Święto zakochanym nie działa, jest zwyczajnie popsute. Przynajmniej w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Nie wiem kto zepsuł, może media, może koncerny, może kobity, może faceci, a może od początku nie działało.
Dla większości par walentynki zamieniły się w kolejny dzień kobiet, facet kupuje kwiaty, rezerwuje stolik w restauracji o której jego luba wspomina mimochodem od tygodnia, potem teatr albo kino - koniecznie komedia romantyczna, a jak wszystko dobrze pójdzie to wieczór kończy się igraszkami w sypialni. Oczywiście przez "wszystko dobrze pójdzie" rozumiemy "o ile facet nie spierniczy tego magicznego wieczoru, na który ona tak długo czekała". Podsumowując dokładnie ten sam schemat co dzień kobiet, jej urodziny/imieniny, rocznicę ślubu/związku itd.
Dla większości singli jest to dzień depresji, desperacji albo kpin i wmawianiu sobie, że ma się "walę tynki" w nosie.
Jest oczywiście grupa sekretnie zakochanych, którzy mają okazję do wyznania swoich uczuć... ale skoro do tej pory nie zebrali się do kupy i nie dogadali ze swoją drugą połową, to najprawdopodobniej to nie jest ta połowa... albo są chorobliwie nieśmiali i mają większe problemy... albo są nastolatkami i za tydzień im przejdzie.
Oczywiście niezależnie czy wykonuje się rytualne wycieczki po restauracjach i kinach czy imprezuje w poszukiwaniu szybkiego numerka można się dobrze bawić, a do tego każda okazja jest dobra, możecie marudzić, że to naiwne święto albo zarobić parę bezcennych wspomnień... Ja już pomarudziłem, teraz lecę po kwiaty - hipokryzja pełną gębą ;)
Inne tematy w dziale Rozmaitości