SDP SDP
284
BLOG

Antoni Dudek o mediach publicznych, prawicy i lewicy

SDP SDP Polityka Obserwuj notkę 0

Z Antonim Dudkiemo mediach publicznych, przewidywalności polskiej publicystyki oraz stygmatyzowaniu prawicy i lewicy rozmawia Paweł Luty.

Antoni Dudek– (rocznik 1966) historyk, publicysta, politolog, profesor nauk humanistycznych, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej. Współpracował m. in. z „Wprost”, „Dziennikiem” i „Rzeczpospolitą”. Ostatnio opublikował książkę „Instytut. Osobista historia IPN”. Prowadzi autorskiego bloga na Salonie24.

 

Jak można określić Antoniego Dudka – publicystę? Jako prawicowego, konserwatywnego, liberalnego, lewicowego?

Użyłbym określenia publicysta centroprawicowy dlatego, że w niektórych kwestiach mam poglądy prawicowe, a w innych centrowe. Na pewno nie jestem publicystą lewicowym. Muszę jednak powiedzieć, że niechętnie przyjmuję tak bardzo jednoznaczne określenia, bo w Polsce jest tak, że słyszę o prawicowych historykach, dziennikarzach, publicystach, a oprócz nich są historycy, dziennikarze i publicyści „bezprzymiotnikowi”. Strasznie mnie to śmieszy. Mam poczucie, że próbuje się stygmatyzować tylko jedną stronę a przecież ludzie mają bardzo różne poglądy.

Przez poglądy rozumie Pan też afiliacje partyjne?

Bardzo niechętnie afiliuje się partyjnie. W Polsce ostatnio bardzo dużo mówi się o odpolitycznieniu, co jest według mnie niewykonalne, bo każdy ma jakieś poglądy polityczne. Lansuję zatem hasło odpartyjnienia. Chodzi mi oto, żeby w pewnych sferach życia, np. w nauce, administracji czy w mediach, ograniczyć utożsamianie urzędników, dziennikarzy, socjologów czy politologów z konkretnymi partiami. Sympatie polityczne ma każdy, ale nie musi to być od razu konkretna sympatia partyjna. Tak jest ze mną: w pewnych sprawach mam sympatię do Platformy Obywatelskiej, w innych mam sympatię do Prawa i Sprawiedliwości. Nie kwalifikuje się jednak jako sympatyk żadnej z tych dwóch wielkich partii, choć z pewnością znajduję w nich więcej rzeczy, które mi odpowiadają niż np. w Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Czy dostrzega Pan, że znacząca część dziennikarzy i naukowców podziela hasło odpartyjnienia?

Obserwuję z niepokojem mechanizm wymuszania na takich osobach jak ja jasnej deklaracji: „Czy Pan to popiera Platformę czy Pan popiera PiS? Wiemy, że jest Pan prawicowy, ale niech się Pan określi.”. Nie podoba mi się to „samookreślanie”, bo ja się nie chcę się w ten sposób określać. Gdyby mnie to interesowało, to wstąpiłbym do jakiejś partii i został jej działaczem. Nigdy tego nie zrobiłem i nie zamierzam zrobić. W zdrowej demokracji obok ludzi, którzy są jej podstawą, czyli polityków partyjnych, dla dobrego funkcjonowania infrastruktury politycznej jest też potrzebna grupa obserwatorów, komentatorów, analityków, którzy mają swoje sympatie i poglądy polityczne, ale nie są jednoznacznie utożsamiani z którąkolwiek z partii.

Mógłby Pan w takim razie powiedzieć, że polska publicystyka polityczna jest „ukąszona partyjniactwem”?

Słabość polskiej publicystyki politycznej polega na tym, że większość jej uczestników jest zbyt jednoznacznie kojarzona. Jest takie grono publicystów i komentatorów, których tekstów nie muszę nawet czytać, żeby dowiedzieć się co mają do powiedzenia w danej sprawie. Oczywiście nie domagam się, żeby wszyscy nagle radykalnie rewidowali swoje poglądy i jednego dnia pisali fantastycznie o Kaczyńskim a drugiego dnia tego Kaczyńskiego poniewierali. Chodzi mi o to, by nie bronić racji jakiejś partii od początku do końca nie będąc jej działaczem. Polscy komentatorzy polityczni są niestety zbyt przewidywalni.

Sądzi Pan, że jest to efekt wymuszania, o którym Pan wspomniał czy też raczej publicyści sami z siebie, z własnej woli stają się partyjnymi żołnierzami?

Tych „z własnej woli” jest więcej. Trudno jest kogoś do tego zmusić – to nie jest przymus, to jest presja. Skoro dominują „żołnierze” partyjni, to odstająca od nich mniejszość jest przymuszana, żeby do nich dołączyła. I nie jest tak, że to zjawisko odnosi się wyłącznie do PO i PiS, choć te partie dziś dominują. Ludzie związani z „Krytyką Polityczną”, z szeroko pojętą lewicą też są stosunkowo przewidywalni. W 90% przypadków jestem w stanie odgadnąć co powie w konkretnej sprawie przedstawiciel środowiska „Krytyki Politycznej”. Podobnie jest z resztą z „Gazetą Wyborczą”, czy „Gazetą Polską”. Dużą sztuką jest znaleźć w „Wyborczej” surową krytykę rządu Donalda Tuska, choć to się zdarza, ponieważ od czasu upadku Unii Wolności nie ma już dla ludzi z tego środowiska partii idealnej. Z drugiej strony, równie trudno będzie znaleźć w „Gazecie Polskiej” zasadniczą krytykę Jarosława Kaczyńskiego, co nie oznacza, że „Gazeta Polska” jest organem PiS-u i wykonuje wszystkie polecenia jej prezesa.

Podał Pan przykłady odnoszące się do prasy. W innych mediach jest inaczej?

Najgorzej jest w mediach publicznych. Trwające już bez mała dwadzieścia lat wydzieranie sobie nawzajem mediów publicznych przez polityków to jest jakiś koszmar. Telewizja publiczna jest takim sienkiewiczowskim postawem sukna rozdzieranym na drobne kawałeczki, którego zostaje coraz mniej.

Wraz z nowym parlamentem dojdzie do odpartyjnienia mediów publicznych?

Jestem pesymistą w tej kwestii. Już kilkakrotnie apelowałem do polityków, żeby nie odpolityczniali mediów publicznych tylko je odpartyjnili, ale jest to sprawa beznadziejna, bo dla nich to jest tożsame. Zarządy w mediach publicznych powinny być politycznie pluralistyczne, ale w ich skład nie mogą wchodzić ludzie jednoznacznie kojarzeni z partiami. Obecnie nie jest to możliwe, ponieważ chęć polityków do kontrolowania mediów publicznych jest zbyt wielka, co jest związane z tym, że telewizja publiczna nadal jest najsilniejsza na rynku. Dopóki to się nie zmieni, dopóty politycy będą chcieli ją kontrolować. Musimy się z tym pogodzić.

 

Więcej: TUTAJ

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka