SDP SDP
544
BLOG

Jerzy Wizerkaniuk o autoryzacji i wyroku w Strasburgu

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Z Jerzym Wizerkaniukiem, który wygrał w Strasburgu z polskim wymiarem sprawiedliwości o autoryzacji rozmawia Błażej Torański.

Jerzy Wizerkaniuk, 59 lat. Dziennikarstwem zajmuje się od 35 lat. Przez wiele lat był dziennikarzem „Gazety Poznańskiej”, kierował jej oddziałem w Lesznie. W 1988 roku został redaktorem naczelnym miesięcznika „Wiadomości Kościańskie”, a w 1999 roku, od chwili powstania, jest szefem „Gazety Kościańskiej”, wydawanej w nakładzie do 8 tys. egzemplarzy.

Nie zabrakło Panu wyobraźni?

Od początku byłem przekonany, że coś jest nie tak. Uzmysłowił mi to dr Michał Zaremba z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, który podtrzymywał mnie na duchu, ale przede wszystkim pomógł przygotować odwołanie do Trybunału Konstytucyjnego i skargę do Strasburga. Mówił mi, że w całej cywilizowanej Europie nie ma czegoś takiego, jak autoryzacja, tylko u nas i na Białorusi. To dlaczego ma to nadal być?

Dziennikarzem jestem ho, ho i jeszcze trochę i pamiętam stare czasy. Przepisy o autoryzacji, które wprowadzono w 1984 roku według mnie miały jednoznaczny wydźwięk. Na pewno nie chodziło o troskę o dziennikarzy, tylko o dygnitarzy, żeby się nie kompromitowali w rozmowach na trzeźwo czy po spożyciu. Zawsze mogli skontrolować, co zostanie opublikowane. Jak cenzor dostał wywiad z pierwszym sekretarzem, to na pewno nie odważył się ingerować.

To już historia. Teraz otworzył Pan puszkę Pandory. Przewidział Pan taki rozgłos?

Po prostu jest szansa, abyśmy i na tym odcinku byli cywilizowani. Nic więcej.

Ale uchylił Pan drzwi tym, którzy chcą wykreślenia z polskiego prawa autoryzacji.

Mam nadzieję, że tak się stanie. Autoryzacja jako taka mi nie przeszkadza. I nie powinna przeszkadzać żadnemu dziennikarzowi z przyczyn etycznych. Ja takimi zasadami kieruję się od samego początku. Nie idę do nikogo po wywiad, aby mu szkodzić. Jeśli na czymś się nie znam, a o tym rozmawiam, to - aby nie skompromitować mojego rozmówcy albo samemu się nie kompromitować – proszę rozmówcę, aby przeczytał tekst, czy przypadkiem głupot nie napisałem i wszystko dobrze zrozumiałem. Do takiej autoryzacji nie potrzeba ani żadnego przepisu, ani przymusu karnego. Dziennikarze powinni być odpowiedzialni i nikt do tego nie musi ich batem przypędzać.

Pan jednak mówi przez siebie, przez swoje doświadczenia. Dam temu wiarę. Ale uwalnia Pan od obowiązku autoryzacji także tych, którzy nie mają odpowiedzialności za słowo, którzy być może potrzebują bata.

Jest jeszcze prawo cywilne. Nie można nikogo bezkarnie obrażać, pisać kłamstw. Ale do ścigania tego są inne procedury. Tymczasem mnie ścigał prokurator w imieniu państwa i za pieniądze podatnika, chociaż poseł Tadeusz Myler napisał, że rezygnuje z autoryzacji wywiadu. Potraktowałem to literalnie i wydrukowałem stenogram. Sędziowie w Strasburgu jako pierwsi zainteresowali się treścią tego wywiadu.

 

więcej TUTAJ

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości