Petr Pavel, prezydent Czech i były generał NATO wypowiedział się w sprawie wojny na Ukrainie i trochę mnie zasmucił.
Chłop ma CV sugerujące, że wie co mówi i szczerze mówiąc ni jak nie mogę się z nim nie zgodzić. Otóż w skrócie Pavel przewiduje, że wojna skończy się kompromisem, trochę terytorium Ukraina odzyska, trochę straci. Z politycznego punktu widzenia obydwa państwa będą mogły odtrąbić zwycięstwo i rozejść się do domu, niczym dzieciaki wracające z podwórka do domu. Może i ten z drugiej klatki podbił mi oko ale ja mu rozbiłem nos. I git. Tyle, że wg Pana Petra w tym przypadku podbijanie oka i rozbijanie nosa może potrwać jeszcze parę lat.
Skoro się zgadzam z tymi przewidywaniami, to dlaczego wywołuje to u mnie niezadowolenie i chęć buntu?
Po pierwsze taka ocena i wypowiedź, choć jak najbardziej trafna, sprzyja raczej Rosji niż Ukrainie. Jak już pisałem Kreml za wszelką cenę będzie udowadniać, że dalej mamy do czynienia z Imperium Rosyjskim, a nie największą terytorialnie popierdółką świata. Koszty i dobro ludzi, niezależnie od obywatelstwa rządzących obchodzą mniej więcej tak, jak mnie jaką zupę nasz premier jadł na obiad w trakcie powodzi. Tymczasem Ukraina jest uzależniona od pomocy zachodu, który może być lekko zniechęcony wizją inwestowania latami w wojnę, która w zasadzie absolutnie nic nie zmieni i nie udowodni.
Po drugie takie przewidywania przyzwyczajają nas do wizji, choć najbardziej prawdopodobnej, to w moim odczuciu niepożądanej. Bo jaka to wizja? Rosja przez parę lat powalczy, powie "dobra, pokój bo mama woła na obiad", chwilę odpocznie i znowu wróci do napadania na słabszych sąsiadów. W tym czasie cały czas grożąc światu wojną atomową przy każdej okazji. W 2014 uszczknęli "trochę" Krymu, teraz parę km przesuną granicę, za parę lat znowu będzie konflikt zbrojny, wybuchy, migracje, przelew krwi i nieszczęście ludzi. Oczywiście nie tych na Kremlu, tylko tych absolutnie nie mających do nikogo pretensji szarych obywateli.
Moim nieskromnym zdaniem taka wypowiedź, choć się z nią zgadzam merytorycznie, nie jest wypowiedzią "dobrą", bo rozmywa skandal jakim jest ta, kolejna już, napaść Rosji na inne suwerenne państwo. W tym samym czasie Moskwa grozi konfliktem zbrojnym, a nawet atomowym państwom NATO z Finlandią na czele.
Może jednak państwa paktu powinny wziąć się w garść i pokazać zjednoczony front, zamiast przewidywać za ile lat Rosji się znudzi ta wojna i zaczną planować kolejną "operację"? Może jakby zamiast liczyć czas konfliktu nie w miesiącach i latach, a w ofiarach śmiertelnych i straconych kończynach, to lepiej by przemówiło do polityków zachodu?
Tylko błagam nie liczmy w euro i dolarach, bo za parę lat nasze dzieci będą się uczyć rosyjskiego w szkołach od małego. Ustawowo.
Inne tematy w dziale Polityka