Przeglądając "newsy" na jednym z popularnych portali natknąłem się na artykuł dotyczący wojny na Ukrainie.
W normalnych okolicznościach informacja o ofensywie wojsk rosyjskich wywołałaby u mnie uczucia co najmniej negatywne, choćby z tego powodu, że ta wojna w ogóle ma miejsce. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z przepisów, traktatów i innych układów międzynarodowych, nie mówiąc już o mniej, lub bardziej, cichych interesach poszczególnych państw. Z drugiej strony przyzwolenie na konflikt zbrojny w "cywilizowanym" świecie, na granicy UE, NATO i innych ONZ, w XXI wieku wydaje mi się odrobinę surrealistyczne. Szczególnie, że nie jest to szczególnie błyskawiczna potyczka.
W każdym razie dziś na wieść o dalszych walkach i dostawach ciężkiego sprzętu przez Rosjan doznałem niemal ulgi, że w końcu coś nie na temat powodzi, albo kolejnej próbie odstrzelenia Trumpa.
Przyznam, że nieco skołował mnie tekst:
"Jednym z kluczowych miejsc o które w najbliższym czasie toczyć się będą ciężkie walki, zdaniem Ołeksandra Borodina będzie niewielka osada Borów. Choć ze strategicznego punktu widzenia jest ona niemal niewidoczna, to dla Rosjan może być kluczowym elementem w dalszych, ewentualnych działaniach ofensywnych." - to w końcu jest strategicznie nieistotna czy kluczowa? No mniejsza o to, może jest kluczowa, bo niewidoczna, technologia stealth czy coś.
Tak będąc mentalnie jedną nogą w powodzi, drugą na Ukrainie z zadumy wyrwał mnie kolejny mail - po różnych fundacjach przyszedł czas na allegro, żeby poprosić mnie o hajs na powodzian.
Tu pojawia się moje pytanie - skoro realnie w budżecie mamy zarezerwowaną kwotę na odbudowę Ukrainy, a brakuje pieniędzy na "naszych" powodzian... a na Ukrainie dalej rzucają się rakietami i rozjeżdżają dronami... to może by tak przeznaczyć te złotówki na powodzian, bardzo aktualną walkę z żywiołem i odbudową domów polskich podatników, a z remontem Ukrainy poczekać, aż się z ruskimi trochę uspokoją?
Taka luźna myśl.
Inne tematy w dziale Polityka