Z dr Michałem Zarembą o wyroku Trybunału Strasburskiego w sprawie Jerzego Wizerkaniuka i o autoryzacji wywiadów rozmawia Marek Palczewski
Michał Zaremba (rocznik 1974), doktor, adiunkt w Zakładzie Prawa Prasowego Instytutu Dziennikarstwa UW, współautor skargi do TK i TE w sprawie red. Wizerkaniuka, autor książki „Prawo prasowe. Ujęcie praktyczne” (2007).
Trybunał w Strasburgu orzekł w sprawie Jerzego Wizerkaniuka, że nie można karać dziennikarza za opublikowanie nieautoryzowanego wywiadu. Pan wspierał dziennikarza w tym procesie. Dlaczego?
Dzięki determinacji redaktora Wizerkaniuka pojawiła się szansa na wyeliminowanie jednej z najbardziej szkodliwych dla wolności słowa i prasy konstrukcji prawnej jaką jest tzw. autoryzacja. Ten nieznany w innych systemach prawnych instrument pozwala każdemu rozmówcy dziennikarza zablokować publikację wywiadu. Zgodnie bowiem z Prawem prasowym dziennikarz, który zlekceważył odmowę autoryzacji grozi odpowiedzialność karna i to niezależnie od tego czy zacytował treść wywiadu rzetelnie.
Czy wyrok Trybunału w Strasburgu oznacza, że od tej pory w Polsce nie będzie wymagana autoryzacja wywiadu?
Wyrok dotyczy oczywiście tylko sytuacji prawnej red. Wizerkaniuka, jednak uzasadnienie trybunału podważa samą istotę tej konstrukcji prawnej. Praktycznie więc każde rozstrzygnięcie wydane na podstawie przepisów o autoryzacji stanowić będzie naruszenie art. 10 konwencji europejskiej. Jeżeli zatem poważnie traktować członkostwo Polski w Radzie Europy, przepisy te nie powinny już być stosowane przez organy ścigania.
Czy polskie sądy uznają ten wyrok za dominująca wykładnię prawa prasowego w kwestii autoryzacji?
Krajowe sądy rzadko powołują się na orzecznictwo trybunału w Straburgu, a jeżeli już to robią czynią to zazwyczaj w sposób „ornamentacyjny”, cytując „gładkie” formułki o znaczeniu wolności słowa i pracy w państwie demokratycznym. Ten akurat wyrok jest jednak na tyle dobitny i jednoznaczny, że nie wydaje mi się, by sąd rozpatrujący podobną sprawę, mógł go zignorować.
W 2008 roku Trybunał Konstytucyjny argumentował, że autoryzacja gwarantuje „precyzję i prawdziwość debaty publicznej”, a jej uchylenie byłoby niebezpieczne, gdyż godziłoby zarówno w dobra informatora, jak i w wolność wypowiedzi.
Na przykładzie tej sprawy dobrze widać różnice mentalności polskich i zachodnich sędziów. To co dla tych pierwszych (z chwalebnym wyjątkiem prof. Andrzeja Rzeplińskiego) jest gwarancją prawdy w debacie publicznej, dla tych drugich jest zdumiewającą pozostałością prawa państwa autorytarnego. Dodać warto, że w skardze do Trybunału Konstytucyjnego powołane zostały liczne wyroki Trybunału Europejskiego, dowodzące sprzeczności autoryzacji z wieloma liniami orzeczniczymi sądu strasburskiego. Skład sądzący Trybunału Konstytucyjnego jednak zupełnie pominął w uzasadnieniu swojego wyroku „europejski” aspekt tej sprawy.
Czy art. 14 prawa prasowego mówiący o tym, że „dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była ona uprzednio opublikowana” nie jest absurdalny? Po co autoryzować wypowiedź, która jest dosłownym cytatem?
Jeden z głównych problemów z autoryzacją polega na tym, że nie służy ona wcale zagwarantowaniu rzetelności cytatu. Gdyby tak bowiem było, udowodnienie w procesie przez dziennikarza, że zacytował słowa rozmówcy rzetelnie musiałoby się skończyć wyrokiem uniewinniającym. Tymczasem sąd tak naprawdę nie bada tej okoliczności w procesie. Autoryzacja jest więc po prostu instrumentem, który pozwala osobie udzielającej wywiadu, która na przykład uzna, że nie powinna była użyć tych czy innych słów, zablokować publikację i to bez podania powodu.
Prawo prasowe z 1984 roku, które ustanowiło konieczność autoryzacji wywiadów jest dziś anachronizmem w Europie. Autoryzacja pozostała bodaj tylko w Polsce jako przepis prawa. Czy dziś autoryzacja to cenzura?
Niewątpliwe autoryzacja jest swoistym rodzajem cenzury, ponieważ pozwala zapobiec planowanej publikacji. W innych krajach dziennikarzowi, który dopuścił się nierzetelności wymierzana jest najczęściej odpowiedzialność cywilna za naruszenie publikacją dóbr osobistych.
Czy to oznacza, że nie jesteśmy państwem demokratycznym i ograniczamy wolność słowa?
Najbardziej niepokojące w całej tej sprawie jest to, że ogromna większość prawników popierała i pewnie nadal popiera przepisy, które w oczywisty sposób są niezgodne ze standardami wolności słowa w państwie demokratycznym. Co dziwne, obrońcy autoryzacji są również wśród dziennikarzy. Być może uważają oni, całkowicie błędnie, że fakt dokonania autoryzacji zwalnia dzienniarza z odpowiedzialności za publikację wypowiedzi jego rozmówcy.
Czy autoryzacja musi zniknąć z prawa prasowego i z praktyki dziennikarskiej?
Wydaje mi się, że autoryzacja powinna zostać wykreślona z Prawa prasowego, ponieważ każda próba „poprawienia” tych przepisów skończyć się musi stworzeniem regulacji niejasnej i bardzo kazuistycznej. Tymczasem przepis karny powinien być jak najbardziej precyzyjny, tak by obywatel (w tym przypadku dziennikarz), mógł być świadomy konsekwencji prawnych swoich działań.
Można zaufać dziennikarzom, że nie będą manipulować wypowiedziami, dopisywać słów, zniekształcać treści, itd.?
Jednym można a innym nie. Waże znaczenie ma tutaj reputacja tak konkretnego dziennikarza jak i tytułu, który reprezentuje. Niewątpliwe każdy dziennikarz musi działać teraz ze świadomością, iż jego pomyłki czy zła wola mogą zrazić jego rozmówców do współpracy z mediami.
Czytaj dalej: TUTAJ
Inne tematy w dziale Rozmaitości