SDP SDP
265
BLOG

Piotrowi Zarembie ku pokrzepieniu - Marek Palczewski

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Piotr Zaremba pochylił się nad losem polskiej prasy i zawyrokował , że „Gazety umierają”, i dodał: „W ciszy”*.  Za tekst trzeba w internecie zapłacić, więc może tak źle znowu nie jest  jak wieści Zaremba?

Ale po kolei. Autor pisze: „Mieliśmy w Polsce opinię publiczną mocno zdeformowaną. Ale dziś bez silnych prasowych tytułów nie będziemy mieli żadnej. Przekonanie, że blogosfera patrzy skutecznie władzy na ręce, jest złudne”.

Wydaje się, że autor do jednego worka wrzuca naraz trzy kwestie:

1.       Opinia publiczna w Polsce była mocno zdeformowana (czy również JEST?)

2.       Bez silnych tytułów prasowych nie będziemy mieli żadnej (opinii publicznej)

3.       Blogosfera nie patrzy (skutecznie) na ręce władzy (pomijam, że chodzi o złudzenie, bo jego przedmiotem jest zaprzeczenie powyższej tezy – M.P.)

 

Ad. 1) Którą definicję opinii publicznej przyjąć: Monteskiusza, Benthama, Habermasa, czy Blumera? Istnieje jedna czy wiele opinii publicznych?

Opinia publiczna kształtowana jest zarówno przez media elektroniczne, media online, tzw. poważne gazety codzienne, tabloidy, tygodniki opinii, kolorowe magazyny, jak i wiele publikacji, które ukazują się w formach książkowych, w postaci biuletynów, samizdatów, na Twitterze i Facebooków, w formie sms-ów, itd. itp. Kultura masowa, czy chcemy tego, czy nie, wprowadziła nowe elementy do definicji opinii publicznej i nie należy ona dziś wyłącznie do tak zwanej kultury wysokiej czy oficjalnej, i – co jest już truizmem – nie wiąże się z treściami przekazywanymi wyłącznie przez tak zwaną prasę jakościową czy  tygodniki opinii. Co w tym kontekście ma znaczyć pojęcie „deformacji”? Wskazuje ono, że jest jakiś wzorzec opinii, który uległ odchyleniu od normy. Co zatem miałoby być ową normą, i kto miałby ją określać? W systemie demokratycznym, gdzie istnieje wolny obieg myśli taka „deformacja” jest naturalnym procesem, pozwalającym jednym poglądom górować nad innymi.

Rozumiem oczywiście intencję autora kiedy pisze, że w polskim systemie medialnym przewagę uzyskały tzw. media mainstreamowe i lewicowo-liberalne nad prawicowymi i konserwatywnymi. Wydaje mi się, że taka teza jest tylko intuicyjna i  a posterioriniedowodliwa, bo żadne kryterium sprawdzające nie będzie wyczerpujące (nakład, zyski, wpływy i oddziaływania, itd?), chociaż nie będę wyrokował, że jest to teza nieprawdziwa. Ważne, żeby nie zapominać, że niekoniecznie ilość wypowiadanych na dany temat sądów decyduje o treści opinii publicznej. Często ważniejsza jest ich jakość i atrybucja, czyli przypisanie temu, "kto to mówi".

 

Ad. 2) Bez silnych tytułów prasowych nie będziemy mieli żadnej opinii publicznej.

Wiara autora, że tylko gazety definiują opinię publiczną jest wiarą elit, które są tak chętnie przez niego krytykowane.Kto kształtował opinie i działania młodych ludzi w czasie niedawnych rozruchów w Wielkiej Brytanii? BlackBerry, smsy, Twitter i Facebook, a nie media głównego nurtu. Kto i co kształtuje opinię publiczną w Polsce, gdzie na rynku prasowym najchętniej czytane są pisma kolorowe i tabloidy? Opinię publiczną mogą kształtować zarówno poważne wiadomości, jak i plotki, a do ich przenoszenia od nadawcy do odbiorcy wcale nie są konieczne poważne tytuły prasowe. Być może wkrótce wystarczy internet.

 

Ad.3) Blogosfera nie patrzy na ręce władzy.

Czy blogi zamieszczane na salonie 24.pl nie patrzą władzy na ręce? Czy wpisy na portalu wPolityce.pl nie patrzą władzy na ręce?Czy na Facebooku  i forach intrenetowych wydań gazet nie toczą się dyskusje pokazujące nadużycia i „przekręty”? Czy do patrzenia na ręce władzy przywilej mają tylko media tradycyjne: prasa, radio, telewizja?

A może chodzi o to, że patrzą, ale nieskutecznie? Co jednak powiedzieć, jeśli ważne teksty, wydarzenia, dyskusje (np. wywiad z prezydentem Obamą, wpisy polityków na Twitterze) pojawiają się w internecie, to czy one ważą i są skuteczne, czy nie? Na Huffington Post – portalu newsowym w USA , na Yahoo!News i wielu innych portalach Amerykanie częściej szukają wiadomości niż w gazetach, a zatem być może portale są bardziej opiniotwórcze.

Oczywiście można powiedzieć, że pisanie w internecie różni się od pisania dla prasy papierowej. Zaremba też zwraca na to uwagę: teksty są krótsze, mniej wnikliwe, często powierzchowne, itd. Były redaktor NotW, James Anslow** zwraca jeszcze uwagę, że muszą być krótsze paragrafy, że jest mniej znaków interpunkcyjnych, są wyraziste leady, zawierające kluczowe słowa, ale jednocześnie nadal obowiązują zasady ważne w papierowej gazecie takie, jak sprawdzanie faktów, ortografia, gramatyka, znajomość prawa, język, umiejętność pisania zajawek. Newsy powinny przyciągać uwagę, być atrakcyjne i prawdziwe.

Piotr Zaremba ma rację -  i tu się z nim zgodzę – jeśli chodzi o dziennikarstwo śledcze. Jeszcze nie widziałem na polskich portalach poważnych tekstów śledczych (ale na zagranicznych już są), dorównujących tym ze złotego okresu polskiego dziennikarstwa śledczego (okres ten minął, obawiam się, że na wiele lat). Dziennikarstwo śledcze wymaga warsztatu, kontaktów, informatorów, czasu, wnikliwości, pieniędzy, wsparcia prawników i redaktorów naczelnych, przecieków i osobistej odwagi. A znaleźć dziś te wszystkie elementy w pracy redakcyjnej bardzo trudno. Blogerzy pozbawieni możliwości, o których wyżej, nie zastąpią dziennikarzy śledczych. Mogą pisać newsy, felietony (blogi), krótkie analizy czy nawet artykuły publicystyczne, ale nie zastąpią rzetelnych i bezkompromisowych dziennikarzy śledczych, którzy czasami musieli narazić się nie tylko swoim negatywnym bohaterom, ale również kolegom i swoim szefom.

Ale nie zapominajmy, że mimo swojej ogromnej siły dziennikarstwo śledcze jest tylko jednym z czynników wpływających na kształtowanie opinii publicznej, a nie czynnikiem jedynym i najważniejszym.

Czy zatem gazety (papierowe) umierają?

W pewnym sensie tak, bo tracą czytelników, spadają ich nakłady, przynoszą mniejsze dochody, a właściwie zaczynają generować straty, ale to nie musi oznaczać „śmierci” dziennikarstwa. Te gazety mogą przenosić się do internetu i łączyć formy wydawnicze w syntezy papierowo-elektroniczne. Wiele tytułów, nawet w Polsce, dobrze sobie z tym radzi. Wydaje mi się, że lament nad ich schyłkowością jest przedwczesny, a mówienie o śmierci dziennikarstwa jest przesadną metaforą, gdyż wbrew tym pogłoskom pacjent żyje, choć nie da się ukryć, że na zdrowiu lekko podupadł.

 

CZYTAJ DALEJ:TUTAJ

 

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości