Z Krzysztofem Wyszkowskim o dylemacie Galileusza, cenie prawdy i próbie kneblowania ust dziennikarzom, rozmawia Błażej Torański
Krzysztof Wyszkowskidziałacz ruchu antykomunistycznego w PRL, założyciel Wolnych Związków Zawodowych w Gdańsku, twórca tytułu strajkowego biuletynu strajkowego - „Solidarność”, niezależny obserwator obrad "Okrągłego Stołu", doradca premierów Jana Krzysztofa Bieleckiego oraz Jana Olszewskiego, publicysta m.in. "Tygodnika Solidarność", „Expressu Wieczornego”, „Czasu”, "Gazety Polskiej".
Nie przeprosi Pan Lecha Wałęsy za nazwanie go „Bolkiem”?
Agenturalność Lecha Wałęsy jest faktem notoryjnym, powszechnie znanym. Szczególnie po książce naukowców IPN, powołanej do badania najnowszej historii Polski, do której wstęp napisał prezes IPN. Wszyscy oni stwierdzają, że Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB. Instytucja państwowa ogłosiła to na swoich oficjalnych stronach! Miałbym w tej sytuacji, w stylu Galileusza, zaprzeczyć oczywistości? Powiedzieć, że Ziemia się nie kręci? Miałbym wyprzeć się własnego sumienia?
Galileusz na starość, pod groźbą tortur, zaparł się swych poglądów, ale na łożu śmierci mamrotał „a jednak się kręci”.
Jestem przekonany, że nie jestem w sytuacji Galileusza i Sąd Najwyższy potraktuje mnie lepiej, niż Sąd Apelacyjny w Gdańsku, który w moim przekonaniu popełnił rażące błędy. Największym paradoksem jest, że sąd uznał, iż dokonałem należytej rzetelności przy badaniu sprawy, a równocześnie wymierzył mi karę opublikowania przeprosin w godzinach największej oglądalności w TVN i w TVP. To jest kara gigantyczna, przekraczająca moje możliwości materialne, tym samym sąd uniemożliwił mi podporządkowanie się wyrokowi. Są więc dwa powody, dla których nie przeproszę: bo nie chcę i – z powodów ekonomicznych - nie mogę.
więcej TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka