Utrzymanie dużej armii jest wielkim wyzwaniem dla każdego państwa, które pragnie odstraszyć potencjalnego agresora. Czy po agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, Polska może mieć niewielkie siły zbrojne?
Stoimy w obliczu zderzenia się różnorodnych opinii na temat planowanej wielkości sił zbrojnych, gdyż po jednej stronie będą apelujący o mniej czołgów, a więcej „masła”, używając przenośni. Zaś po drugiej, zwolennicy budowania dużego wojska o znaczącym potencjale odstraszania potencjalnego agresora. Paradoks polega na tym, że obie grupy będą miały sporo racji. Polska jest krajem średniej wielkości o ograniczonej sile gospodarki, która w ostatnich latach stała się jeszcze bardziej zależna od wahań koniunktury – szczególnie za Odrą. Nie poszliśmy drogą tworzenia dużego, ciężkiego przemysłu wraz z rozwojem zaawansowanych usług w obszarze np. telefonii komórkowej czy procesorów. Przykładami takich państw, które to zrobiły i zyskują są Korea Południowa i Tajwan. Wciąż próbujemy, ale po okresie znaczącej redukcji przemysłu w latach 90-tych, nasze możliwości rozwojowe wyhamowują. Stąd wszelkie duże wydatki na armię, będą tymi pierwszymi, które mogą spotkać się z cięciami w budżecie z dużym deficytem.
Niestety druga strona ma również wiele racji. Za naszą wschodnią granicą rozgrywa się dramatyczna wojna na wyczerpanie. Jeżeli za kilka lat staniemy w obliczu agresywnych działań Moskwy nieprzygotowani, bez znaczących pod względem ilości sił wojskowych, możliwe, że stracimy więcej niż dobrą perspektywę na gromadzenie środków finansowych w ramach dobrze zbilansowanego budżetu państwa. Spójrzmy na to w skali mikro i makro. Wojna, na dodatek przegrana, to nie tylko straty biologiczne, ale i poważne zniszczenia materialne. Kupiłeś mieszkanie, dom – pomyśl o jego perspektywie zniszczenia bądź utraty na rzecz okupanta. Na szerszym poziomie to konieczność zaangażowania państwa w odbudowę infrastruktury ze zniszczeń, a więc naprawę tego, co z takim wysiłkiem budujemy od wielu lat. Czy takie zagrożenie da się wycenić? Myślę, że warto rozważyć budowę znaczących sił zbrojnych w odniesieniu do pewnego argumentu.
Polskie siły zbrojne muszą być większe niż w ostatnich latach, aby dysponować kadrami zdolnymi obsadzić nowo zamówiony sprzęt. To z kolei powinno korelować z potrzebą budowy armii zdolnej odeprzeć bądź wytrzymać pierwsze uderzenia przeciwnika. Posiadanie armii 300 tysięcznej może być wystarczającym straszakiem lub argumentem dającym nam zdolności do odparcia napaści. A w najgorszym razie do wytrzymania pierwszego impetu i wyprowadzenia ciosu w ramach znacznie dłuższego konfliktu. Wojny niezmiernie rzadko są wygrywane przez małe, profesjonalne siły zbrojne, ale duże armie po mobilizacji rezerw.
Trzeba pamiętać o momencie rosyjskiej inwazji, w którą zaangażowano około 200 tys. żołnierzy. Rosjanie nauczeni niepowodzeniami, kolejny atak zorganizują na znacznie większą skalę – patrząc na to powinniśmy dysponować nieco większymi siłami zbrojnymi. Nie będzie to łatwe z perspektywy finansów publicznych, ale nie zapominajmy o tym, że działania krótkoterminowe, ale ze szkodą dla wojska, w odniesieniu do dalszej przyszłości mogą nas kosztować więcej niż doraźne korzyści w krótkim czasie.
Wyrażane powyżej poglądy są osobistym, i wyłącznym wyrazem troski autora o bezpieczeństwo państwa i nie stanowią opinii jakiejkolwiek instytucji.
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo