Jak zapewne wiecie ostatnio chłopakom w myckach puściły nerwy i zaczęli na poważnie prać się z chłopakami w turbanach.
Konflikt w Strefie Gazy trwa od dawna, ludzie giną praktycznie codziennie.
Do tej pory była to nieco chaotyczna wojna, raz Hamas porwał trochę żydów, raz Izrael porwał trochę arabów, czasem radośnie wymienili się ogniem, jak się udało turbanom ogarnąć sobie jakieś rakiety, to walili nimi gdzie popadnie, byle miało namalowaną niebieską gwiazdę, za to niebieska gwiazda ma rakiet pod dostatkiem, więc odpalali fajerwerki regularnie i w sumie też gdzie popadnie, bo jak wiadomo Hamas używa cywili jako żywe tarcze, więc w sumie w kogo nie trafisz, to pewnie był terrorysta.
No ale żarty się skończyły, bo nasi pejsaci przyjaciele przeliczyli, że ta zabawa im się nie kalkuluje - a to niedopuszczalne. Więc generałowie zamiast strzelać w każdą podejrzaną chatkę albo szpital postanowili poprosić wywiad o mapę z zaznaczonymi kółeczkiem miejscami gdzie przelicza się strzelać. No i nagle wielki sukces za sukcesem, media trąbią jak to siły Izraela rozbijają przywódców Hamasu jednego po drugim, a czasem nawet grupowo, zupełnie się nie przejmując na czyim terytorium się turbany chowały. No i fajnie, dla mnie bomba. Dla nich też. I to nie jedna, ale też nic nowego.
Ale dziś trafiłem na informację, że w wyniku tych ataków ranny został już piąty żołnierz sił pokojowych ONZ i że kraje zachodu są oburzone. Został ranny mimo, że Izrael ostrzegał gdzie i kiedy będzie brzydko, więc lepiej tam nie być. Ale ONZ stwierdził, że nigdzie nie idzie, bo to ważne, żeby stali na linii frontu i raportowali o sytuacji.
Rozumiecie to? Pejsy walą w terrorystów jak do kaczek, terroryści wysadzają co się da, nieustanny konflikt w strefie trwa latami, tymczasem "Narody Zjednoczone" ślą tam garstkę "sił pokojowych", żeby biedacy z "UN" na hełmach bohatersko stali po środku tego piekła, machając nierozpoznawalną od postrzałów i wybuchów flagą pokazywali światu, że sieją pokój.
To tak absurdalne, że pewnie myślicie że zmyślam? Proszę źródło:
Jak przekazał rzecznik UNIFIL, Izrael poprosić miał o wycofanie się z pozycji do pięciu kilometrów od tzw. niebieskiej linii oddzielającej oba kraje, ale siły pokojowe odmówiły.
"Podjęto jednogłośną decyzję o pozostaniu, ponieważ ważne jest, aby flaga ONZ nadal powiewała wysoko w tym regionie i abyśmy mogli składać sprawozdania Radzie Bezpieczeństwa."
Izrael podziurawiony, Palestyna w gruzach, Liban w ogniu, zaraz pół Bliskiego wschodu walnie jak petarda w zapchanej toalecie... ale ONZ obronił niebieską kreskę na mapie, bo na niej usiadł - i wzywa do rozwiązań dyplomatycznych. No trzymajcie mnie.
Nie wiem, może świadomie stosują taktykę "a niech się tam wymordują, na zdrowie, przynajmniej będzie spokój" ale po co ryzykować życie 9500 żołnierzy wysłanych na wojnę w celach pokojowych?
Nawet nie wiem, czy się śmiać czy płakać.
Inne tematy w dziale Polityka