Chiny będą walczyć o Tajwan, który jest pod ochroną USA. Wojna nuklearna jest o włos.
Przynajmniej tak sugerują niektóre źródła...
Tymczasem póki co wiemy, że władze Chin, jak to mają w zwyczaju co jakiś czas odwaliły fetę i walne przemówienie o swojej potędze, oraz, że odzyskają Tajwan, który przecież zawsze był częścią Chin. Naturalnie wcale im nie przeszkadza, że sami zainteresowani są innego zdania, podobnie jak większość świata.
Oczywiście przy okazji takich deklaracji, jak na każdą szanującą się "dyktaturę" trzeba zrobić pokaz siły, więc odwalili manewry wojskowe w okolicy, do tego kręcąc raptem minutowy filmik promujący, jacy to są sprawni bojowo. Np że łodzie pływają, a samoloty latają.
Reakcja USA była adekwatnie dramatyczna - wydali oświadczenie typu "hola hola młodzieńcze".
No ale news medialny jest.
A co jeśli Chiny faktycznie zaatakują Tajwan? Co jeśli faktycznie Stany wywiążą się z obietnic i ruszą z pomocą? Świat stanie w ogniu? Moim skromnym zdaniem w ogniu stanie tylko Tajwan, z którego nie będzie co zbierać. No i redakcje całego świata też w ogniu staną. W ogniu mogą też stanąć ceny elektroniki, ale akurat do tego każdy powód jest dobry.
Na mój chłopski rozum USA i ChRL są tak powiązane gospodarczo, że absolutnie żadnemu z nich nie przelicza się psuć sobie interesów z powodu jakiejś wysepki.
Jest też trzecia opcja, czyli że faktycznie chłopaki się rozkręcą i odpalą atomówki, ale tym się kompletnie nie przejmuję, bo jak oni się odpalą, to wszyscy się odpalą i jest spora szansa, że nawet nie poczujemy jak nas zdmuchnie. A to zdecydowanie lepsza wizja, niż patrzenie jakie nowe dyrektywy wymyśli UE, oraz, że Taylor Swift decyduje o tym, kto będzie rządził największym mocarstwem świata.
Podsumowując, myślę że będzie dobrze.
Inne tematy w dziale Polityka