Nie radzimy sobie z komunikacją. Przykre to i bardzo traumatyczne dla społeczeństwa.
Nie potrafimy nie tylko wybudować autostrad... ale kiepsko nam idzie także z koleja. Metro budujemy już drugi wiek z rzędu i to tylko w stolicy. Stolicę mamy zatkaną i nieprzejezdną.
Holendrzy metro w mokrych gruntach Amsterdamu pociętego kanałami i zwanego Wenecją Północy zbudowali w parę lat.
Z drogami lokalnymi też nam nie wychodzi. Ostatnio troche ich wybudowano w czasach premierów PiSowskich. Mam tu na myśli obu panów i Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. Chociaz tak naprawdę to za Kaczyńskiego roboty drogowe szły pełną parą w całej Polsce aż furczało. To jednak był on zbyt krótko premierem by nadrobić nagromadzone przez dziesięciolecia zaniedbania. (Właściwie to były to renowacje i modernizacje starych tras np. trasy z Krakowa do Warszawy.)
Przed PiSem tak intensywnie polskie drogi budował chyba tylko Gierek. Trasa katowicka, trasa łazienkowska, wislostrada. Rozpoczęta droga ekspresowa z zachodu na wschód. Nie wiem jak się ona nazywała. Do dziś można spotkac na linii planowanej j trasy odlane w betonie potężne przyczółki wiaduktów i mostów tkwiących teraz samotnie pośród pól zielonych... takie monumenty niedokończonej industrializacji zdmuchnietej przez burzę dziejową.
Tej wiosny wydaje się że wszystko wróciło do dawnej przedpisowskiej normy.
Cisza... spokój... nic się nie dzieje w naszym polskim sielskim krajobrazie... Ruch jest tylko na cmentarzach. W tym roku jest więcej wypadków na drogach niż w równoległych miesiącach zeszłago roku. Nie pomaga nawet nakaz jazdy z włączonymi światłami mijania
Cisza i spokój były także w pokojach Ministerstawa Infrastruktury i GDDKiA.
I nagle ta cisza została przerwana. Nie wytrzymał Premier
Przyznał odważnie, że wprawdzie rząd pod jego kierownictwem nie potrafi budować autostrad - a kto potrafił! Jego poprzednicy też nie potrafili - ale zacznie szybko budować trasy szybkiego ruchu.
Jak go zwał tak go zwał. Ważne, żeby było po czym bezpiecznie jeździć... w ogóle uważam, że jest to bardzo dobry pomysł.
Media jednak donoszą, że ten pomysł Premiera spotkał się z riposta szefa GDDKiA Janusza Kopra, który wskazał na istny węzeł gordyjski w jaki udało się naszym politykom i różnego rodzaju lobbystom zaplątać procedury związane z budową autostrad.
Szef Generalnej Dyrekcji słowa Premiera skwitowal mniej więcej tak samo jak Z. Kotlarek prezes Polskiego Kongresu Drogowego.
”pomysł z drogami ekspresowymi nie jest trafionym rozwiązaniem. Nie da się zmienić decyzji o budowie określonej drogi z dnia na dzień. Gdyby rząd zdecydował się na budowanie dróg ekspresowych, to te drogi nie powstaną przed 2012 rokiem. Tyle zabierze zebranie od nowa wszystkich decyzji lokalizacyjnych oraz środowiskowych. Dodatkowo należy liczyć się ze zmianą prawa. Jeśli zrezygnujemy z autostrad, to będziemy musieli porozumieć się z ekologami w sprawie dokładnego przebiegu tych tras. Nie wspominając już o tym, że drogi przebiegają w europejskich korytarzach sieci TEN-T. Polska w 1999 roku zobowiązała się w nich wybudować autostrady. Do zmiany planów musimy uzyskać zgodę UE.”.
Za tę krytyke Koper stracił stanowisko. Myslę jednak że dobrze się stało. Pomysł z drogami ekspresowymi jest pomysłem na wyjście z autostradowego matrixu.
Zaraz i natychmiast powinien powstać zespół logistyczno koncepcyjny. Nawet jeśli ten rok trzeba będzie poświęcić na prace koncepcyjno planistyczne i zmienić dla potrzeb nowego programu drogowego prawo, to trzeba to robić i to jak najszybciej.
Natomiast dla potrzeb rozwiązania autostradowego węzła (gordyjskiego) powołać sztab likwidacyjny.
Program budowy autostrad w Polsce jest tak pogryziony przez różnego autoramentu pasożytów. Tyle różnego rodzaju firm, przewaznie spółek giełdowych na nim się upasło... że wygląda teraz jak drewno wyżarte przez korniki. Z tego materiału już nic nie da się zrobić. Ten program może już tylko generować straty.
Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła raport z polskich dokonań w transporcie kolejowym i drogowym w latach 1990-2004.
“Według inspektorów (np.) Stalexport nie wywiązał się z podpisanej w 1997 r. umowy koncesyjnej. (...) przeciągają się remonty, droga nie spełnia europejskich norm: nie udało się poszerzyć jezdni, zbudować bezkolizyjnych zjazdów, nowych stacji benzynowych i moteli.”
A to oznacza tylko jedno , że te kawałki szos wyposazone w bramki do poboru opłat, które dumnie nazywamy autostradami wcale nimi nie są.
Być może dla wyjaśnienia naszej autostradowej klęski sejm powinien powołać zespół niezależnych ekspretów.
Społeczeństwo powinno poznać nazwiska ojców tej klęski i wielkiego blamażu.
Prawo organizujące w Polsce budowę autostrad powstawało w okresie tryumfu zasady “ustawa za łapówkę”.
Wykształcenie: administratywistka,(magister administracji po studiach na Uniwersytecie Warszawskim) b. samorządowiec...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka