Tęcza się pali, petardy latają, ludzie się kłócą do białego rana, a potem rano wstają, idą do pracy żeby zarobić tyle złotówek, żeby móc dalej pracować. Potem dyskutują o kolejnej porażce reprezentacji, piją, idą spać i wstają rano, żeby zarobić na chleb do końca miesiąca. Wcześniej wyśmiewali ministra za jego zegarki, albo inną minister za bieganie wkoło stadionu...
Zawsze jednak sytuacja się powtarza: afera, dyskusje/kłótnie, picie/praca i powrót do rutyny. Do wypłat, które starczają na tyle, żeby mieć na rachunki, podatki, żeby nie być bezdomnym i móc pracować. I płacić rachunki i podatki. Dlaczego my, naród Polski, nie potrafimy skupić się na czymś co nam przeszkadza i co nas boli na więcej niż jeden, góra 3 dni. Bez pomocy mediów oczywiście, bo przy nich jeden wypadek drogowy, jedna wyrodna matka, czy inny psikus jakich setki dzień w dzień urastają do rangi kataklizmów, o których trzeba trąbić i krzyczeć non-stop, aż do zarzygania. I pomijam tu kwestie smoleńska, bo gdyby o tym mówić skromnie ale z sensem, to mielibyśmy opozycję – jakiś wybór... albo nawet nowy rząd. Jeden z najistotniejszych tematów został całkowicie zamęczony i pozbawiony logiki. Dobra robota panowie i panie z rządu, mediów i PiSu.
Dlaczego pozwalamy żeby nasz własny rząd (który miał nas reprezentować) śmiał się z nas kłamiąc w żywe oczy, obsrywając swoje obietnice, marnotrawiąc nasze pieniądze jednocześnie wyciskając z nas ostatnie grosze? Ewentualnie śmiejąc się wprost do kamer mówiąc, że więcej czasu poświęcają kibicowaniu i harataniu w gałę niż polityce... Nie raz i nie dwa nasi "rządzący" mówili, że jesteśmy narodem zdziczałym. Takich chcemy przedstawicieli? Już nie pytam, czy ludzie z takimi poglądami mają nami rządzić?
Dlaczego jesteśmy tacy hardzi bojowi w tematach rodem z "mody na sukces", a nie potrafimy się postawić, kiedy kolejną zmianą prawa, albo miliardowym "przetargiem" jesteśmy dymani w anus, a nasze emerytury przewracają się w grobie? Kibole, narodowcy i inne subkultury się temu sprzeciwiają otwarcie, ale wtedy naturalnie latają petary i kostki brukowe – czy to prowokacje czy nie, to inny temat – pytanie brzmi: dlaczego wszyscy (poza działaczami rządowymi oczywiście) pozwalamy na to dzień w dzień? Związkowcy ogarnęli wielki, 3 dniowy protest – potem cisza. Wydaje mi się, że protest powinien trwać bez przerwy, aż odniesie skutek.
Albo ten rząd zacznie rządzić krajem, a nie "robić politykę", albo szukajmy alternatywy...
Inne tematy w dziale Polityka