonywać opinię publiczną, organizacje międzynarodowe, żeby wywarły na nich presję.
 
Nawiasem mówiąc czy „wiedzą” czy „niewiedzą”, to jest to tak samo dla nich kompromitujące.
Otóż jestem przekonany, że wiedzą co czynią. Senator Marek Rocki to profesor ekonomii i były rektor SGH, bardzo inteligentny człowiek z ogromnym doświadczeniem. Wydaje mi się, że jak tacy ludzie zgłaszają jakieś poprawki, to raczej „wiedzą co czynią”. Cenzorska poprawka jest wpisana w szereg wcześniejszych działań państwa zmierzających do ochrony urzędników przed kontrolą mediów. Rok temu pomimo licznych protestów parlament uchwalił, a prezydent zaaprobował, zmiany w ustawie o ochronie informacji niejawnej, która właśnie wprowadzała szerokie, nieostre reguły określające, co można utajnić. Była tam na przykład mowa o treściach rodzących ryzyko „zakłócenia porządku publicznego”.
 
O co więc chodzi? Przekonującą odpowiedź daje - moim zdaniem - profesor Antoni Dudek (jego tekst o tym ukaże się w najbliższym numerze „To Robić!” redagowanego przeze mnie tygodnika dodawanego co wtorek do „Super Expressu”). Mamy do czynienia z nieformalnym naciskiem. Politycy działają nie na korzyść obywateli, a pewnej grupy. Wywierającymi nacisk w tym przypadku nie są żadni oligarchowie, korporacje, ani służby. To urzędnicy średniego szczebla. Mamy do czynienia z biurokracją - w najgorszym tego słowa znaczeniu. Nie rozumianą w sposób weberowski - jako planistyczno-organizacyjny porządek idealny, a rozumianą potocznie - jako rządy zepsutej bezproduktywnej kasty. W kaście tej funkcjonuje wiele ambitnych, czy oddanych pracy osób, ale ich ambicje lub działania są tłumione przez reguły, którymi od lat ona się rządzi, przez krzywe ścieżki awansu (np. wysługa lat ważniejsza niż talent i pracowitość), przez jej strach przed nowym i przed krytyką.
 
Złamać władzę tej kasty, jej niechęć do wolności słowa, do realnej demokracji, zmusić polityków, żeby przestali się jej wysługiwać - oto wyzwanie. Charakterystyczne, że takimi rzeczami zajmują się dziś raczej organizacje pozarządowe, bo dziennikarze zajęci są debatą nad tym czy bardziej Tusk jest szatanem, czy Kaczyński Hitlerem, i poszukiwaniem na siłę bohaterów wśród wrogów swoich wrogów - Nergala, Paprykarza, śląskich autonomistów, Starucha. Swoją drogą, przekonanie Kolegów, że poza Tuskiem-Kaczyńskim, ich sojusznikami i adwersarzami, istnieje jeszcze cywilizacja, to także spore wyzwanie. Jedno i drugie wyzwanie leży, moim zdaniem, w gospodarczym interesie kraju dużo bardziej niż poprawka profesora Rockiego.  
 
Wiktor Świetlik
 

    
SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości