Z Johnem Casey, wiceprezydentem CNBC ds. międzynarodowych newsów i programu o aferze w "News of the World" i dziennikarstwie tabloidowym rozmawia Marek Pieczyński.
John Casey jest od października ubiegłego roku wiceprezydentem stacji CNBC. Nadzoruje newsy i programy nadawane w Azji, Europie, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Ma 16 – letnie doświadczenie w pracy na rzecz CNBC w Londynie i Singapurze. Kierował zespołem News&Programming CNBC w Azji przez 3 lata. Wcześniej był zastępcą kierownika redakcji informacji na Bliskim Wschodzie i w Afryce.
Co było dla pana większym zaskoczeniem: zamknięcie „News of the World” (NOTW), czy wydarzenia, które do tego doprowadziły?
Zamknięcie “News of the World”.Wydarzenia, chociaż wywoływały niepokój, nie były dla mnie całkowitą niespodzianką. Tego dnia, kiedy ogłoszono decyzję o zamknięciu przyszedłem rano do pracy i zobaczyłem w telewizji informację, że najbliższe wydanie będzie ostatnim. Trudno mi było w to uwierzyć.
Dziennikarstwo tabloidowe ma długą historię i praktyki, które doprowadziły do zamknięcia NOTW nie są niczym nowym. W latach 90. słynne było przechwytywanie za pomocą skanerów i publikowanie intymnych rozmów telefonicznych członków rodziny królewskiej . Nikt z tego powodu nie zamykał gazet. Dlaczego teraz włamania do skrzynek głosowych, na zlecenie dziennikarzy NOTW, wywołały tak silne wzburzenie zarówno zwykłego Johna Smitha jak i establishmentu politycznego?
Myślę, że dwa czynniki odegrały tu rolę. Pierwszy to fakt, że dotychczasowe niestosowne praktyki dziennikarzy tabloidów dotyczyły celebrytów, rodziny królewskiej, członków rządu. Wydawało się, że istnieją niepisane reguły, kto może, a kto nie może być przedmiotem ataku. Złamanie tych reguł i wybór takich obiektów, jak skrzynka głosowa Milly Dowler*, telefony żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie czy ofiar 11 września, wywołało oburzenie, jakiego nie pamiętam z wcześniejszych skandali. Politycy podjęli działania w odpowiedzi na odczucia społeczne, bo to należy do ich obowiązków.
Druga sprawa, to fakt, że imperium Ruperta Murdocha jest tak potężne, iż stało się metaforą wszystkiego, co jest złe w mediach. Poza jego firmami nie ma zbyt wielu innych, które notowane są jednocześnie na giełdach w Stanach Zjednoczonych i W. Brytanii.
Wydaje mi się jednak, że główną przyczyną tak silnej reakcji było przekroczenie przez dziennikarzy NOTW granic, których nie powinno się przekraczać.
Czy siła publicznych odczuć wobec wydarzeń w NOTW może mieć również coś wspólnego z ujawnieniem oczywistej zażyłości pomiędzy brytyjskim premierem i niektórymi politykami a przedstawicielami mediów należących do Ruperta Murdocha?
Związki pomiędzy mediami, policją i politykami, a szczególnie bliskość polityków i mediów z pewnością odegrały rolę w tworzeniu nastrojów. Kiedy pojawiła się informacja o zamknięciu NOTW, wielu komentatorów, z którymi rozmawiałem uważało, że Murdoch nadal będzie próbował zdobyć 100 procent akcji w BSkyB. Ale siła negatywnych reakcji spowodowała, że się z tego wycofał.
Dziennikarstwo tabloidowe, to przecież nie samo zło. Odgrywa również pozytywną rolę, przyczynia się do większej otwartości w społeczeństwie, tropi korupcję. Czy to, co się stało z NOTW może oznaczać początek końca tabloidów?