SDP SDP
750
BLOG

Michał Matys o dziennikarstwie śledczym

SDP SDP Polityka Obserwuj notkę 0

Z Michałem Matysem o łódzkiej Manufakturze, ABW i „spsieniu” dziennikarstwa śledczego rozmawia Stefan Truszczyński.


 

Napisał Pan książkę – reportaż śledczy, który rzeczywiście czyta się jednym tchem. Rzecz o Łodzi, o ludziach odważnych i przedsiębiorczych, ale i schowanych w cieniu takich co przeszkadzają budować i działać. Czy nie powinien Pan tych „hamulcowych” bardziej ujawnić. Czy może nitki prowadzą tak wysoko, że strach?

To sprawa dla wymiaru sprawiedliwości. Opisałem nieznane, sensacyjne kulisy powstania łódzkiej Manufaktury. To zadziwiająca historia, z której wynika, że w Polsce można oskarżyć niewinnych ludzi, nasłać na nich ABW, zamknąć do aresztu, zniesławić, a po trzech latach po prostu powiedzieć „przepraszam to była pomyłka”. To właśnie przytrafiło się ludziom, którzy wymyślili Manufakturę. Być może komuś zależało na tym, aby Manufaktura nie powstała. Ale to zbyt poważna sprawa, abym snuł spekulacje. Wyjaśnić to powinien wymiar sprawiedliwości, choćby po to, aby nic podobnego nie powtórzyło się w przyszłości.

Dziennikarstwo śledcze o ile nie inspirowane przez czyjeś polityczne – policyjne cele to wielka przygoda, ale to praca wymagająca odwagi, ryzyka. Jak daleko można się posunąć?

Pracując nad książką postępowałem tak jak wtedy, gdy pisałem artykuły o polskich milionerach, najpierw w „Gazecie Wyborczej”, a potem w miesięczniku „Profit” (dziś „Forbes”) . Zbierałem informacje z różnych źródeł, analizowałem je i układałem w całość. Stopniowo wyłaniała się z tego opowiadana przeze mnie ich historia. Nie uważam się jednak za dziennikarza śledczego. Zresztą powiem coś kontrowersyjnego. W Polsce nie ma czegoś takiego jak dziennikarstwo śledcze, istnieje tylko „dziennikarstwo teczkowe”. Dziennikarze dostają od informatorów gotowe „teczki” z dokumentami, na podstawie których opisują konkretne historie. Fatalne jest to, że nie weryfikują tych dokumentów. Ale rozumiem nawet dlaczego tak postępują. Piszą pod ogromną presją, redakcje zmuszają ich do dostarczania coraz większej liczby sensacyjnych artykułów, bo gazety walczą o czytelników. Efektem tego jest ogólny upadek dziennikarstwa śledczego, a mówiąc dosadnie jego całkowite „spsienie”.

Dlaczego wybrał Pan Łódź – Manufakturę – p.p. Mieczysława Michalskiego i Cypriana Kosińskiego?

Bo to ciekawa, fascynująca historia, która rozgrywała się na moich oczach. Wszystko zaczęło się 20 lat temu. Byłem początkującym dziennikarzem i przypadkowo znalazłem się na konferencji prasowej zorganizowanej przez Mieczysława Michalskiego, nowego dyrektora wielkiej państwowej fabryki włókienniczej w sercu Łodzi, zbudowanej w XIX wieku przez Izraela Poznańskiego. Były to czasy, gdy w Łodzi pracowało we włókiennictwie sto tysięcy ludzi, a stukot maszyn słychać było na każdym rogu ulicy. Michalski miał odwagę powiedzieć, że włókiennictwu grozi zagłada. Zapowiedział, że przerobi fabrykę na coś na kształt „starego miasta”, którego Łódź nigdy nie miała – z rynkiem, galerią handlową, kafejkami, kinami, kręgielnią i hotelem. Większość łodzian pukała się w czoło i komentowała, że zwariował. Dziś wiadomo, że okazał się wizjonerem. Nie zrealizowałby jednak swojej wizji, gdyby nie przypadkowe spotkanie w pobliskim Pałacu Poznańskiego. Spotkał tam Cypriana Kosińskiego, dawno niewidzianego kolegę z akademickiej drużyny siatkówki, który wyjechał z kraju i zrobił karierę biznesmena we Francji i Zairze. Kosiński sprowadził do Łodzi Francuzów. Po wielu perturbacjach zainwestowali oni w odbudowę fabryki ponad ćwierć miliarda euro! W ten sposób powstała Manufaktura, która zmieniła oblicze Łodzi. Ale najwyraźniej komuś się to nie spodobało. Niespodziewanie Michalskiego i Kosińskiego zatrzymała ABW. Dochodzenie i proces trwały trzy lata. I choć zostali całkowicie uniewinnieni, obaj przypłacili to zdrowiem.

Czy bohaterzy Pana książki powinni czuć się nadal zagrożeni?

Nie sądzę. Ale nie dziwię się, że stracili zaufanie do państwa polskiego. Pozostał im uraz. Bo sprawa wciąż jest niewyjaśniona. Do dzisiaj nie wiadomo, kto stał za oskarżeniem. Niewiele brakowało, aby storpedowało ono całą inwestycję. Ta historia niepokojąco przypomina sprawę Romana Kluski, twórcy komputerowej firmy Optimus, którego w podobny sposób oskarżono i zniszczono. I tak samo do dziś nie wiadomo, kto za tym stał.

Więcej: TUTAJ

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka