Kryzys, który dotyka polską gospodarkę prawdopodobnie cofnie nas do początku lat 90-tych, kiedy nasz PKB kurczył się - zamiast rosnąć. W pierwszej kolejności stracą małe i średnie przedsiębiorstwa, i to do nich jest adresowana pierwsza wersja tarczy antykryzysowej. Są to przedsiębiorstwa skazane na upadek, jeżeli nie otrzymają pomocy teraz. Można jednak ubolewać, że zaproponowana pomoc to kolejny gąszcz biurokratycznej papierologii. Należy to uprościć i zrobić to szybko, aby przyśpieszyć otrzymywanie pomocy.
Jednak w następnej kolejności są większe przedsiębiorstwa, które dysponują możliwością przetrwania od dwóch do trzech miesięcy. A staje się bardzo prawdopodobne, że nastąpi u nas scenariusz negatywny i gospodarka będzie skazana na obecną trudną sytuację do czerwca, a może nawet lipca. Nasza krzywa zarażeń rośnie powoli, ale przy ponad 4200 przypadków należy zakładać, że faktycznie potencjalna liczba wynosi 10 500 (mnożnik 2,5) lub 12 600 (mnożnik 3). Z chwilą kiedy znajdziemy się na takim pułapie, a liczba zachorowań nie będzie spadać, należy kolejny raz przypuszczać, że liczba przypadków zwiększy się ponownie w zależności od mnożnika, czyli statystycznej liczby zakażeń wywoływanych przez jedną osobę. Aż do wartości szczytowej zakażeń, której nie jesteśmy w stanie określić jaka będzie. Nie możemy też dokładnie oszacować śmiertelności, gdyż ta będzie nam znana z chwilą zakończenia epidemii. Całość znacząco wydłuży proces znajdowania się gospodarki w dołku. Nastąpi fala zwolnień i kurczenie się rynku pracy. Zmniejszona liczba wydatków generowanych przez gospodarstwa domowe jeszcze bardziej ograniczy konsumpcję i dochody firm, a tym samym także budżetu państwa. Należy również brać pod uwagę sytuację, w której na jedno negatywne zjawisko będą się nakładać kolejne. Już teraz w Polsce jest bardzo sucho i istnieje wysokie ryzyko, że po raz kolejny dotknie nas susza.
Konsekwencje takiej sytuacji będą bardzo dotkliwe. To nie jest jakieś tam zagrożenie dla klasy politycznej, która może zostać w następnych wyborach pozbawiona władzy. To jest czytelne zagrożenie dla państwa w skali jakiej jeszcze nie przyszło nam sobie radzić od wielu lat. Taka sytuacja jest przekleństwem, ale też szansą na wprowadzenie zmian. Przykładem może być nacisk na większą cyfryzację usług w urzędach publicznych i w zakresie oferowanym przez przedsiębiorstwa. Więcej ludzi przejdzie do pracy zdalnej w domu, która może odciążyć firmy od niepotrzebnych wydatków generowanych przez obecność pracownika w firmie. To są możliwości, które można istotnie zwiększyć.
Przykładu dostarcza również Hiszpania, która od 2008 r. doświadczyła ciężkiego kryzysu włącznie z falą bezrobocia. Obecnie rząd hiszpański planuje wprowadzić dochód podstawowy dla obywateli. I co więcej, firmy mają zakaz zwalniania pracowników (1). W Polsce nawet nie są brane pod uwagę takie rozwiązania. To błąd. Powinniśmy ograniczyć programy socjalne i/lub zlikwidować 500+ - jak również inne, które nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Chociaż program 500+ znacząco pomógł polskim rodzinom i tak naprawdę jest programem na zwiększenie konsumpcji, to nie przyczynił się do radykalnego zwiększenia populacji. Niestety ten program ma swoje ograniczenia. Nie trafia do ludzi, którzy nie mają dzieci lub z różnych powodów ich mieć nie mogą. Mamy niebagatelną szansę, aby wprowadzić rozwiązanie przełomowe. Ustanowienie dochodu podstawowego dla wszystkich obywateli znajdujących się w wieku produkcyjnym mogłoby uratować sytuację. Byłoby znacznie większym zastrzykiem finansowym dla gospodarki i ratowało ludzi, którzy stracą pracę. W zasadzie wypłacanie świadczenia z tytułu bezrobocia straciłoby sens. Od każdego zależałoby czy woli skromny dochód podstawowy albo też łączy go z wykonywaniem pracy. Moglibyśmy w ten sposób uprościć pomoc socjalną od państwa i zlikwidować wiele innych programów. W zasadzie dając każdemu obywatelowi premię od momentu osiągnięcia pełnoletności. Dochód podstawowy to konkretne środki dla każdego, które chroniłyby przed ubóstwem i wracały do budżetu w postaci wydatków konsumpcyjnych. Innym mogłyby być duże inwestycje rządowe w programy infrastrukturalne.
Dochód podstawowy to roczny koszt rzędu 180 lub 200 mld rocznie. Na początku wymagałby zwiększenia zadłużenia kraju. I określenia jego wpływu na budżet w latach następnych. Czy ten program jest realny, to dyskusyjne, bo zawsze pojawi się dużo aspektów za i przeciw. Możliwe, że niektóre państwa tak będą ratować gospodarkę w wyniku wybuchu pandemii. I to może być przełom na świecie, który w jeszcze większym stopniu zwiększy zdolności państw. Nasili się proces konkurencji o zasoby, co pokazała sytuacja we Włoszech i Hiszpanii, gdzie brakowało lekarzy i pielęgniarek. W tych krajach istnieje większa świadomość, że prawdziwym źródłem kapitału jest człowiek a nie kolejny telewizor lub samochód. Te rzeczy można zawsze kupić. Konkurencja o zasoby ludzkie i zwycięstwo w tej walce przyczyni się do utrzymania gospodarki na wyższym poziomie niż poprzedni - inaczej państwom słabym grozi stagnacja. Tego typu stagnacja grozi zwłaszcza, tym, którzy doświadczyli masowej emigracji. I Polsce to grozi. Pandemia będzie dla nas miała bardzo poważne konsekwencje i w gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do pieniędzy - kto będzie miał ich więcej.
Źródło:
Bankier.pl
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Hiszpania-wprowadzi-bezwarunkowy-dochod-podstawowy-7856845.html
Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie historia oraz politolog. Zajmuje się badaniem okresu od 1945 do 1989 r. Interesuje się również bezpieczeństwem narodowym, strategią i teoriami stosunków międzynarodowych. Zawodowo zajmuje się archiwistyką.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka